sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział XXIV część 2

Kiedy dziewczyny już ochłonęły po zabiciu dzika, postanowiły ugotować mięso, a resztki gdzieś daleko wynieść, na pastwę drapieżnych zwierząt.
-Wiesz Laero, niedaleko stąd widziałam mały strumyczek. Może tam się przeniesiemy i w ogóle...-Zapytała Shae, kiedy rudowłosa próbowała rozpalić ogień.
-To całkiem dobry pomysł. Przynajmniej się przemyje.-Odparła.-Prowadź.
Razem pozbierały wszystkie swoje rzeczy i powolnym krokiem ruszyły w stronę rzeczki.
Laera z każdym krokiem przysłuchiwała się lasu. Czuła, że ktoś je śledzi, tylko nie wiedziała z jakiego miejsca.
Po paręnastu minutach chodu, dziewczyny dotarły nad mały strumyk. Rozłożyły wszystkie potrzebne rzeczy na ziemi, w tym jedzenie, które zaraz miało być gotowe. Brakowało tylko ognia.
-Przynieś trochę więcej chrustu. Ja poszukam jakiś lepszych kamieni do rozpalenia.-Odparła Laera. Jej towarzyszka ruszyła w las.
Dziewczyna podeszła do strumyka i przemyła twarz wodą. W końcu, po tylu przeżyciach mogła odpocząć.
Shae przechadzała się po lecie w poszukiwaniu suchych patyków. Gdzieniegdzie były idealne, czasem leżały mokre, ale udało jej się zebrać odpowiednią ilość.
Kiedy wracała, usłyszała gdzieś za sobą, trzask łamanej gałązki. Automatycznie stanęła i obróciła się dookoła, aby nakryć obserwatora. Nikogo nie zauważyła.
-Jest tu ktoś?-Powiedziała niepewnie drżącym głosem. Nikt nie odpowiedział. Odetchnęła z ulgą.-Może to ja, albo mi się przesłyszało.-Powiedziała do siebie, aby się pocieszyć, choć dobrze wiedziała i czuła, że ktoś ją cały czas śledzi.
Gdy doszła do swojego obozowiska, ujrzała Laere, która trzymała w ręku dwa kamienie i przyglądała się im uważnie.
-Widzę, że zaraz tym rozpalisz ogień-Odparła i rzuciła patyki w ustawiony na ziemi okrąg z kamieni
-Ta-Odprała od niechcenia i zaczęła iskrzyć ogień. Shae siadła naprzeciwko niej i uważnie przyglądała się kamieniom, które za nic nie chciały rozpalić ogniska.
-Coś nie idzie-Powiedziała sarkastycznie i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dziewczyna spojrzała na nią poważnie.
-Robiłam to już wiele razy. Patrz, jak mistrz rozpala ognis...
Nie dokończyła bo z iskry, która upadła na patyki, buchnął ogromny ogień.
Miał wysokość dwóch metrów i ogromną szerokość. Dziewczyny od razu się przesunęły do tyłu, ale ten rozprzestrzenił się za nie, zamykając je w ognistym kole.
-Szybko, przynieś wodę!-Krzyknęła Shae.
-Jak, przecież jesteśmy zamknięte!
-Ale to ty umiesz czarować!
-Wcale nie!-Droczyły się. Ich dyskusje przerwała postać, która przeszła przez ogień i weszła do kręgu.
-A więc mała kłótnia Nalijskich szpiegów?-Odparł człowiek i powolnym ruchem ręki sprawił, że ogień znikł. Laerze zrobiło się lepiej, kiedy ogień zgasł.
-O dzięki ci.-Powiedziała podchodząc do niego.
-Nie waż się do mnie podejść!-Warknął i podniósł ręce. Długie ostre korzenie wyrosły z ziemi i związały ręce oraz nogi obu dziewczyn.
-Dobrze ci poszło-Burknęła do Shae.
-Puść nas! Nic nie zrobiłyśmy!-Powiedziała rudowłosa i zaczęła się wyrywać.
-Nic nie zrobiłyście? Wredne ścierwo nalijskie!-Odparł agresywnie i splunął na ziemie.-I jeszcze jakie nie miłe, wyrywa się, chce walczyć. Macie to we krwi!
-Nie waż się tak mówić.-Krzyknęła.
-A co? Prawda boli?-Odparł słodko i podszedł do niej.-Jeszcze wysłali cie tu w szatach maga. Co, chcesz mnie szpiegować? Chcesz zostać moim sprzymierzeńcem, a potem mnie wydać przed waszego "pana"?
Mężczyzna gdy podszedł, wydawał się jej być znajomy. Miał czarną szatę, czarne włosy i czarne oczy. Jego lekki zarost dodawał mu powagi, a prawie nie widoczne zmarszczki uroku. Był wysoki, o idealnej budowie ciała. Wyglądał jak jakieś bóstwo w szacie maga.
-Co ty mówisz?-Zapytała nie wiedząc o co mu chodzi.-Nie jesteśmy żadnymi Nalijczykami!
-To co tu robicie? Widziałem jak polujesz. Tylko Nalijczycy są tak zręcznymi i dobrymi łowcami.
-Przecież nie mam szponów zamiast palców w ręce.-Broniła się przed fałszywymi oszczerstwami.
-Bo kobiety nie mają!
-O czym wy mówicie?-Spytała zdezorientowana całą sytuacją Shae.
-Nie odzywaj się!-Rozkazał człowiek. Dziewczyna speszyła się.
-Wypuść nas!-Łgała Laera.
-Zamknij się. Jak was wypuszczę, uciekniecie do Nalijczyków.
-Nie jesteśmy Nalijczykami!-Wykrzyknęła.
-Wszystko zdradza, że jednak tak.
-Jak mam ci to udowodnić?
-Nie potrzebuje dowodów.-Odparł i rozsiadł się obok nich przy ognisku.
-Powiedz choć jak się nazywasz.-Poprosiła.
-Po co ci to wiedzieć?-Odparł i prychnął.
-Przed śmiercią, chciałabym wiedzieć, komu dziękować za uśmiercenie.-Odrzekła sarkastycznie. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Spodobała mu się ta dziewczyna.
-Mów mi Fasmer.-Powiedział, a Laera uśmiechnęła się.
-Co się tak uśmiechasz?
-Mówisz, że nazywasz się Fasmer.-Rzekła.-To się dobrze składa, bo cie szukałyśmy. Potrzebujemy twojej pomocy.-Dodała.
-A czemu niby miałbym ci pomóc?
-Bo nazywam się Laera-Powiedziała władczo, a Fasmer uniósł brwi.
-Nie wierze ci!-Odrzekł stanowczo i wstał z ziemi. Zrobił parę kroków przed siebie i kopnął małej wielkości kamień, który leżał zaraz przed jego stopami.
-Musisz uwierzyć. Widzisz tą dziewczynę?-Spytała i kiwnęła głową w stronę Shae.-To Shae.
Fasmer przez chwile przyglądał się dziewczynie.
-Tamta była klonem ciebie.-Odparł.
-Ale nie pamiętasz jak jej miałam odebrać moc? To ona, zwykła dziewczyna. Była zaczarowana, dlatego tak wyglądała.
-Jak mam ci w to uwierzyć? Każda dziewczyna teraz może być nią.-Wciąż stawiał na swoim i nie dawał przekonać się, że to jednak Laera jest przez niego uwięziona.
-To jak mam ci to wyjaśnić? Nie widzisz? Mam rude włosy po matce Easte i część Nalijczyka po ojcu.
Fasmar wzdrygnął się na słowa o Easte.
-Załóżmy więc, że jednak jesteś Laerą, córką Easte.-Odparł po chwili.-Jak mi udowodnisz, dlaczego masz wciąż piętnaście lat, pomimo, że minęło dziewięć lat od naszego ostatniego spotkania?-Dodał i zaczął się dumnie wpatrywać w dziewczynę, jakby miał zwycięstwo w kieszeni.
-Kiedy odbierałam moc Shae, coś poszło nie tak. Chyba przeniosłyśmy się w czasie...
-To przez tan czar!-Odezwała się niespodziewanie towarzyszka Laery.
-Jaki czar?-Spytali równocześnie Fasmer i Laera. Dziewczyna wywróciła oczami.
-Kiedy pan nakładał mi ten czar, przez który byłam magiem, musiał przewidzieć, że będziemy chcieli odczarować to. Zapewne narzucił na mnie jeszcze klątwę, która sprawia, że przenosimy się w przyszłość-Powiedziała podekscytowana swoim odkryciem.-Dlatego tu jesteśmy teraz.-Dokończyła.
Laera i Fasmer nie odzywali się przez chwile.
-Jeśli jesteś Laerą, pokaż mi rubinowy naszyjnik, który odbiera moce.-Odezwał się mężczyzna zmieniając kompletnie temat.
-Jest pod szatą. Musisz mnie uwolnić to ci pokaże.
-Sam go zobaczę.-Odparł i podszedł do dziewczyny. Ich twarze były w minimalnej odległości od siebie. Laera czuła się bardzo niezręcznie, zwłaszcza, gdy mag zgrabnym ruchem ręki wyjął jej świecący naszyjnik.

-Oby uwierzył, oby uwierzył-Powtarzała w duchu.

--------------------------
Wydaje mi się, że rozdział długi jest :)
Jade już jutro w Bieszczady i wracam dopiero 17. Wybaczcie nieobecność.
PS. Nie bójcie się skomentować :)

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział XXIV część 1

Przechodziła wnet obok starego wyschniętego krzaka, kiedy usłyszała szept:
-Laero, Laero, to ja.
Dziewczyna zdezorientowana patrzyła na wyschnięty krzak. Ku jej uldze, głowa która po chwili się wysunęła należała do Shae.
-Co ty tu robisz? Jak udało się wam uciec?-Spytała szczęśliwa, że Shae przeżyła.
-Ludzie którzy wybiegli szybciej, zostali wychwyceni przez Nalijczyków. Mnie udało się przemknąć, kiedy oni byli zajęci innymi.-Odparła i uśmiechnęła się. Laera odwzajemniła go i podała rękę Shae, aby mogła wstać z ziemi.
-Chodź, trzeba znaleźć Fasmera.-Rzekła, kiedy dziewczyna wstała z ziemi. Odkiwnęła jej głową.
-Tylko najpierw coś zjedzmy.-Odparła trzymając się za brzuch. W sumie Laera też była bardzo głodna, tylko przejmowała się innymi rzeczami.
-Przykro mi Shae, musimy dużo przejść, aby znaleźć jakiś skrawek zielonego lasu, w którym ukryły się zwierzęta.-Powiedziała smutnie i ruszyła przed siebie. Dziewczyna nie odpowiadając nic, niechętnie ruszyła za nią.
Szły w milczeniu przez kilkadziesiąt minut. Omijały wyłysiałe drzewa i łąki. Laera nie mogła znieść tego, jak można tak robić. Musiała ona, albo Shae w końcu coś powiedzieć.
-Shae, skąd wzięłaś ten strój.-Powiedziała po długotrwałym namyśle. Dziewczyna spojrzała na nią i uśmiechnęła się pod nosem.
-Ci którzy wybiegli szybciej, zostali wychwyceni i udało mi się przemknąć na rynek. Tam stało parę domów, a Nalijczycy byli wszędzie. Weszłam więc do jednego, a tam ubranie. W sam raz na mnie.-Odparła i wskazała rękoma na swój piękny, lekko skórzany, myśliwski strój.-Lepsze to, niż tamte łachmany...
Laera przytaknęła jej i uśmiechnęła się pod nosem, podążając wciąż przed siebie.
Właśnie mijały spalone chałupy. Dziewczynie zrobiło jej się nagle smutno. W niektórych z nich, mogli mieszkać jej przyszywani rodzice, a teraz już ich nie ma. Mała łezka spłynęła jej z oka.
-Co się stało?-Spytała Shae. Dziewczyna nie
odpowiedziała.-Zostawiłaś tu gdzieś rodzinę?-Spytała ponownie. Tym razem odkiwnęła jej głową, na znak potwierdzenia.-Nie martw się. Ja nie wiem kim byli moi rodzice. Pewnie ich Nalijczycy zabili. Ty miałaś szczęście i wciąż je masz. Możesz to wszystko odwrócić. Ja już nie...-Odparła po chwili. Laerze zrobiło się trochę lepiej. W końcu, przecież obie wrócą do domu, jak uda im się odnaleźć Fasmera i kamienie mocy...
-Jak długo przetrzymywali cie Nalijczycy?-Spytała po chwili, aby odgonić od siebie złe myśli o śmierci rodziców.
-Nie pamiętam za dobrze...-Odparła.-Chyba rok, albo dwa przed... przed... tym, co się stało?-Dodała niepewnie.
-I jacy oni są?
Dziewczyna westchnęła głęboko.
-Są okrutni. Torturują i zabijają. Nawet przyjaciela, który nic nie zrobił zabiją.-Mówiła.-Gdy mnie zabrali, głodzili. Sama nie wiem po co. Byłam jednak wytrzymała i nie dawałam się, bo coś mi mówiło, że przydam się. Nie myliłam się.
Laera uśmiechnęła się lekko pod nosem.
-Chyba nie.-Mruknęła sarkastycznie.
-Ej, no wiesz co!-Odparła Shae, która widocznie usłyszała te słowa i lekko szturchnęła ją w ramie. Po chwili dziewczyny razem się śmiały.
Gdyby nie jakiś szelest w krzaku, obok którego przechodziły, Laera nie zauważyłaby, że są już prawie w lesie.
-Ciiii-Powiedziała i dłonią przysłoniła usta dziewczyny. Shae nie wiedziała, co się dzieje. Kiedy towarzyszka ją puściła, zaczęła się rzucać:
-O co chodzi, co się dzieje?!
-Cicho!-Warknęła.-Jeśli chcesz coś jeść, nie waż się nic powiedzieć! 

Dziewczynie zrobiło się głupio.
-Przepraszam-Wyszeptała i zaczerwieniła się jak burak.
Laera powoli i zgrabnie pochwyciła swój sztylet. Wolałaby łuk, ale lepszy sztylet od miecza. Dobrze zrobiła, że zawsze nosiła przy sobie swój rubinowy sztylet, który wytargowała u handlarza. Może i nie jest on idealny, ale za to potrafi nim dobrze rzucać. Wystarczy odpowiednio wycelować...
-Shae, zostań tu, albo po cichu idź za mną.
-Pójdę za tobą, ale poczekam aż się trochę oddalisz.-Towarzyszka odkiwnęła jej głową i niczym prawdziwy łowca rzuciła się biegiem pomiędzy drzewa.
Wbiegła wgłąb lasu. Im dalej posuwała się do przody, tym lepiej było słychać odgłosy natury.
Zwinnie przeskakiwała nad wysoko wystającymi korzeniami, choć w szacie maga nie było to łatwe.
Po chwili w oddali dostrzegła dzika. Ogromnego dzika. Grzebał kopytem w ziemi. Pewnie szukał jakiś żołędzi, albo innego jedzenia. Nie czuł zbliżającego się niebezpieczeństwa. Bo kto by widział lub usłyszał idealnie doświadczonego myśliwego?
Laera zbliżyła się na niebezpiecznie bliską odległość. Jeśli teraz ją wyczuje, możliwe, iż będzie czekać ich głodówka.
Ukryła się zaraz za wielkimi liśćmi dębu. Idealnie widziała dzika, jego bijące przez skórę serce... podniosła sztylet i wycelowała. 3... 2... 1... szybkim ruchem rzuciła sztylet. Coś świstnęło w powietrzu i wbiło się w ciało zwierzęcia. Nie trafiła w serce. Trafiła w aortę na wysokości karku. Zwierze ryknęło z bólu i zaczęło potężnie krwawić. Laera widziała jak zaczęło uciekać. Nie biegła za nim. Wystarczyła chwila i zwierze upadło na ziemie oddychając ciężko. Dziewczyna podbiegła do niego i przejechała wierzchem dłoni po jego mokrej sierści. Klęknęła za nim. I wyjęła ze niego sztylet. Był cały we krwi.
-Wybacz-Wyszeptała i wbiła go ponownie, tym razem w serce. Dzik głośno ryknął i po chwili nie oddychał.
-To było niesamowite!-Odparła Shae, która z dala obserwowała to zdarzenie, jeszcze chwile temu. Laera podniosła głowę i spojrzała jej w oczy.
-Nie, to nie było niesamowite. To było okrutne. Dzik mógł mieć małe, a ja mu to odebrałam.-Powiedziała szorstko-Tu, teraz, kiedy jest Nalia, zwierzęta znikają, jakby były wchłaniane pod ziemie...
-Nie martw się. Taki jest obieg w przyrodzie... ktoś musi zginąć, aby inny przeżył. To jest tylko zwierze.-Pocieszyła ją.


----------------------------------------
No i kolejny, jeszcze za tydz. dodam jeszcze jeden, a potem na wakacje :) Jedziecie gdzieś?
Jak wam się podoba rozdział? Za parę dni mija cały jeden rok od rozpoczęcia prowadzenia bloga! Niesamowite, że to już :D Chyba nic z tej okazji nie zrobię, bo nie mam pomysłów...
PS. Czy są tu jacyś 3-cio gimnazjaliści? Jak wam poszedł egzamin? Muszę się pochwalić, że przy rekrutacji na 100p będę miała 81 (za każdy zdobyty 1%=0,2p, a egzaminów było 5 więc wiadomo o co chodzi)! Nawet paska nie będę mieć, a napisałam najlepiej z dziewczyn... niesamowite. Ale dosyć o mnie, piszcie jak wam się podoba :D

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział XXIII część 2

Powoli podniosła ręce do góry powodując, iż jakby fala ziemi uniosła się i popłynęła na wojowników. Nic to nie dało. Jedynie przybyła większa grupa Nalijczyków. Caen walczyła dumnie, nie tracąc chwili na jakiekolwiek zastanawianie się. Była zbyt skupiona. Gdy odrzucała do tyłu swoich przeciwników, nie zauważyła, że jeden z nich przemknął się niebezpiecznie blisko. Jaki miał rozkaz? Zabić. Podkradając się za jej plecami, wbił sztylet. Kobieta nagle poczuła ból. Chwyciła się za brzuch i zobaczyła czerwono srebrny sztylet, który przebił ją na wylot. Czemu czerwony? To była jej krew, przelana za sprawiedliwość. 
Upadła na kolana, dotknęła głową ziemi. Zakaszlała i splunęła czerwoną mazią. Wokół niej zrobiła się ogromna kałuża krwi. Zamknęła oczy, a jej klatka piersiowa powoli się uniosła by wypuścić powietrze. Wypuścić je ostatni raz i nigdy nie otworzyć oczu.
Laera powoli przesuwała się sama wokół muru. Wszyscy jej towarzysze zdążyli uciec.
Widziała, jak wojska wychodzą przez główną bramę, aby gonić zbiegów.
Nagle zobaczyła w murze dziurę. Szybko podbiegła i przecisnęła się przez nią. Była już w połowie drogi do wolności. Jeszcze tylko jeden mur.
Dobiegła do niego. Był porośnięty jakimś krzewem. Nie ważne jakim. Wspięła się po nim i stanęła na czubku muru. Najgorsze było przed nią. Musiała skoczyć. Z dziesięć metrów w dół, do wody nie wiadomo jak głębokiej. Serce zabiło jej mocniej. Miała nadzieję, że pomimo minęło dziewięć lat, jej matka wciąż gdzieś tam jest i pomoże. Przecież może używać swojej mocy w ostateczności, kiedy wyczuje, że tego potrzebuje bo nic innego nie można zrobić. Wzięła oddech i skoczyła. Nagle poczuła energię, jakby przypływ adrenaliny. Jej źrenice rozszerzyły się. Wyprostowała ręce, dłonie skierowała w dół i podniosła do góry. Nagle woda uniosła się tworząc jakby stożek dosięgający dziewczyny. Powoli opadła w niego. Opuszczając w wodzie ręce, woda obniżała swoją wysokość. Gdy dotknęła ziemi stożek prawie całkowicie znikł. Zamknęła oczy i stała w wodzie. Przyjemny dreszczyk i uczucie energii prawie całkowicie ją opuściło.
Otwarła powoli oczy i zdumiała się. Dopiero teraz do niej dotarło co zrobiła. Dobrze, że tak się stało.
Stała teraz w wodzie do pasa. Gdyby nie magia, pewnie już by jej na tym świecie nie było.
Chciała krzyknąć z radości, lecz Nalijczycy mogli być wszędzie.
Chwiejnym krokiem wyszła z fosy. Wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą... najgorsze było to, że znajdowała się w krainie Keethar, która była spalona. Splądrowana. Cała zadymiona, nawet księżyc skrył się w chmurach czarnego dymu.
To nie była piękna zielona kraina. Teraz to była brzydka szara, splądrowana i doszczętnie zniszczona kraina.
Laera wzięła głęboki oddech i zaczęła kaszleć. Dym, wszędzie czarna mgła. Zero powietrza.
Musiała iść jedynie przed siebie, aż w końcu znajdzie coś zielonego. Musi odnaleźć Fasmera i znaleźć kamienie mocy.
Może uda jej się wtedy uratować tą krainę?
Dziewczyna powoli skierowała się w stronę drogi, zważając na każdy szelest, świst i inny dźwięk.
Droga pod jej stopami była szara, a wokół niej, gdzieniegdzie było można dostrzec ślady walki. Nie słyszała żadnych zwierząt, choć wszystko powinno budzić się do życia.


--------------------------------------------------
Prawie bym zapomniała o rozdziale :P No i byłam sobie dziś w górach :)
Chyba krótki... trochę nie mam chęci pisać tzn. mam wenę, ale mi się nie chce :P
Czy na prawdę nie wiecie co mam dla was zrobić? No podam przykłady... mogę wam coś zagrać na gitarze i to nagrać(nie wiem jakbym to miała zrobić), mogę no co chcecie :D tylko piszcie szybko bo chyba 24 urodzinki bloga :D

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział XXIII część 1

-Magowie, ustawcie się z przodu. Pozostali będą z tyłu.-Rozkazała wszystkim. Grupka osób wysunęła się i w rzędzie stanęła czekając na atak.
-Laero, ty nie idziesz?-Spytał łysy mag z brązową brodą, którego widziała na początku.
Już chciała powiedzieć, że nie może czarować, lecz w porę się opamiętała.
-Zostanę z nimi dla bezpieczeństwa.-Odparła i uśmiechnęła się. Mag odkiwnął jej i wrócił do pozycji.
Co prawda, gdy dziewczyna omawiała plan obrony, Nalijczycy dobijali się do drzwi, lecz w tym momencie, kiedy skupiła się na tym co się dzieje wokół niej, dobijanie stało się okrutne. Nie wiadomo jak długo drzwi wytrzymają, ani ile zaatakuje Nalijczyków. Serce łomotało jej jak szalone. Przecież teraz też może zginąć i legenda o córce Easte, która uratuje świat zniknie niezauważalnie.
Wzięła głęboki oddech, drzwi już lekko trzymają. Za drzwiami pewnie stoi wielka chorda Nalijczyków...
Jeszcze chwilka, parę sekund, wszyscy stoją dumnie chcąc pokazać odwagę, choć boją się, a zimny pot okala ich skórę...
Drzwi uderzane raz po raz powoli przesuwają się... Trzy uderzenia, coraz bardziej... Dwa... już widać miecze i zbroje... Jeden... Drzwi nie wytrzymują naporu. Ogromna gromada Nalijczyków wpada do lochów.
Niektórzy z nich nie ukrywają zdziwienia widząc przygotowanych do defensywy więźniów.
Któryś z magów wydaje rozkaz "Do ataku" i zaczynają walkę.
Każdy z magów ma na głowie z dwóch Nalijczyków. Wygląda to niesamowicie, kiedy Nalijczycy przez tajemniczą moc zostają odrzuceni do tyłu. Paręnastu magów wobec ponad setki zbrojnych to pestka. Jakiś napastnik atakuje, zaraz tajemnicza siła pochłania go, bądź spala czy kieruje go z ogromną prędkością na ścianę.
Wszystko dzieję się jakby w ułamku sekundy, nie słychać krzyków. Jedynie brzdęk upadających mieczy czy samych Nalijczyków, którzy nagle zostają otumanieni. Fala atakujących, niby taka potężna, uzbrojona, złowroga... Wobec żywiołów są niczym. Żadnemu Nalijczykowi nie udało się zabić maga, jedynie paru magów jest draśniętych. Z ogromnej chordy zostało nic. Magowie zawsze będą potężniejsi i jest to zapisane na kartach historii tego świata. Czarodzieje oddychają ciężko. Taka walka bardzo osłabia, zwłaszcza osłabionych już magów. Choć wiadomo było, że są niepokonani i tak się bali. Zawsze potrzeba mieć choć nutkę strachu, aby osiągnąć coś więcej.
Walka była krótka. Niektórzy wrogowie umarli, niektórzy jeszcze żyją, lecz ledwo oddychają.
-Wszystko dobrze?-Odzywa się pół szeptem Laera, zaskoczona potęgą obrońców. Niektórzy przytakują jej.-Możemy iść dalej? Dacie rade?
-Chyba damy.-Odzywa się jeden z nich.
-Weźmy wszyscy od nich miecze na wszelki wypadek. Przydadzą się w dalszej wędrówce.-Odparła i wszyscy razem z nią zrabowali najpotrzebniejsze rzeczy od Nalijczyków.
Następnie podeszła do starszego mężczyzny, który zna się na zamku i poprosiła, aby ich poprowadził. Starzec stanął na czele i zaczęli iść przez ciemny korytarz.
Mężczyzna nie kłamał mówiąc, że się zna. W zamku panowała ciemność, przez co widoczność była ograniczona do minimum.
-Przejdziemy przez kuchnie. O tej porze nikogo tam nie powinno być.-Odrzekł starzec.
Szli parę minut w milczeniu. Przewodnik oznajmił im, że już są blisko. Laera jednak miała złe obawy. Czuła, że coś jest nie tak. Nie myliła się.
Gdy przechodzili przez kuchnie i dochodzili do wyjścia z zamku, nakryła ich grupa zbrojnych Nalijczyków.
-Uciekajcie, szybko!-Wykrzyknęła Laera pozostawiając z tyłu.-Zatrzymam ich!-Ktoś chwycił ją za ramie. Obróciła się szybko i ujrzała Caen.
-Nie Laero, ja ich zatrzymam.-Powiedziała całkiem poważnie.
-Caen, nie możesz...
-To ty Laero nie możesz.-Przerwała jej.-To ty musisz przenieść się w czasie.
-Caen...-Wyszeptała ze łzami w oczach.-Nie rób mi tego, proszę...
-Byłam przez dziewięć lat przetrzymywana w lochach. Przed tobą całe życie. Jak powrócisz do swoich czasów jeszcze mnie zobaczysz...-Wyszeptała i przytuliła ją mocno.-A teraz uciekaj. Wierze, że ci się uda i uratujesz nas przed tym losem. Idź.-Odparła i ponagliła dziewczynę. Powoli ruszyła ona ze łzami w oczach w stronę wyjścia.
-Laero!-Zawołała jeszcze. Rudowłosa obróciła się z nadzieją, że Caen pójdzie z nią.-Odnajdź Fasmera, on ci pomoże.-Laera pokiwała głową i wybiegła z zamku.
Wojownicy wyważyli drzwi i stanęli przed kobietą. Caen przybrała postawę do walki.
-Witajcie. Czekałam na was.-Odparła...

Obserwatorzy