czwartek, 30 maja 2013

Rozdział XXII cześć 3

-Nie możesz tak mówić!-Wypaliła dziewczyna.-Na pewno jest jakaś szansa!-Powiedziała i miała zamiar dotknąć kraty.
-Nie dotykaj, ta krata jest zaklęta!-Wykrzyknęła Caen, ale było już za późno. Laera bez większych
problemów oparła się. Jakież było zdziwienie na twarzy kobiety.
-Co?-Wydukała i podeszła do dziewczyny.
-O czym ty mówisz?-Spytała ciekawie Laera.-Ja nic nie czuje.
-Ta krata była zaczarowana - po dotknięciu osłabiało cie i odrzucało do tyłu. Tylko rodzeni Nalijczycy bez problemu mogli dotknąć tego.-Odparła Caen w zdumieniu patrząc na towarzyszkę. Laera uśmiechnęła się pod nosem.
-Może i jeszcze nie czaruje, może i nie jestem waszą dorosłą, potężną nadzieją, ale jestem też w połowie Nalijczykiem i zamierzam was uratować.-Powiedziała dumnie dziewczyna.
-Jesteś w połowie Nalijczykiem?!-Rzekła zdumiona kobieta.-Wiesz co to oznacza? Wiesz, jaka to dla nas szansa?
-Raczej nie...-Odparła cicho pod nosem, po czym donośnym głosem powiedziała:-Musimy was uratować i odnaleźć Fasmera. Potem ustalimy co dalej...
-Cicho! Oszalałaś, już któryś raz z rzędu wydzieramy się na całe gardło!-Warknęła na dziewczynę.
-Nie bój się. Przed lochami jest ogromny korytarz, nikt nas nie usłyszy...
-Głupia! Rozchodzi się echo, już pewnie coś do nas idzie.-Odparła groźnie Caen. Nie myliła się. Grupa zbrojnych Nalijczyków zmierzała w kierunku lochów.
-Laero...-Powiedziała z drżącym głosem Shae, która stała przy drzwiach i patrolowała.-Ona ma racje, Nalijczycy już tu prawie są!
Gdy dziewczyna to usłyszała spojrzała na kobietę, która wbijała w nią wściekły wzrok. Laera uśmiechnęła się niepewnie, robiąc dobrą minę do złej gry, a następnie spojrzała na Shae.
-Trzymaj drzwi. Ja uwolnię więźniów. Będziemy się bronić!-Powiedziała władczo i skinęła głową. Shae również uczyniła ten gest.
-Te drzwi otwierają się jak mechanizm dostanie odpowiedni sygnał.-Myślała dziewczyna.-Gdyby wcisnąć coś w zawiasy i zmienić szyfr...?-Podeszła do nieruchomego strażnika i zdjęła z niego hełm oraz sztylet, który miał ukryty w bucie. Jednym susem znalazła się przy drzwiach. Rzuciła hełm na ziemie i zgniotła go.-Dobrze, że robią zbroje z lekkiego metalu, przynajmniej można to łatwo zgiąć.-Wsadziła przedmiot pod drzwi tak, aby nie mogły się przesunąć. Teraz tylko zmienić kod...-Nie ma szans, przecież te drzwi są zaczarowane...-Mówiła do siebie.-Ale gdyby poprzekręcać coś w zawiasach?-Spojrzała na sztylet i na drzwi. Uniosła brew do góry i podeszła do zawiasów. Jakież było jej zdziwienie i radość, gdy ujrzała skomplikowany mechanizm. Uśmiechnęła się.-Więc taka to magia... gdy uderza się zawias drży i przestawia się.-A znajdowało się tam siedem małych metalowych prostokącików, które przesuwały się. Jedno puknięcie oznaczało jeden zawias, kolejne - kolejny. Gdy prostokąty połączyłyby się z metalem na przeciwko nich, zwalniałoby to mechanizm, który puściłby i otwarł drzwi.
Każde prostokąty miały swoją długość - pierwsze trzy (trzy szybkie puknięcia) były krótkie aby zwolnić pierwszy mechanizm. Przez to, że był on ciężki potrzebował szybkiego zwolnienia. Następne dwa były długie(drugi był po to, gdyby pierwszemu nie udało się zwolnić mechanizmu), a ostatnie dwa krótkie. Ostatni mechanizm był najlżejszy i
otwierał drzwi.-Proste.-Pomyślała.-Wystarczy tylko zniszczyć prostokąty.-Tak też uczyniła.
Wepchnęła sztylet w szczelinę, w której znajdował się mechanizm i ucięła prostokąciki, kawałek po kawałku.-Może i ci Nalijczycy mają słabe zbroje, ale ich miecze są genialne.-Mruknęła po dobrze wykonanej pracy. Teraz tylko czekać na efekty.-Laero, zamknęłam drzwi-Krzyknęła do towarzyszki, która powoli uwalniała wszystkich więźniów.
-Dobrze!-Odpowiedziała szybko i wróciła do swojej pracy.-Zajmij się więźniami-Dodała jeszcze.
Chwile wcześniej...
-Caen, pewnie już wchodziło tu dużo Nalijczyków, wiesz jak otworzyć te kraty?-Spytała Laera. Kobieta wzdrygnęła się, lecz po chwili odparła:
-Klucze wiszą na ścianie... nie wszystko tu jest zaczarowane, tylko nasze cele, abyśmy nie użyli magi.
Laera speszyła się, lecz po chwili podeszła i znalazła klucze. Otwarła cele, która zaskrzypiała cicho. Gdy Caen wyszła, Laera w końcu ujrzała ją w dobrym świetle. Miała na sobie brudne łachmany, takie same jak Shae i długie prawie do pasa brązowe, posklejane włosy. Dziewczyna zapamiętała ją, jako małą dziewczynkę sięgającą jej do szyi. Teraz to ona była na równi z jej brodą.
-Przestaniesz się tak na mnie patrzeć i uwolnisz pozostałych, czy nie?-Odparła cicho spoglądając na Laere z wysoka.
-Wybacz... bardzo się zmieniłaś.-Powiedziała i spuściła wzrok na trzymane w rękach klucze. Podeszła do klatki obok Caen i otworzyła ją, potem następną, aż w końcu doszła do ostatniej.
W tym samym czasie Shae zamknęła drzwi,
więc mieli trochę czasu na obmyślenie strategii.
W pomieszczeniu zrobił się spory tłok. Laera nie spodziewała się, że w niektórych celach może być więcej niż jedna osoba.
Wszyscy ustawili się w koło wokół dziewczyny.
-Jestem Laera, córka Easte.-Powiedziała, a z pomiędzy tłumu dało się słyszeć zaskoczenie.-Kto z was jest magiem?-Spytała na początek.
Ponad połowa z tłumu (a tłumu było około trzydzieści osób) podniosła rękę.-Dobrze, czyli spokojnie poradzimy sobie z Nalijczykami. Czy ktoś zna plan tego zamku? Jak szybko wyjść?
Starszy brodaty mężczyzna wystąpił z kręgu.
-Kiedyś służyłem dla pana, dopóki mnie nie zamknął w celi za nic. Znam cały zamek na pamięć.
-Świetnie.-Odparła dziewczyna.-Poprowadzisz nas do wyjścia, tylko nie głównego, aby nas nie zauważyli.-Mężczyzna kiwnął głową i odsunął się do koła. Laera spojrzała na wszystkie twarze.-Pamiętajcie, nawet jeśli nam się nie uda, nie traćcie nadziei. Jasne?
-Jasne!-Odpowiedziało parę głosów.
-Jesteście ze mną?
-Jesteśmy!!-Odpowiedzieli wszyscy chórem.
W tym momencie ktoś dobił się do drzwi.

------------------------------------------------------- 
Cieszycie się, że wcześniej? Następny rozdział za tydzień w sobotę hehehe
Jadę na 3 dni, więc muszę już dziś, a za tydzień, też może być późno bo idę w góry. Oby była ładna pogoda.
Jak wam się podoba rozdział? Konkurs jest wciąż aktualny. Dawajcie propozycje co mogę dla was zrobić :)

sobota, 25 maja 2013

Rozdział XXII część 2

Lochy wiły się przez ciemne i spalone korytarze, posuwając się wciąż w dół bez końca. Im dalej schodziła, tym bardziej czuła lęk na swej skórze.
Idąc ciemnym korytarzem pośród pajęczyn i stalaktytów, w końcu ujrzała w oddali światło. Przyśpieszyła kroku i po chwili doszła do drzwi. Otworzyć, czy nie? Zapukać? To by było śmieszne... jednak...
Zapukała rytmem, który podpowiedziała jej intuicja - trzy szybkie uderzenia, dwa wolne i dwa szybkie. Zaskoczyło ją to, że drzwi się otworzyły.
-Skąd wiedziałaś?-Spytała zdezorientowana Shae.
-Nie wiedziałam.-Odparła i przekroczyła próg.
Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to strażnik. Na szczęście spał. Podeszła po cichutku do niego i liną, która wisiała za nim, przywiązała go do krzesła. Mężczyzna jednak spał dalej.
Następnie rozglądnęła się po pomieszczeniu i uśmiechnęła się. Trafiła prosto do lochów.
Podeszła do pierwszej kraty.
-Jest tu ktoś?-Spytała. Po chwili usłyszała brzdęk łańcucha i zobaczyła potężnego mężczyznę, który spojrzał jej w oczy i prychając wrócił na swoje miejsce. Był brudny i łysy. Posiadał jedynie skołtunioną brązową brodę. Jego łachmany przykleiły się wręcz to ciała, a smród unosił się z jego celi. Laera cofnęła się o krok. "Nie pomoże nam" pomyślała.
-Jest tu ktoś?-Spytała ponownie tym razem głośno, tak aby więźniowie usłyszeli.
-Kim jesteś, kim jesteś, że bez problemów przychodzisz do lochów i wywołujesz nas?-Odezwał się z odległej celi brzmiący kobiecy głos. Dziewczynie przez moment wydawało się, że podobną barwę już kiedyś słyszała.
Podbiegła szybko do miejsca, z którego dochodził głos.
-Kim ty jesteś?-Wyszeptała cicho Laera i rozświetliła pomieszczenie rubinowym światłem. Kobieta szybko przysłoniła się dłonią, gdyż nie była przyzwyczajona i światło ją raziło.
-Odjedź stąd kimkolwiek jesteś.-Warknęła.
-Chcę wam pomóc!-Odpowiedziała szybko. Chciała udać pewny głos, a wyszło jej lekkie łganie.
-Nikt nam nie może pomóc.-Powiedziała kobieta i wstała z miejsca. Oparła się o ścianę i zatopiła głowę w rękach. Jej długie brązowe włosy zasłoniły ją doszczętnie i oddzielił od świata.
-To chociaż powiedz, co tu się dzieje...-Nalegała. Kobieta nagle podniosła głowę i zaśmiała się.
-Skąd ty się wzięłaś?-Odparła podchodzą co Laery.-Nie wiesz co się stało z krainą Keethar? Nie wiesz, że Nalijczycy oblężyli nas? Nie wiesz? Wyglądasz na piętnaście lat. Musiałaś przy tym być...-Podeszła prawie na styk z dziewczyną. Dzieliła ją tylko krata, nic więcej.
Kobieta była smukła, średniego wzrostu. Miała piękną twarz i... czarne oczy. Czarne oczy i brązowe włosy. Ona musiała ją kiedyś widzieć... Jej serce zaczęło mocniej bić.
-Nie-Wyszeptała.-Nie, nie, nie!-Wykrzyknęła. Strażnik obudził się.
-Co tu...-Nie dokończył. Dostał w głowę od Shae i zemdlał.
-Oszalałaś? Ktoś mógł nas usłyszeć! Zaraz tu...
-Caen...-Wyszeptała Laera przerywając kobiecie. Przez chwile stała ona jak wryta.
-Co powiedziałaś.
-Caen... to ty?
-Kim ty jesteś do stu bawołów kim?!-Warknęła kobieta. Nie dostała odpowiedzi.-Gadaj, kim!?
-Ja jestem... Laera.
-Laera? Przecież to... nie możliwe. Musiałabyś mieć z dwadzieścia cztery lata...-Odparła i odeszła wgłąb celi. Usiadła powoli naprzeciwko towarzyszki.
-Dwadzieścia cztery lata?! Co tu się dzieje?!-Wypaliła Laera zdezorientowana całą sytuacją.
-Dziewięć lat temu kiedy miałam może z jedenaście lat przybyłaś, jak mówisz, ty.-Zaczęła powoli opowiadać historie przeszłości. -Przybyłam, a potem Shae, która zaczarowała magów i...?-Wtrąciła dziewczyna
-I zniknęłyście. Ty i Shae. Fasmer opowiedział nam o wszystkim i waszym planie, lecz ty też zniknęłaś. Kiedy wzięliśmy się za przygotowania było już za późno. Nalijczycy wykorzystali nasze osłabienie i zaatakowali. Wielu próbowało się bronić. Ja byłam jeszcze mała więc prawie nic nie mogłam zrobić. Erusa zamknęli gdzieś i ogłosili zwycięstwo. Niektórzy magowie pouciekali, ale zostali wyłapani. Jedynie nie wiadomo co z Fasmerem.-Odparła cicho wpatrując się w jakiś odległy punkt. Słysząc o magu, w dziewczynie zaiskrzyła nadzieja. Nie, żeby coś do niego czuła. Po prostu... może jest jeszcze jakaś nadzieja na zwycięstwo.
-Trzeba coś zrobić. Trzeba działać. Jest tu więcej magów?-Zaczęła niepewnie Laera.
-Jest, ale... straciliśmy już wole walki. Katowali każdego, kto chociażby pisnął słowem.-Odparła Caen.-Czekaliśmy na ciebie dziewięć lat, sądząc, że przyjdziesz jako najpotężniejsza i uratujesz nas. Myliliśmy się. Przyszłaś taka, jaką pierwszy raz cie zobaczyliśmy. Piętnastolatka, nie znając podstawowych czarów. Bez-uży-teczna-Powiedziała z emocjami w głosie. To prawda, widać było po niej, że już nic nie da się zrobić, że nie ma nadziei.
Laera, słysząc to co mówiła, o mało nie rozpłakała się. Sama widząc co tu się dzieje straciła chęci, lecz działała i próbowała.-Nawet czarować się nie da. Na każdą cele rzucony jest jakiś urok.-Dodała po chwili milczenia.

---------------------------------------------------------
No i się wyjaśniło. Rozdział dłuższy? Mam nadzieje :)
Ogłoszenia parafialne:
W czerwcu(chyba 23) mija cały pełny rok mojego bloga. Z racji tego chciałabym ogłosić konkurs. Piszcie(w kom.) co chcecie, abym dla was zrobiła, następnie wybiorę te możliwe do zrealizowania i wybierzecie w ankiecie co wam pasuje. Obiecuje, że wywiąże się pozytywnie z waszej decyzji. Czas? Zobaczymy ;)

sobota, 18 maja 2013

Rozdział XXII część 1

Obudziła się gdy słońca już nie było. Nikogo nie było w pomieszczeniu. Nie wiedziała, gdzie Shae i czy udało jej się. Spojrzała na naszyjnik, którego nie zdążyła schować. Jakież było jej zdziwienie, gdy dostrzegła, że świeci się on rubinowym blaskiem. Przejechała po nim palcem, a on lekko błysnął.
Po chwili Laera bez problemów wstała i wyjrzała przez okno zamknięte. O mało nie zemdlała. To nie była noc. To był dym, czarne chmury, popiół. Wyglądało to, jakby swąd i rzeczy, które unosiły się w powietrzu nie miały zniknąć.
-Co tu się dzieje?!-Spytała samą siebie i szybko odwróciła się od okna. Wcześniej myślała, że po prostu nie doszła do siebie po omdleniu, dlatego w pokoju jest tak ciemno. Jednak kiedy odwróciła się, komnata Shae była cała zniszczona. Łoże i wszystkie drewniane rzeczy były doszczętnie spalone. Dym i popiół unosił się w powietrzu, co ograniczało widoczność. Jedynym źródłem światła był jej naszyjnik. Świecił na tyle mocno, by dało się przejść po pokoju.
Weszła do łazienki, by sprawdzić, czy aby jej się też coś nie stało. Zaskoczeniem było, że usłyszała ciche łkanie.
-Jest tu ktoś?-Spytała rozglądając się po pomieszczeniu. Płacz ustał.-Odezwij się, proszę. Nic ci nie zrobię.
Musiała minąć dłuższa chwila, aby ktoś się odezwał.
-Kim ty jesteś?-Odpowiedział pytaniem na pytanie cichy głosik, akcentując słowo "ty".
-Jestem Laera i nie wiem jak się tu znalazłam.-Odparła.
-Więc jest nas dwie.-Powiedziała pod nosem.-Też nie wiem co tu się dzieje, ale pamiętam, że zostałam porwana, potem nazywano mnie Shae. Zostałam w tedy obrzucona klątwą, przez okrutnego pana, a potem zobaczyłam przez chwile ciebie. Kiedy się ocknęłam znalazłam się tu...-Opowiedziała po krótce historie całego życia.
Laera po usłyszeniu tego wszystkiego zatopiła głowę w rękach.
-Musimy się stąd wydostać i musimy wiedzieć, co się stało.-Powiedziała do siebie, a następnie zwróciła się do dziewczyny.-Wychodziłaś gdzieś?
-Tak, chciałam zobaczyć czy wszędzie tak jest. Okazało się, że tak.-Odparła smutnie. Laera odetchnęła i spojrzała na kran, który był cały z popiołu. Odkręciła go powoli. Ku miłemu zaskoczeniu, ciekła z niego woda i do tego czysta. Przemyła twarz i przejrzała się w brudnym lustrze. Na szczęście nic się w niej nie zmieniło. Była tylko umorusana z kurzu, jak i Shae, która także się obmyła. Przetrzepały się z kurzu, a przy tym dziewczyna schowała swój naszyjnik pod szatę, aby nikt nie mógł go zobaczyć.
-Chodz, trzeba się zorientować, co się dzieje.-Powiedziała i porwała dziewczynę za rękę.
Powoli otwarła drzwi, a właściwie to co z nich zostało i wyjrzała na korytarz.
Wszystko wyglądało tak samo. Dym, kurz i popiół. Wszędzie.
Powoli szły przez ciemność, gdy nagle zobaczyła światło. Szybkim ruchem pochwyciła Shae i schowała się z nią w najciemniejszym koncie. Postać z pochodnią powoli przeszła, rozświetlając pokój. Nikogo nie było, powróciła do patrolu i ruszyła dalej.
-Co to było?-Spytała dziewczyna.
-Ciiii...-Szepnęła i spojrzała na nią.-Nie wiem, ale nikt dobry.
Dziewczyny wstały i z powrotem ruszyły w drogę. W końcu doszły do drzwi, które wyglądały jak wejście do stołówki dla magów.
Shae śmiało chciała pchnąć drzwi, lecz Laera w ostatniej chwili ją powstrzymała. Młoda już chciała protestować, lecz dziewczyna przesunęła palec do ust na znak, że coś słyszy.
Nie myliła się. Były to śmiechy mężczyzn, którzy biesiadowali spokojnie. Dobrze, że w drzwiach była dziurka od klucza. Laera śmiało przez nią zerknęła i
po chwili doznała ogromnego szoku, który wręcz ją odepchnął od widoku.
Chwyciła szybko towarzyszkę za rękę i udała się jak najdalej od tego miejsca.
-Już wiem co się dzieje.-Powiedziała szybko i skręciła na schody.-To byli... Nalijczycy.
-Czy oni...?
-Tak. Oblężyli i spalili. Wszystko.-Odparła jej z pośpiechem.
-Dokąd idziemy? Nie mamy już tu co szukać. Jesteśmy stracone...-W Shae zgasła ostatnia nuta nadziei. Gdyby nie mocny uścisk Laery, nie szła by już nigdzie indziej. To był koniec. Nie mogły nic zrobić.
-Nie.-Powiedziała jakby czytając jej w myślach.-W każdym zamku są lochy. Tam muszą przebywać nasi sprzymierzeńcy.-Odparła z lekkim uśmiechem, który nie powinien jej się malować ze względu na wagę sytuacji.
-Wiesz gdzie oni są? Kim są? Czy nam pomogą?-Wypytywała dziewczyna.
-Za dużo chcesz wiedzieć, Shae-Rzekła, sama nie wiedząc co dokładnie robić. Jedynie mogła przypuszczać, że na samym dole zamku są lochy, a tam... magowie.

----------------------------------------------------------
Wybaczcie, że późno, ale podziwiałam dziś cuda natury ze szczytu Babiej Góry (1725 m.n.p.m.) ;) 
Liczę na komentarze :)

sobota, 11 maja 2013

Rozdział XXI część 3

Rozdział dedykuje(choć tego nie mam w zwyczaju robić) wszystkim, którzy dotrwali do tego momentu. Mam nadzieję, że następne wynagrodzą Wam waszą obecność :) (wiem, że krótki, ale to już cz.3)
----------------------------------------------------------------------------------------
Laera po cichutku weszła do swej komnaty, aby obmyślić plan. Zapewne Shae już wróciła z nauki u Avtesa i odpoczywa w pokoju.
Przemyła twarz zimną wodą, aby udać, że trening z Fasmerem był wyczerpujący i wróciła na korytarz. Spojrzała na swój naszyjnik i odetchnęła.
Zapukała do drzwi. Gdy się same otworzyły przekroczyła próg i spojrzała na przestrzeń. Nikogo nie było w pokoju, a drzwi zatrzasnęły się za nią.
-Jest tu kto?-Wydukała przestraszonym głosem. Nie słyszała nikogo. Na ramieniu nagle poczuła czyjąś dłoń.
-Spodziewałam się Ciebie, Laero. Prędzej czy później musiałaś do mnie przyjść.-Odezwała się, po czym poczuła jak grunt osuwa się Laerze spod nóg. Słyszała jeszcze cichy śmiech i wszystko pochłonęła ciemność.
Ocknęła się, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, o której. Widziała zarys pokoju i ogromne łoże. Czyli wciąż była u Shae...
Otworzyła szerzej oczy i ujrzała zarys sylwetki stojącej w oknie.
Postać powoli się obróciła i podeszła do dziewczyny.
-W końcu się obudziłaś.-Odparła słodko.-Powiem ci, nieźle to sobie wymyśliłaś. Nie wiem, jaki czar rzuciłaś, że nie mogłam cię rozpoznać, ale gdyby nie ta mała głupia dziewczynka, wciąż mogłabyś harcować pośród magów. Powiedziała mi o tym, jak mnie widziałaś podczas rozmowy z Panem. W sumie... nie martw się, już zawiadomiłam Pana, że cie złapałam.-Powiedziała i zaśmiała się chytrze.
Laerze zabiło mocniej serce. To znaczy, że już wiedzą... nie! Przybędą tu jak najszybciej i zdobędą zamek. Zimny pot zleciał jej z czoła. Była przywiązana do stołu. Nie mogła nic zrobić. Jednak wciąż miała naszyjnik...
-Shae...-Rzekła cicho, udając lament.-Proszę, skoro nie zostało mi nic innego jak się pożegnać przed śmiercią, mam pod szatą naszyjnik. Weź go proszę. Niech on będzie teraz twój.-Wyszeptała. Shae odwróciła się od niej i podeszła do otwartego okna. Jej długie rude włosy, powiewały lekko na ciepłym wiosennym wietrze.
-Dobrze, zabiore. Ale nie teraz. Jak już nie będziesz żyć.-Odparła tyłem do Laery.
Dziewczyna przeklęła Shae w myślach. Musi coś zrobić...
-Shae...-Powiedziała.-Spójrz mi w oczy.
-Nie będę patrzeć ci w oczy, wiedźmo!-Przerwała jej zła. Laera prychnęła.
-Zależy kto tu jest wiedźmą...-Odparła pod nosem.
-Co powiedziałaś?!-Shae nagle znalazła się przy niej i chwyciła ją za szyję.
-Powiedziałam, abyś wzięła ten naszyjnik, bo potem, możesz nie mieć dostępu do mojego ciała...-Wydusiła cała czerwona uściskiem Shae. Gdy rudowłosa to usłyszała poluźniła uścisk. Laera odetchnęła głęboko
-Masz szczęście.-Odparła.-Dobra, pokaż mi ten naszyjnik.-Dodała i wyjęła chłodną ręką spod szaty rubinowy naszyjnik.-Ładny, wezmę go sobie.-Już miała zerwać go z szyi Laery, kiedy ta powiedziała:
-Czekaj!
-Co jeszcze chcesz? Kolejny naszyjnik? Pierścionek?-Prychnęła i wywróciła oczami.
-Nie, mam coś lepszego.-Powiedziała. A Shae uniosła ciekawsko, jedną brew do góry.-Odbierz jej moc.-Wyszeptała.
Nim rudowłosa zdążyła zareagować na słowa Laery, z rubinu błysło krwiste światło, które ogarnęło całą Shae.
Ogarnięta magią Shae, zaczęła się zmieniać. Z powrotem stała się brudną dziewczyną w łachmanach. Włosy ponownie stały się krótkie, czarne potargane, a oczy zmienił barwę na niebieską. Także tatuaż fałszywego maga został pochłonięty przez kamień.
Światło zgasło i przed Laerą ukazała się inna postać, która po chwili zemdlała. Dziewczyna, nie wiedząc czemu, także wpadła w ciemność.

sobota, 4 maja 2013

Rozdział XXI część 2

-Co powiedziałaś?
-Nie przesłyszałeś się-Odparła.-Wiesz dlaczego nie mogę? Jestem w połowie Nalijczykiem!-Odrzekła i wybuchła śmiechem. Zaczęła śmiać się jak szalona, a mag był bezradny. Stał poważny i niewzruszony. Zastanawiał się co dalej będzie.
-Jak możesz mieć moc?-Zapytał po chwili stanowczym głosem.
-Tylko dzięki kamieniom mocy!-Odparła i wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.-Czy coś takiego w ogóle istnieje? Skoro jej matka...- gdy tylko o tym pomyślała, przestała się śmiać.
-Dlaczego się nie śmiejesz?-Spytał urażony.-Masz taki piękny głos...-Podszedł do niej i odgarnął ogniste włosy Laery za ucho. Dziewczyna stała wlepiona swoimi dużymi zielonymi oczyma w najpiękniejszego mężczyznę, jakiego widziała. Czuła na skórze jego wzrok, a on czuł jej. Czas jakby stanął w miejscu.
-Nie...-Wyszeptała.-Nie.
Dziewczyna wybiegła na korytarz. Fasmer zostałam w pokoju i zaklął cicho pod nosem. Po chwili zaś wstał i gorączkowo rozmyślając co robić, chodził w kółko po pokoju.
Laera otworzyła okno w swoim pokoju, wpuszczając śpiew ptaków i świeże powietrze do pomieszczenia. Odetchnęła z ulgą i zamknęła oczy. Ciepły wiatr tulił ją całą, a w wietrze czuła jej matkę. Uśmiechnęła się do siebie.
-Powiesz mi co się dzieje?-Spytał męski głos. Laera niewzruszona stała wciąż w oknie.
-Co tu robisz? Nie słyszałam, żebyś wchodził.
-Pukałem...-Odparł, a po chwili milczenia ciągnął dalej.-Myślałem, dużo o tym co mi powiedziałaś. Powinniśmy wyruszyć na poszukiwanie tych kamieni.
Dziewczyna prychnęła kpiąco.
-Po pierwsze: Jacy my? A po drugie: Nie znasz drogi.-Odpowiedziała i odwróciła się w jego stronę.
-Przyda ci się ktoś, kto potrafi czarować. Aha, przecież ty też nie znasz drogi.-Powiedział i uśmiechnął się czarująco.
-Wybacz, to nie dla ciebie. Nalijczycy zaatakują dosłownie za parę dni, a wszyscy są pod działaniem uroku Shae. Musisz coś zrobić.
-Mamy twój naszyjnik. Odczarujemy wszystkich. Obiecuje ci, że Shae znajdzie się już za  niedługo w lochach. I ty o to zadbasz.-Odparł.
-Ja?!-Powiedziała zdumiona.-Ja?! Jak?!
-Sama o to zadbasz. A tym czasem chodźmy do Erusa.-Powiedział i wyszedł. Laera niechętnie podreptała za nim.
Szli wydawać by się mogło całą wieczność. Przez ciemne wijące i nie kończące się korytarze, aż na szczyt szpiczastej wieży.
-Będzie tam ktoś?-Spytała szeptem chłopaka.
-Będzie.-Odparł twierdząco, a dziewczyna spojrzała na niego oczekując dłuższej odpowiedzi.-Erus prawie nigdy nie wychodzi z komnaty.-Dodał i zapukał trzy razy w drewniane drzwi.
Po chwili dłuższego czekania drzwi otwarły się same.
-Wejdźcie, wejdźcie proszę!-Odparł znad sterty papierów.-Właśnie porządkowałem.-Powiedział i spojrzał na Laere.-Co tu ta dama robi?
-Laera-Szepnął mu do ucha Fasmer.
-A tak Laera... masz coś ważnego do przekazania?
-Tak-Odparła bez przekonania.-Mam bardzo ładny naszyjnik do pokazania-Odrzekła i wyjęła spod szaty rubinowy naszyjnik.
Erus spojrzał ukradkiem na naszyjnik, chcąc podejść, lecz po chwili powrócił na swoje miejsce.
-Ładny. Czy to wszystko?-Spytał i spojrzał na dwójkę przybyszy. Laera była zaszokowana zachowaniem maga. Nie wiedziała co ma czynić.
-Ale niech pan spojrzy jaki gładki i jaka energia od niego emanuje!-Na słowa "energia" mag poderwał się z miejsca, a dziewczyna uśmiechnęła się dumnie.
-Pokaż mi no ten naszy...-Podszedł i chwytając go nie dokończył zdania. Czerwony blask rozświecił pomieszczenie i po chwili zniknął.
-Córko Easte!-Wykrzyknął na cały głos.-Jak mogliśmy być ta
tak głupi, tak zaślepieni!
Dziewczyna wymieniła się spojrzeniami z Fasmerem, a on przytaknął jej triumfalnie.
-Musimy działać, musimy coś robić! Pewnie nas chcą zaatakować!
-Już idą wojska...-Wyszeptała, a mag spojrzał wielkimi oczami.
-S-skąd wiesz?-Spytał przestraszony.
-Shae kontaktowała się ze swoim panem. Słyszałam.
-To ona rzuciła urok na wszystkich magów-Wyszeptał.-Ja głupi! Przecież miała tatuaż na lewej ręce!-Powiedział do siebie.
-Erusie! Nie ma czasu na gadanie!-Odezwał się chłopak.
-Racja, racja. Musimy coś zrobić.-Odparł i podrapał się po brodzie.-Laera zrzuci urok...
-Nie, wystarczy, że pozbawimy Shae mocy-Powiedziała przerywając rozmyślania maga.
-Tak tak, właśnie. Pozbawisz ją mocy.-Odparł i wskazał palcem na dziewczynę.
-Ja?!
-Tak, ty to możesz zrobić.
-Ale ona nie potrafi czarować!-Wtrącił się Fasmer z wyrzutem.
-Młodziaku! Kto dał ci tytuł maga?!-Wyryczał na chłopaka. Po chwili jego skóra się zmieniła. Miał tysiące zmarszczek i szare długie do szyi włosy. Wyglądał na jakieś osiemdziesiąt lat.Westchnął głęboko i przejechał ręką po siwych włosach.-Gdy się denerwuje, czasem tak wyglądam-Mruknął pod nosem.-Fasmerze, jak dobrze pamiętasz, kamień, który ma na szyi Laera, nie tylko potrafi zrzucać uroki, ale też odbierać moc. Oczywiście jeśli szczęśliwy posiadacz tego chce.-Odparł, a chłopak spuścił wzrok w ziemie.
-Niesamowite...-Szepnęła Laera.
-Niesamowite jest to, że znałem tylko dwóch posiadaczy takiego naszyjnika. Jedną była sama Easte, a drugim pewien mag z dalekiej krainy...-Powiedział. Dziewczyna wraz z Fasmerem, przez chwile stali i się nic nie odzywali, nie wiedząc co powiedzieć. Erus widząc to zakłopotanie odchrząknął lekko i powiedział.
-Laero. Odbierzesz moc Shae, a następnie wraz z Fasmerem wyruszysz na poszukiwanie kamieni mocy...
-Przecież to tylko legendy!-Wtrącił się chłopak, a mag zgromił go wzrokiem.
-Tak więc dam wam mapę i jak najszybciej wyruszcie w drogę!
-Ale najpierw odczarujmy magów...-Wtrąciła Laera przewracając oczami.
-Tak, dobrze dobrze. Idźcie już odczarować-Powiedział wyrzucając dwójkę za drzwi.-No idźcie. Nie ma czasu do stracenia. Sio, sio!-Dodał pospiesznie i zatrzasnął za sobą drzwi.
Laera z Fasmerem wymienili się spojrzeniami i rozeszli w swoją stronę. Chłopak ruszył spakować najpotrzebniejsze rzeczy, a dziewczyna... uratować magów.


--------------------------------------------------------------
Dziś to trochę dłuższy. I taki mały romansik, aby to opowiadanie nie było drętwe :P
Następny rozdział trochę krótszy, ale chyba się nie zawiedziecie, bo kolejny... no zobaczymy ;)
Komentować nie żałować!
Pozdrawiam :)

Obserwatorzy