sobota, 28 września 2013

Rozdział XXV część 1

W momencie zetknięcia Laery z wilkiem, wydarzyło się coś niesamowitego. Niebo rozbłysło blaskiem pioruna, a zwierze? Nikt go nie widział. Zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Tylko gdzie zniknęło? To nie był zwykły wilk. Dlaczego zwierze weszło w dziewczynę? Tego nie wie nikt. Jedynie Laera upadła jakoby miała się już nigdy nie obudzić...
-Fasmer, idzie burza, a Laery wciąż nie ma.-Odparła Shae zasmucona dość długą nieobecnością dziewczyny.
-Nie martw się, pewnie zaraz przyjdzie.-Pocieszył ją mężczyzna.-Wiesz, że jest nieobliczalna-Dodał i zaśmiał się. Shae jedynie uśmiechnęła się. Czuła, że coś jest nie tak.
Siedzieli razem przy ognisku, gotowi do podróży. Brakowało jedynie Laery.
-Wiesz co? Ja idę jej poszukać.-Powiedziała stanowczo i wstała powoli.-Mówiła, że zaraz wraca. Nie ma jej od dobrej pół godziny.-Rzuciła i ruszyła przed siebie.
-Czekaj, pójdę z tobą!-Zawołał za nią Fasmer.
-A kto popilnuje naszych rzeczy?
-Zaraz rzucę tarcze ochronną-Odrzekł.
Odsunął się trochę od rzeczy i wyszeptał coś pod nosem. Wokół ich tymczasowego noclegu pojawiła się jakby bańka, która sprawiła, że ich rzeczy znikły.
-No. Możemy ruszać.-Powiedział przecierając ręce. Shae tylko spojrzała na niego i nic nie mówiąc udała się przed siebie.
-Nie widać jej-Odrzekła po chwili wędrówki.
-Dopiero co wyruszyliśmy... tam dalej jest polana. Dojdziemy do tego miejsca i zobaczymy co robić dalej-Odpowiedział dziewczynie i pokazał jej polane.
Shae spojrzała i zobaczyła klęczącą Laere.
-Spójrz, tam jest Laera!-Krzyknęła nagle i podbiegła na skraj polany. Fasmer po chwili stał obok niej. Przyglądali się razem sylwetce dziewczyny. Shae chciała zrobić krok, kiedy piorun uderzył w drzewo stojące obok nich. Mężczyzna w ostatniej chwili stworzył prawie przeźroczystą tarcze i uchronił ich od prawdopodobnie śmiertelnego porażenia.
W tym samym momencie Laera upadła na ziemie.
-To ona sprawiła, że ten piorun tu uderzył?-Zapytała przestraszona tym co się wydarzyło.
Fasmer zawahał się z odpowiedzią.
-Możliwe, że to ona. Ma potężną moc, ale to także mógł być po prostu wybryk natury. Chodźmy, może jej się coś stało?
Shae podbiegła do nieprzytomnej dziewczyny i obróciła ją na plecy.
-Nie oddycha. Fasmer zrób coś!-Krzyknęła ze łzami w oczach. Mężczyzna spojrzał bezradnie na rudowłosą i dotknął jej ramienia.
-Laero-Wyszeptał.-Laero, obudź się...
-Co ty robisz?! Jesteś magiem!
-Ale nie potrafię wskrzeszać ludzi!-Krzyknął jej prosto w twarz.-Nie jestem nekromantą, nie zrobię nic!
-Ona umrze-Wyszeptała. Pojedyncza łza spłynęła jej z oka.-Laero, nie rób mi tego. Proszę nie... to nie twój czas...
Rudowłosa dziewczyna leżała martwa. Umarła by jej nalijska część mogła się odrodzić jako osobne ciało które będzie w niej.
W jednej sekundzie otwarła oczy. Poderwała się na równe nogi.
-Laero ty...-Wykrzyknęła Shae, lecz nie dokończyła zdania, bo dziewczyna rzuciła się z warkiem na Fasmera. Jednym ruchem przyszpiliła go do ziemi, wpatrując się w niego rozwartymi oczyma, dusząc go.
Fasmer nie wiedział co się dzieje. Nawet się nie bronił. Wpatrywał się w atakującą, a zwłaszcza w jej oczy. Tęczówki dziewczyny były czarne jak noc.
Wydawać by się mogło, że nawet połyskują w nich gwiazdy. Z takim zachowaniem wyglądała strasznie. Jakby na prawdę chciała go zabić, lecz on w to nie wierzył.
-Zostaw go!-Krzyknęła Shae odciągając ją od mężczyzny.
-Puść mnie! Jest magiem!-Warknęła próbując się wyrwać.
W tym momencie Fasmer zrozumiał co się dzieje. Momentalnie, przestraszony odsunął się do tyłu i powstał na równe nogi, przybierając pozycje obronną.
-Laero, co się z tobą dzieje?-Zapytał drżącym głosem.-Laero to ja, Fasmer.
Rudowłosa słysząc głos maga, przestała się rzucać, lecz wciąż oddychała ciężko.
Mężczyzna podszedł do Laery i delikatnie dotknął ręką jej policzek. Zamknęła oczy i uspokoiła się.
-Możesz już mnie puścić-Odparła dziewczyna.
Towarzyszka momentalnie puściła dłonie, które rudowłosa natychmiast pomasowała.-Musiałaś mnie tak mocno trzymać?
-Wyrywałaś się i w ogóle... nie byłaś sobą.-Wymamrotała.
-Wybacz, coś dziwnego się wydarzyło...
-Jak to coś dziwnego?-Fasmer nagle się poderwał i włączył do rozmowy.
-Widziałam wilka, który... wszedł we mnie...
-Jak to wszedł?-Oburzyła się Shae-Wilki nie wchodzą w czyjeś ciało!
-No to wskoczył!
-Czekaj, czekaj. Mówisz, że wilk w ciebie wszedł?-Spytał zainteresowany mężczyzna. Dziewczyna odkiwnęła potwierdzająco głową.
Mag przez chwile zastanawiał się nad czymś, a gdy wpatrywał się w oczy Laery powiedział:
-Już wiem, co się stało!
Obydwie dziewczyny spojrzały badawczo na mężczyznę.
-Laero, powinnaś się cieszyć, ale zarazem smucić-Odparł. Gdy dziewczyna chciała już coś powiedzieć dodał-Dopełniło się część twojego przeznaczenia. Stałaś się rodowitym Nalijczykiem.
-To chyba dobrze?-Spytała Shae.
-W połowie, ponieważ jest też magiem i to nie byle jakim. Dlatego tak mnie nagle zaatakowała, ponieważ obudził się w niej nalijski instynkt. Oni tak mają. Jak są oko w oko z magiem to atakują bez pytania. Wszystko pisze w legendach, ale to nie czas na to.
-A w czym potrzebny był ten wilk?-Odezwała się zbita z tropu Laera.
-Nie każdy Nalijczyk jest rodowity. To kwestia silniejszego genu nalijskiego. Kiedy dominuje on nad człowieczym, w tedy jest się rodowitym Nalijczykiem, ale pamiętaj, że jest on recesywny. Dlatego jest mało rodowitych Nalijczyków.-Odetchnął na chwile i ciągnął dalej.-Każdy rodowity Nalijczyk ma swój ród z patronem. Może to być orzeł, niedźwiedź, wąż, ale tylko stworzenia naziemne. Laero w twoim przypadku to wilk.
-Skoro nalisjki gen jest dominujący, a u mnie wystąpił to co z moją mocą?
-Laero-Odparł.-Miejmy nadzieję, że się połączą. Inaczej będzie źle. Bardzo źle...
-Skąd ty to wszystko wiesz?-Wypaliła Shae.
Mag jedynie spojrzał na nią, nic nie mówiąc.-Rozumiem, rozumiem.-Dodała.
-No to trzeba znaleźć jak najszybciej kamienie mocy.-Podsumowała Laera.
-Więc ruszajmy!
-A jeszcze! Laero, jakiego koloru był ten wilk?-Zapytał zaciekawiony Fasmer
-Czarnego. Był taki... wyjątkowy.
-To pewnie dlatego twoje tęczówki są czarno-zielone.
-Co ty mówisz?! Czarnozielone?-Oburzyła się Laera. Wyjęła sztylet i przejrzała
się w nim.
-W sumie racja-Odparła zaskoczona.-Wyglądają magicznie...
-Odzwierciedlają twoją naturę, Laero. Jesteś wyjątkowa.-Powiedział i uśmiechnął się czarująco. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i wsadziła za ucho kosmyk włosów, który spadł jej na oczy.


--------------------------------------------------------
Cieszycie się? Mam nadzieję, bo na prawdę trochę nawaliłam :D
Nie wiem kiedy nast. część mam trochę dużo nauki. 
PS. do gimbusów: jeśli narzekacie na to, jak to bardzo dużo musicie się uczyć to znaczy, że mało jeszcze wiecie o tym co was czeka w przyszłości... ;) ja chodzę spać o 21.30 :D

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział XXV część 1

Szybko i zwinnie obróciła się, przykładając sztylet do szyi napastnika, lekko go dusząc.
-Pp... puść mnie.-Wydukał człowiek. Dziewczyna spojrzała na niego i odetchnęła.
-Fasmer, to ty...-Odparła-Wiesz, że nie miło jest tak nachodzić kogoś od tyłu? A gdybym wbiła ci ten sztylet w serce, albo gdziekolwiek?-Dodała wymachując sztyletem.
-Spokojnie, przecież jestem magiem...-Odrzekł i uśmiechnął się.
-Nigdy nic nie wiadomo-Powiedziała pod nosem i wróciła na miejsce wypoczynku. Za nią podążał Fasmer, który zastanawiał się nad jej słowami.
Gdy oboje dotarli na miejsce usiedli spokojnie. Shae właśnie otwarła lekko oczy i spojrzała na nich.
-Gdzie byliście?-Spytała i ziewnęła lekko.
-Byłam się przejść-Odparła Laera-I szukałam Fasmera. Może powie nam gdzie był?-Dodała i spojrzała badawczym wzrokiem na mężczyznę.
-Ja? Byłem coś upolować.-Powiedział i pokazał leżącego obok niego zająca.
Dziewczyna spojrzała i zastanowiła się chwile. Czyżby ten zając nie leżał już tam odkąd się obudziła? To niemożliwe, aby coś ukrywał, ale czuła się niepewnie w jego towarzystwie... był inny niż ten sprzed dziewięciu lat. Może Nalijczycy coś mu zrobili? Nie, to nie możliwe. Jednak? Może lepiej będzie gdy nie będzie mu całkowicie wszystkiego mówić? Przecież nie zawsze wolno ufać nawet zaufanemu...
-Laero, coś nie tak?-Spytał podejrzliwie Fasmer widząc jej poważną minę i skupienie się nad czymś tajemniczym.-Laero?
-Musimy wyruszyć jak najszybciej w poszukiwaniu kamieni mocy-Odparła i wstała ze swojego miejsca.-Shae przygotuj zająca, a Fasmer, ty nas spakuj.-Dodała rządząc nad przyjaciółmi.
-A ty?-Spytała Shae.
-Ja? Idę się przejść. Zaraz wracam.-Odparła i poszła przed siebie.
Mgła już opadła, więc spokojnie wie którędy wrócić.
Rzuciła się biegiem. Musi odreagować to, co się wydarzyło, potrzebuje wiatru we włosach, ognia w duszy, wody na ciele i ziemi pod stopami.
Biegła nie wiedząc ile, w jakim tępię i jak daleko się oddaliła od przyjaciół.
Stanęła na polanie, słońce za niedługo miało górować nad światem, a jej coś nie pasowało w lesie.
Było cicho. Za cicho.
-Shae! Fasmer!-Krzyknęła, lecz jej głos tylko odbił się echem. Obróciła się dookoła i czuła strach na swoim ciele. Do tego jeszcze ta cisza...
Postąpiła krok przed siebie, usłyszała szelest w krzakach naprzeciwko. Serce przyśpieszyło jej maksymalnie.
To będzie jej koniec. Teraz już nic nie zrobi, umrze i nikt jej nie znajdzie.
Zamknęła oczy i stanęła jak słup. Słońce momentalnie zaszło chmurami. Błysk przeciął szare niebo, a ona stała niewzruszona.
Silny wiatr poderwał jej ogniste włosy.
Powoli otwarła oczy. W krzakach zauważyła dwa ślepia wpatrujące się w nią.
Chwile potem dostrzegła coś, co ją zaskoczyło. "To coś" wychodziło z lasu. Tak po prostu "to coś" było wilkiem.
Zbliżał się powoli, dostojnie krocząc w kierunku dziewczyny. Lekko otwarł swą paszcze, aby okazać swoje śnieżno białe kły. Zawarczał i stanął. Stanął by rzucić się biegiem na dziewczynę.
Laera nie wiedziała co się dzieje. Rozpędzony zwierz biegł w jej kierunku nie mając najmniejszego zamiaru zatrzymywać się.
Ominęło ją już wiele śmierci, ale tym razem czuła, że to będzie koniec.
Upadła na kolana i rozprostowała ramiona. Łza spłynęła z jej zielonego oka. Zamknęła je, aby nie widzieć bestii rzucającej jej się do gardła i rozszarpującą ją na strzępy.
Zwierze wykonało potężny skok.


-------------------------------------------------------
Nie wiem, nie pytajcie bo na prawdę nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Mam ogromną zaległość w pisaniu i muszę to nadrobić, a nie chcę mi się pisać. Wiem, że krótko, ale chyba lepiej tyle niż wcale? xD
Dodaję też tak wyjątkowo dziś rozdział (bo inaczej bym nie dodała).
Raduję się bo kolejne ŚDM będą w Krakowie (a to wcale nie tak daleko ode mnie, będę już dłuugo po 18 więc jadę na 100%). Spotkajmy się wszyscy razem! Może to dopiero za 3 lata, ale ja Was już zapraszam!

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział XXIV cześć 3

Nagle przed oczyma Fasmera przeleciało całe życie Laery. Od spotkania w karczmie, aż po ten moment. Kolorowe obrazki i chwile z życia przemykały przez jego głowę. Gdy się skończyło, mag puścił naszyjnik i odetchnął głęboko.
-To niesamowite, niemożliwe.-Wydukał i podniósł ręce do góry by opuścić je razem z lianami, które więziły obie dziewczyny.
Shae odskoczyła jak kocica, po czym spode łba spojrzała na Fasmera.
-Ja cie ukatrupię!-Warknęła i rzuciła się na mężczyznę. Ten ot w porę zrozumiał, co dziewczyna chciała mu zrobić i odsunął się na bok.
Wróg wpadł prosto na niczego się nie spodziewającą Laere.
-Masz szczęście!-Już chciała wykonać drugi atak, gdyby rudowłosa jej nie chwyciła.
-Shae! Opanuj się!-Odparła.
-Nie, on nas więził, wziął za Nalijczyków!-Wykrzyknęła próbując wyrwać się z opresji.
-Nie zapominaj, że jesteśmy w przyszłości...-Powiedziała i puściła towarzyszkę. Ta prychnęła cicho i powróciła na swoje miejsce.
-Laero ja...-Wydukał mag i pomógł jej wstać.-Przepraszam, zrozum...
-Ja rozumiem-Odparła i przytuliła go.
Minęło parę godzin. Niebo zdawało się coraz bardziej ku ziemi przybliżać. Naprzeciw księżyca, srebrzystego, gwiazda jedna i druga, już ich tysiące, już miliony srebrnych oczek wypatrujące ludzi na ziemi.
-Są piękne-Odparła Laera wpatrując się w niebo.
-Tak-Odrzekł jej i ziewnął lekko.-Niektórzy mówią, że gwiazdy to zmarli ludzie. Obserwują nas i kiedy my śpimy, oni pilnują aby nic nam się w nocy nie stało.
-To piękne...-Odparła Shae, która leżała na miękkiej trawie.
-Powiedz, jak się żyło przez te parę lat?-Spytała nagle Laera zmieniając temat.
Mężczyzna zaśmiał się.
-A jak miało? Cały czas żyje w strachu, że mnie znajdą.
-To straszne.
-Gdybyś nie zniknęła...-Westchnął.
-I tak byśmy przegrali i byłoby jeszcze gorzej niż jest teraz. Wystarczy znaleźć kamienie mocy i wszystko da się odkręcić.-Odparła dumnie.-Mamy czas, ciebie, Shae. Uda nam się.
-Tak właśnie! Uda nam się!-Powtórzyła za nią Shae. Obie spojrzały na niepewnego Fasmera, który miał problem z przełamaniem się.
-Laero, nie wiem. Nalijczycy są wszędzie, a kamienie mocy nie leżą ot, byle gdzie.-Powiedział niechętny planem dziewczyn.
-Jeśli tak będziesz mówić i myśleć, na pewno nam się nie uda. Wystarczy zrobić coś, mieć chęć, a wyjdzie.
-Laero... to nie jest takie proste.
-Jest, tylko trzeba w to wierzyć.-Przerwała jego nędzne rozmyślania.-Im szybciej znajdziemy kamienie mocy, tym szybciej zmienimy przyszłość. Wyruszamy już jutro-Dodała i kopnęła patyk, który leżał obok ogniska.
-Mamy co jeść, umiemy walczyć. Damy rade!-Poparła ją Shae.
Mag niechętnie na nie spojrzał.
-Wiecie co? Prześpijcie się z tym i jutro zobaczymy jak to będzie.-Odrzekł i położył się na wcześniej zrobionym łożu z siana.
Laera i Shae spojrzały na siebie. Żadna się nie odezwała, ale każda wiedziała o co chodzi. Zgodziły się co do myśli Fasmera i poszły spać. Po dyskusji i tak już nikt nie odezwał się an
ani słowem.
Jedynie Laera, gdy wszyscy spali, wpatrywała się w niebo rozmyślając o dalszym losie.
Zasnęła w końcu z dobrymi intencjami, ale czy okażą się prawdą? Na to pytanie nikt nie mógł jej odpowiedzieć.
Obudziła się rankiem. Powycinane w oddali drzewa nie zatrzymywały odgłosów wojsk Nalijczyków, przeczesujących tereny i zmuszających ludzi do pracy.
Shae smacznie spała obok niej, a po drugiej stronie Fasmer... którego tam nie było. Poderwała się na równe nogi, aż zmroczyło jej oczy i zakręciło w głowie.
Zwinnym ruchem ubrała szatę, która służyła za kołdrę i pochwyciła sztylet.
Rozejrzała się dookoła. Las spowijała gęsta, mroczna mgła. Widoczność? Ograniczona do paru drzew przed siebie. Jak ma cokolwiek tam znaleźć? Gdzie podział się Fasmer?
Przeszła kilka kroków przed siebie. Stanęła i wsłuchała się w las. Nic nie było słychać. Jakby wszyscy czekali na moment, jakby cisza przed czymś strasznym, przed burzą... Odetchnęła lekko. Postanowiła wracać. Chciała zrobić krok, kiedy coś chwyciło ją za ramie.


----------------------------------
Przepraszam... to była najdłuższa przerwa w pisaniu. Wybaczcie na prawdę byłam w Bieszczadach i nie miałam wręcz czasu na pisanie (było genialnie), a jeszcze rozdział taki krótki... muszę nadrobić zaległości. No co mam wakacje! Dajcie człowiekowi żyć ;P
Uprzedzając, nie wiem kiedy następny rozdział.
Skomentujcie, jeśli jeszcze czytacie...

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział XXIV część 2

Kiedy dziewczyny już ochłonęły po zabiciu dzika, postanowiły ugotować mięso, a resztki gdzieś daleko wynieść, na pastwę drapieżnych zwierząt.
-Wiesz Laero, niedaleko stąd widziałam mały strumyczek. Może tam się przeniesiemy i w ogóle...-Zapytała Shae, kiedy rudowłosa próbowała rozpalić ogień.
-To całkiem dobry pomysł. Przynajmniej się przemyje.-Odparła.-Prowadź.
Razem pozbierały wszystkie swoje rzeczy i powolnym krokiem ruszyły w stronę rzeczki.
Laera z każdym krokiem przysłuchiwała się lasu. Czuła, że ktoś je śledzi, tylko nie wiedziała z jakiego miejsca.
Po paręnastu minutach chodu, dziewczyny dotarły nad mały strumyk. Rozłożyły wszystkie potrzebne rzeczy na ziemi, w tym jedzenie, które zaraz miało być gotowe. Brakowało tylko ognia.
-Przynieś trochę więcej chrustu. Ja poszukam jakiś lepszych kamieni do rozpalenia.-Odparła Laera. Jej towarzyszka ruszyła w las.
Dziewczyna podeszła do strumyka i przemyła twarz wodą. W końcu, po tylu przeżyciach mogła odpocząć.
Shae przechadzała się po lecie w poszukiwaniu suchych patyków. Gdzieniegdzie były idealne, czasem leżały mokre, ale udało jej się zebrać odpowiednią ilość.
Kiedy wracała, usłyszała gdzieś za sobą, trzask łamanej gałązki. Automatycznie stanęła i obróciła się dookoła, aby nakryć obserwatora. Nikogo nie zauważyła.
-Jest tu ktoś?-Powiedziała niepewnie drżącym głosem. Nikt nie odpowiedział. Odetchnęła z ulgą.-Może to ja, albo mi się przesłyszało.-Powiedziała do siebie, aby się pocieszyć, choć dobrze wiedziała i czuła, że ktoś ją cały czas śledzi.
Gdy doszła do swojego obozowiska, ujrzała Laere, która trzymała w ręku dwa kamienie i przyglądała się im uważnie.
-Widzę, że zaraz tym rozpalisz ogień-Odparła i rzuciła patyki w ustawiony na ziemi okrąg z kamieni
-Ta-Odprała od niechcenia i zaczęła iskrzyć ogień. Shae siadła naprzeciwko niej i uważnie przyglądała się kamieniom, które za nic nie chciały rozpalić ogniska.
-Coś nie idzie-Powiedziała sarkastycznie i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dziewczyna spojrzała na nią poważnie.
-Robiłam to już wiele razy. Patrz, jak mistrz rozpala ognis...
Nie dokończyła bo z iskry, która upadła na patyki, buchnął ogromny ogień.
Miał wysokość dwóch metrów i ogromną szerokość. Dziewczyny od razu się przesunęły do tyłu, ale ten rozprzestrzenił się za nie, zamykając je w ognistym kole.
-Szybko, przynieś wodę!-Krzyknęła Shae.
-Jak, przecież jesteśmy zamknięte!
-Ale to ty umiesz czarować!
-Wcale nie!-Droczyły się. Ich dyskusje przerwała postać, która przeszła przez ogień i weszła do kręgu.
-A więc mała kłótnia Nalijskich szpiegów?-Odparł człowiek i powolnym ruchem ręki sprawił, że ogień znikł. Laerze zrobiło się lepiej, kiedy ogień zgasł.
-O dzięki ci.-Powiedziała podchodząc do niego.
-Nie waż się do mnie podejść!-Warknął i podniósł ręce. Długie ostre korzenie wyrosły z ziemi i związały ręce oraz nogi obu dziewczyn.
-Dobrze ci poszło-Burknęła do Shae.
-Puść nas! Nic nie zrobiłyśmy!-Powiedziała rudowłosa i zaczęła się wyrywać.
-Nic nie zrobiłyście? Wredne ścierwo nalijskie!-Odparł agresywnie i splunął na ziemie.-I jeszcze jakie nie miłe, wyrywa się, chce walczyć. Macie to we krwi!
-Nie waż się tak mówić.-Krzyknęła.
-A co? Prawda boli?-Odparł słodko i podszedł do niej.-Jeszcze wysłali cie tu w szatach maga. Co, chcesz mnie szpiegować? Chcesz zostać moim sprzymierzeńcem, a potem mnie wydać przed waszego "pana"?
Mężczyzna gdy podszedł, wydawał się jej być znajomy. Miał czarną szatę, czarne włosy i czarne oczy. Jego lekki zarost dodawał mu powagi, a prawie nie widoczne zmarszczki uroku. Był wysoki, o idealnej budowie ciała. Wyglądał jak jakieś bóstwo w szacie maga.
-Co ty mówisz?-Zapytała nie wiedząc o co mu chodzi.-Nie jesteśmy żadnymi Nalijczykami!
-To co tu robicie? Widziałem jak polujesz. Tylko Nalijczycy są tak zręcznymi i dobrymi łowcami.
-Przecież nie mam szponów zamiast palców w ręce.-Broniła się przed fałszywymi oszczerstwami.
-Bo kobiety nie mają!
-O czym wy mówicie?-Spytała zdezorientowana całą sytuacją Shae.
-Nie odzywaj się!-Rozkazał człowiek. Dziewczyna speszyła się.
-Wypuść nas!-Łgała Laera.
-Zamknij się. Jak was wypuszczę, uciekniecie do Nalijczyków.
-Nie jesteśmy Nalijczykami!-Wykrzyknęła.
-Wszystko zdradza, że jednak tak.
-Jak mam ci to udowodnić?
-Nie potrzebuje dowodów.-Odparł i rozsiadł się obok nich przy ognisku.
-Powiedz choć jak się nazywasz.-Poprosiła.
-Po co ci to wiedzieć?-Odparł i prychnął.
-Przed śmiercią, chciałabym wiedzieć, komu dziękować za uśmiercenie.-Odrzekła sarkastycznie. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Spodobała mu się ta dziewczyna.
-Mów mi Fasmer.-Powiedział, a Laera uśmiechnęła się.
-Co się tak uśmiechasz?
-Mówisz, że nazywasz się Fasmer.-Rzekła.-To się dobrze składa, bo cie szukałyśmy. Potrzebujemy twojej pomocy.-Dodała.
-A czemu niby miałbym ci pomóc?
-Bo nazywam się Laera-Powiedziała władczo, a Fasmer uniósł brwi.
-Nie wierze ci!-Odrzekł stanowczo i wstał z ziemi. Zrobił parę kroków przed siebie i kopnął małej wielkości kamień, który leżał zaraz przed jego stopami.
-Musisz uwierzyć. Widzisz tą dziewczynę?-Spytała i kiwnęła głową w stronę Shae.-To Shae.
Fasmer przez chwile przyglądał się dziewczynie.
-Tamta była klonem ciebie.-Odparł.
-Ale nie pamiętasz jak jej miałam odebrać moc? To ona, zwykła dziewczyna. Była zaczarowana, dlatego tak wyglądała.
-Jak mam ci w to uwierzyć? Każda dziewczyna teraz może być nią.-Wciąż stawiał na swoim i nie dawał przekonać się, że to jednak Laera jest przez niego uwięziona.
-To jak mam ci to wyjaśnić? Nie widzisz? Mam rude włosy po matce Easte i część Nalijczyka po ojcu.
Fasmar wzdrygnął się na słowa o Easte.
-Załóżmy więc, że jednak jesteś Laerą, córką Easte.-Odparł po chwili.-Jak mi udowodnisz, dlaczego masz wciąż piętnaście lat, pomimo, że minęło dziewięć lat od naszego ostatniego spotkania?-Dodał i zaczął się dumnie wpatrywać w dziewczynę, jakby miał zwycięstwo w kieszeni.
-Kiedy odbierałam moc Shae, coś poszło nie tak. Chyba przeniosłyśmy się w czasie...
-To przez tan czar!-Odezwała się niespodziewanie towarzyszka Laery.
-Jaki czar?-Spytali równocześnie Fasmer i Laera. Dziewczyna wywróciła oczami.
-Kiedy pan nakładał mi ten czar, przez który byłam magiem, musiał przewidzieć, że będziemy chcieli odczarować to. Zapewne narzucił na mnie jeszcze klątwę, która sprawia, że przenosimy się w przyszłość-Powiedziała podekscytowana swoim odkryciem.-Dlatego tu jesteśmy teraz.-Dokończyła.
Laera i Fasmer nie odzywali się przez chwile.
-Jeśli jesteś Laerą, pokaż mi rubinowy naszyjnik, który odbiera moce.-Odezwał się mężczyzna zmieniając kompletnie temat.
-Jest pod szatą. Musisz mnie uwolnić to ci pokaże.
-Sam go zobaczę.-Odparł i podszedł do dziewczyny. Ich twarze były w minimalnej odległości od siebie. Laera czuła się bardzo niezręcznie, zwłaszcza, gdy mag zgrabnym ruchem ręki wyjął jej świecący naszyjnik.

-Oby uwierzył, oby uwierzył-Powtarzała w duchu.

--------------------------
Wydaje mi się, że rozdział długi jest :)
Jade już jutro w Bieszczady i wracam dopiero 17. Wybaczcie nieobecność.
PS. Nie bójcie się skomentować :)

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział XXIV część 1

Przechodziła wnet obok starego wyschniętego krzaka, kiedy usłyszała szept:
-Laero, Laero, to ja.
Dziewczyna zdezorientowana patrzyła na wyschnięty krzak. Ku jej uldze, głowa która po chwili się wysunęła należała do Shae.
-Co ty tu robisz? Jak udało się wam uciec?-Spytała szczęśliwa, że Shae przeżyła.
-Ludzie którzy wybiegli szybciej, zostali wychwyceni przez Nalijczyków. Mnie udało się przemknąć, kiedy oni byli zajęci innymi.-Odparła i uśmiechnęła się. Laera odwzajemniła go i podała rękę Shae, aby mogła wstać z ziemi.
-Chodź, trzeba znaleźć Fasmera.-Rzekła, kiedy dziewczyna wstała z ziemi. Odkiwnęła jej głową.
-Tylko najpierw coś zjedzmy.-Odparła trzymając się za brzuch. W sumie Laera też była bardzo głodna, tylko przejmowała się innymi rzeczami.
-Przykro mi Shae, musimy dużo przejść, aby znaleźć jakiś skrawek zielonego lasu, w którym ukryły się zwierzęta.-Powiedziała smutnie i ruszyła przed siebie. Dziewczyna nie odpowiadając nic, niechętnie ruszyła za nią.
Szły w milczeniu przez kilkadziesiąt minut. Omijały wyłysiałe drzewa i łąki. Laera nie mogła znieść tego, jak można tak robić. Musiała ona, albo Shae w końcu coś powiedzieć.
-Shae, skąd wzięłaś ten strój.-Powiedziała po długotrwałym namyśle. Dziewczyna spojrzała na nią i uśmiechnęła się pod nosem.
-Ci którzy wybiegli szybciej, zostali wychwyceni i udało mi się przemknąć na rynek. Tam stało parę domów, a Nalijczycy byli wszędzie. Weszłam więc do jednego, a tam ubranie. W sam raz na mnie.-Odparła i wskazała rękoma na swój piękny, lekko skórzany, myśliwski strój.-Lepsze to, niż tamte łachmany...
Laera przytaknęła jej i uśmiechnęła się pod nosem, podążając wciąż przed siebie.
Właśnie mijały spalone chałupy. Dziewczynie zrobiło jej się nagle smutno. W niektórych z nich, mogli mieszkać jej przyszywani rodzice, a teraz już ich nie ma. Mała łezka spłynęła jej z oka.
-Co się stało?-Spytała Shae. Dziewczyna nie
odpowiedziała.-Zostawiłaś tu gdzieś rodzinę?-Spytała ponownie. Tym razem odkiwnęła jej głową, na znak potwierdzenia.-Nie martw się. Ja nie wiem kim byli moi rodzice. Pewnie ich Nalijczycy zabili. Ty miałaś szczęście i wciąż je masz. Możesz to wszystko odwrócić. Ja już nie...-Odparła po chwili. Laerze zrobiło się trochę lepiej. W końcu, przecież obie wrócą do domu, jak uda im się odnaleźć Fasmera i kamienie mocy...
-Jak długo przetrzymywali cie Nalijczycy?-Spytała po chwili, aby odgonić od siebie złe myśli o śmierci rodziców.
-Nie pamiętam za dobrze...-Odparła.-Chyba rok, albo dwa przed... przed... tym, co się stało?-Dodała niepewnie.
-I jacy oni są?
Dziewczyna westchnęła głęboko.
-Są okrutni. Torturują i zabijają. Nawet przyjaciela, który nic nie zrobił zabiją.-Mówiła.-Gdy mnie zabrali, głodzili. Sama nie wiem po co. Byłam jednak wytrzymała i nie dawałam się, bo coś mi mówiło, że przydam się. Nie myliłam się.
Laera uśmiechnęła się lekko pod nosem.
-Chyba nie.-Mruknęła sarkastycznie.
-Ej, no wiesz co!-Odparła Shae, która widocznie usłyszała te słowa i lekko szturchnęła ją w ramie. Po chwili dziewczyny razem się śmiały.
Gdyby nie jakiś szelest w krzaku, obok którego przechodziły, Laera nie zauważyłaby, że są już prawie w lesie.
-Ciiii-Powiedziała i dłonią przysłoniła usta dziewczyny. Shae nie wiedziała, co się dzieje. Kiedy towarzyszka ją puściła, zaczęła się rzucać:
-O co chodzi, co się dzieje?!
-Cicho!-Warknęła.-Jeśli chcesz coś jeść, nie waż się nic powiedzieć! 

Dziewczynie zrobiło się głupio.
-Przepraszam-Wyszeptała i zaczerwieniła się jak burak.
Laera powoli i zgrabnie pochwyciła swój sztylet. Wolałaby łuk, ale lepszy sztylet od miecza. Dobrze zrobiła, że zawsze nosiła przy sobie swój rubinowy sztylet, który wytargowała u handlarza. Może i nie jest on idealny, ale za to potrafi nim dobrze rzucać. Wystarczy odpowiednio wycelować...
-Shae, zostań tu, albo po cichu idź za mną.
-Pójdę za tobą, ale poczekam aż się trochę oddalisz.-Towarzyszka odkiwnęła jej głową i niczym prawdziwy łowca rzuciła się biegiem pomiędzy drzewa.
Wbiegła wgłąb lasu. Im dalej posuwała się do przody, tym lepiej było słychać odgłosy natury.
Zwinnie przeskakiwała nad wysoko wystającymi korzeniami, choć w szacie maga nie było to łatwe.
Po chwili w oddali dostrzegła dzika. Ogromnego dzika. Grzebał kopytem w ziemi. Pewnie szukał jakiś żołędzi, albo innego jedzenia. Nie czuł zbliżającego się niebezpieczeństwa. Bo kto by widział lub usłyszał idealnie doświadczonego myśliwego?
Laera zbliżyła się na niebezpiecznie bliską odległość. Jeśli teraz ją wyczuje, możliwe, iż będzie czekać ich głodówka.
Ukryła się zaraz za wielkimi liśćmi dębu. Idealnie widziała dzika, jego bijące przez skórę serce... podniosła sztylet i wycelowała. 3... 2... 1... szybkim ruchem rzuciła sztylet. Coś świstnęło w powietrzu i wbiło się w ciało zwierzęcia. Nie trafiła w serce. Trafiła w aortę na wysokości karku. Zwierze ryknęło z bólu i zaczęło potężnie krwawić. Laera widziała jak zaczęło uciekać. Nie biegła za nim. Wystarczyła chwila i zwierze upadło na ziemie oddychając ciężko. Dziewczyna podbiegła do niego i przejechała wierzchem dłoni po jego mokrej sierści. Klęknęła za nim. I wyjęła ze niego sztylet. Był cały we krwi.
-Wybacz-Wyszeptała i wbiła go ponownie, tym razem w serce. Dzik głośno ryknął i po chwili nie oddychał.
-To było niesamowite!-Odparła Shae, która z dala obserwowała to zdarzenie, jeszcze chwile temu. Laera podniosła głowę i spojrzała jej w oczy.
-Nie, to nie było niesamowite. To było okrutne. Dzik mógł mieć małe, a ja mu to odebrałam.-Powiedziała szorstko-Tu, teraz, kiedy jest Nalia, zwierzęta znikają, jakby były wchłaniane pod ziemie...
-Nie martw się. Taki jest obieg w przyrodzie... ktoś musi zginąć, aby inny przeżył. To jest tylko zwierze.-Pocieszyła ją.


----------------------------------------
No i kolejny, jeszcze za tydz. dodam jeszcze jeden, a potem na wakacje :) Jedziecie gdzieś?
Jak wam się podoba rozdział? Za parę dni mija cały jeden rok od rozpoczęcia prowadzenia bloga! Niesamowite, że to już :D Chyba nic z tej okazji nie zrobię, bo nie mam pomysłów...
PS. Czy są tu jacyś 3-cio gimnazjaliści? Jak wam poszedł egzamin? Muszę się pochwalić, że przy rekrutacji na 100p będę miała 81 (za każdy zdobyty 1%=0,2p, a egzaminów było 5 więc wiadomo o co chodzi)! Nawet paska nie będę mieć, a napisałam najlepiej z dziewczyn... niesamowite. Ale dosyć o mnie, piszcie jak wam się podoba :D

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział XXIII część 2

Powoli podniosła ręce do góry powodując, iż jakby fala ziemi uniosła się i popłynęła na wojowników. Nic to nie dało. Jedynie przybyła większa grupa Nalijczyków. Caen walczyła dumnie, nie tracąc chwili na jakiekolwiek zastanawianie się. Była zbyt skupiona. Gdy odrzucała do tyłu swoich przeciwników, nie zauważyła, że jeden z nich przemknął się niebezpiecznie blisko. Jaki miał rozkaz? Zabić. Podkradając się za jej plecami, wbił sztylet. Kobieta nagle poczuła ból. Chwyciła się za brzuch i zobaczyła czerwono srebrny sztylet, który przebił ją na wylot. Czemu czerwony? To była jej krew, przelana za sprawiedliwość. 
Upadła na kolana, dotknęła głową ziemi. Zakaszlała i splunęła czerwoną mazią. Wokół niej zrobiła się ogromna kałuża krwi. Zamknęła oczy, a jej klatka piersiowa powoli się uniosła by wypuścić powietrze. Wypuścić je ostatni raz i nigdy nie otworzyć oczu.
Laera powoli przesuwała się sama wokół muru. Wszyscy jej towarzysze zdążyli uciec.
Widziała, jak wojska wychodzą przez główną bramę, aby gonić zbiegów.
Nagle zobaczyła w murze dziurę. Szybko podbiegła i przecisnęła się przez nią. Była już w połowie drogi do wolności. Jeszcze tylko jeden mur.
Dobiegła do niego. Był porośnięty jakimś krzewem. Nie ważne jakim. Wspięła się po nim i stanęła na czubku muru. Najgorsze było przed nią. Musiała skoczyć. Z dziesięć metrów w dół, do wody nie wiadomo jak głębokiej. Serce zabiło jej mocniej. Miała nadzieję, że pomimo minęło dziewięć lat, jej matka wciąż gdzieś tam jest i pomoże. Przecież może używać swojej mocy w ostateczności, kiedy wyczuje, że tego potrzebuje bo nic innego nie można zrobić. Wzięła oddech i skoczyła. Nagle poczuła energię, jakby przypływ adrenaliny. Jej źrenice rozszerzyły się. Wyprostowała ręce, dłonie skierowała w dół i podniosła do góry. Nagle woda uniosła się tworząc jakby stożek dosięgający dziewczyny. Powoli opadła w niego. Opuszczając w wodzie ręce, woda obniżała swoją wysokość. Gdy dotknęła ziemi stożek prawie całkowicie znikł. Zamknęła oczy i stała w wodzie. Przyjemny dreszczyk i uczucie energii prawie całkowicie ją opuściło.
Otwarła powoli oczy i zdumiała się. Dopiero teraz do niej dotarło co zrobiła. Dobrze, że tak się stało.
Stała teraz w wodzie do pasa. Gdyby nie magia, pewnie już by jej na tym świecie nie było.
Chciała krzyknąć z radości, lecz Nalijczycy mogli być wszędzie.
Chwiejnym krokiem wyszła z fosy. Wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą... najgorsze było to, że znajdowała się w krainie Keethar, która była spalona. Splądrowana. Cała zadymiona, nawet księżyc skrył się w chmurach czarnego dymu.
To nie była piękna zielona kraina. Teraz to była brzydka szara, splądrowana i doszczętnie zniszczona kraina.
Laera wzięła głęboki oddech i zaczęła kaszleć. Dym, wszędzie czarna mgła. Zero powietrza.
Musiała iść jedynie przed siebie, aż w końcu znajdzie coś zielonego. Musi odnaleźć Fasmera i znaleźć kamienie mocy.
Może uda jej się wtedy uratować tą krainę?
Dziewczyna powoli skierowała się w stronę drogi, zważając na każdy szelest, świst i inny dźwięk.
Droga pod jej stopami była szara, a wokół niej, gdzieniegdzie było można dostrzec ślady walki. Nie słyszała żadnych zwierząt, choć wszystko powinno budzić się do życia.


--------------------------------------------------
Prawie bym zapomniała o rozdziale :P No i byłam sobie dziś w górach :)
Chyba krótki... trochę nie mam chęci pisać tzn. mam wenę, ale mi się nie chce :P
Czy na prawdę nie wiecie co mam dla was zrobić? No podam przykłady... mogę wam coś zagrać na gitarze i to nagrać(nie wiem jakbym to miała zrobić), mogę no co chcecie :D tylko piszcie szybko bo chyba 24 urodzinki bloga :D

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział XXIII część 1

-Magowie, ustawcie się z przodu. Pozostali będą z tyłu.-Rozkazała wszystkim. Grupka osób wysunęła się i w rzędzie stanęła czekając na atak.
-Laero, ty nie idziesz?-Spytał łysy mag z brązową brodą, którego widziała na początku.
Już chciała powiedzieć, że nie może czarować, lecz w porę się opamiętała.
-Zostanę z nimi dla bezpieczeństwa.-Odparła i uśmiechnęła się. Mag odkiwnął jej i wrócił do pozycji.
Co prawda, gdy dziewczyna omawiała plan obrony, Nalijczycy dobijali się do drzwi, lecz w tym momencie, kiedy skupiła się na tym co się dzieje wokół niej, dobijanie stało się okrutne. Nie wiadomo jak długo drzwi wytrzymają, ani ile zaatakuje Nalijczyków. Serce łomotało jej jak szalone. Przecież teraz też może zginąć i legenda o córce Easte, która uratuje świat zniknie niezauważalnie.
Wzięła głęboki oddech, drzwi już lekko trzymają. Za drzwiami pewnie stoi wielka chorda Nalijczyków...
Jeszcze chwilka, parę sekund, wszyscy stoją dumnie chcąc pokazać odwagę, choć boją się, a zimny pot okala ich skórę...
Drzwi uderzane raz po raz powoli przesuwają się... Trzy uderzenia, coraz bardziej... Dwa... już widać miecze i zbroje... Jeden... Drzwi nie wytrzymują naporu. Ogromna gromada Nalijczyków wpada do lochów.
Niektórzy z nich nie ukrywają zdziwienia widząc przygotowanych do defensywy więźniów.
Któryś z magów wydaje rozkaz "Do ataku" i zaczynają walkę.
Każdy z magów ma na głowie z dwóch Nalijczyków. Wygląda to niesamowicie, kiedy Nalijczycy przez tajemniczą moc zostają odrzuceni do tyłu. Paręnastu magów wobec ponad setki zbrojnych to pestka. Jakiś napastnik atakuje, zaraz tajemnicza siła pochłania go, bądź spala czy kieruje go z ogromną prędkością na ścianę.
Wszystko dzieję się jakby w ułamku sekundy, nie słychać krzyków. Jedynie brzdęk upadających mieczy czy samych Nalijczyków, którzy nagle zostają otumanieni. Fala atakujących, niby taka potężna, uzbrojona, złowroga... Wobec żywiołów są niczym. Żadnemu Nalijczykowi nie udało się zabić maga, jedynie paru magów jest draśniętych. Z ogromnej chordy zostało nic. Magowie zawsze będą potężniejsi i jest to zapisane na kartach historii tego świata. Czarodzieje oddychają ciężko. Taka walka bardzo osłabia, zwłaszcza osłabionych już magów. Choć wiadomo było, że są niepokonani i tak się bali. Zawsze potrzeba mieć choć nutkę strachu, aby osiągnąć coś więcej.
Walka była krótka. Niektórzy wrogowie umarli, niektórzy jeszcze żyją, lecz ledwo oddychają.
-Wszystko dobrze?-Odzywa się pół szeptem Laera, zaskoczona potęgą obrońców. Niektórzy przytakują jej.-Możemy iść dalej? Dacie rade?
-Chyba damy.-Odzywa się jeden z nich.
-Weźmy wszyscy od nich miecze na wszelki wypadek. Przydadzą się w dalszej wędrówce.-Odparła i wszyscy razem z nią zrabowali najpotrzebniejsze rzeczy od Nalijczyków.
Następnie podeszła do starszego mężczyzny, który zna się na zamku i poprosiła, aby ich poprowadził. Starzec stanął na czele i zaczęli iść przez ciemny korytarz.
Mężczyzna nie kłamał mówiąc, że się zna. W zamku panowała ciemność, przez co widoczność była ograniczona do minimum.
-Przejdziemy przez kuchnie. O tej porze nikogo tam nie powinno być.-Odrzekł starzec.
Szli parę minut w milczeniu. Przewodnik oznajmił im, że już są blisko. Laera jednak miała złe obawy. Czuła, że coś jest nie tak. Nie myliła się.
Gdy przechodzili przez kuchnie i dochodzili do wyjścia z zamku, nakryła ich grupa zbrojnych Nalijczyków.
-Uciekajcie, szybko!-Wykrzyknęła Laera pozostawiając z tyłu.-Zatrzymam ich!-Ktoś chwycił ją za ramie. Obróciła się szybko i ujrzała Caen.
-Nie Laero, ja ich zatrzymam.-Powiedziała całkiem poważnie.
-Caen, nie możesz...
-To ty Laero nie możesz.-Przerwała jej.-To ty musisz przenieść się w czasie.
-Caen...-Wyszeptała ze łzami w oczach.-Nie rób mi tego, proszę...
-Byłam przez dziewięć lat przetrzymywana w lochach. Przed tobą całe życie. Jak powrócisz do swoich czasów jeszcze mnie zobaczysz...-Wyszeptała i przytuliła ją mocno.-A teraz uciekaj. Wierze, że ci się uda i uratujesz nas przed tym losem. Idź.-Odparła i ponagliła dziewczynę. Powoli ruszyła ona ze łzami w oczach w stronę wyjścia.
-Laero!-Zawołała jeszcze. Rudowłosa obróciła się z nadzieją, że Caen pójdzie z nią.-Odnajdź Fasmera, on ci pomoże.-Laera pokiwała głową i wybiegła z zamku.
Wojownicy wyważyli drzwi i stanęli przed kobietą. Caen przybrała postawę do walki.
-Witajcie. Czekałam na was.-Odparła...

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział XXII cześć 3

-Nie możesz tak mówić!-Wypaliła dziewczyna.-Na pewno jest jakaś szansa!-Powiedziała i miała zamiar dotknąć kraty.
-Nie dotykaj, ta krata jest zaklęta!-Wykrzyknęła Caen, ale było już za późno. Laera bez większych
problemów oparła się. Jakież było zdziwienie na twarzy kobiety.
-Co?-Wydukała i podeszła do dziewczyny.
-O czym ty mówisz?-Spytała ciekawie Laera.-Ja nic nie czuje.
-Ta krata była zaczarowana - po dotknięciu osłabiało cie i odrzucało do tyłu. Tylko rodzeni Nalijczycy bez problemu mogli dotknąć tego.-Odparła Caen w zdumieniu patrząc na towarzyszkę. Laera uśmiechnęła się pod nosem.
-Może i jeszcze nie czaruje, może i nie jestem waszą dorosłą, potężną nadzieją, ale jestem też w połowie Nalijczykiem i zamierzam was uratować.-Powiedziała dumnie dziewczyna.
-Jesteś w połowie Nalijczykiem?!-Rzekła zdumiona kobieta.-Wiesz co to oznacza? Wiesz, jaka to dla nas szansa?
-Raczej nie...-Odparła cicho pod nosem, po czym donośnym głosem powiedziała:-Musimy was uratować i odnaleźć Fasmera. Potem ustalimy co dalej...
-Cicho! Oszalałaś, już któryś raz z rzędu wydzieramy się na całe gardło!-Warknęła na dziewczynę.
-Nie bój się. Przed lochami jest ogromny korytarz, nikt nas nie usłyszy...
-Głupia! Rozchodzi się echo, już pewnie coś do nas idzie.-Odparła groźnie Caen. Nie myliła się. Grupa zbrojnych Nalijczyków zmierzała w kierunku lochów.
-Laero...-Powiedziała z drżącym głosem Shae, która stała przy drzwiach i patrolowała.-Ona ma racje, Nalijczycy już tu prawie są!
Gdy dziewczyna to usłyszała spojrzała na kobietę, która wbijała w nią wściekły wzrok. Laera uśmiechnęła się niepewnie, robiąc dobrą minę do złej gry, a następnie spojrzała na Shae.
-Trzymaj drzwi. Ja uwolnię więźniów. Będziemy się bronić!-Powiedziała władczo i skinęła głową. Shae również uczyniła ten gest.
-Te drzwi otwierają się jak mechanizm dostanie odpowiedni sygnał.-Myślała dziewczyna.-Gdyby wcisnąć coś w zawiasy i zmienić szyfr...?-Podeszła do nieruchomego strażnika i zdjęła z niego hełm oraz sztylet, który miał ukryty w bucie. Jednym susem znalazła się przy drzwiach. Rzuciła hełm na ziemie i zgniotła go.-Dobrze, że robią zbroje z lekkiego metalu, przynajmniej można to łatwo zgiąć.-Wsadziła przedmiot pod drzwi tak, aby nie mogły się przesunąć. Teraz tylko zmienić kod...-Nie ma szans, przecież te drzwi są zaczarowane...-Mówiła do siebie.-Ale gdyby poprzekręcać coś w zawiasach?-Spojrzała na sztylet i na drzwi. Uniosła brew do góry i podeszła do zawiasów. Jakież było jej zdziwienie i radość, gdy ujrzała skomplikowany mechanizm. Uśmiechnęła się.-Więc taka to magia... gdy uderza się zawias drży i przestawia się.-A znajdowało się tam siedem małych metalowych prostokącików, które przesuwały się. Jedno puknięcie oznaczało jeden zawias, kolejne - kolejny. Gdy prostokąty połączyłyby się z metalem na przeciwko nich, zwalniałoby to mechanizm, który puściłby i otwarł drzwi.
Każde prostokąty miały swoją długość - pierwsze trzy (trzy szybkie puknięcia) były krótkie aby zwolnić pierwszy mechanizm. Przez to, że był on ciężki potrzebował szybkiego zwolnienia. Następne dwa były długie(drugi był po to, gdyby pierwszemu nie udało się zwolnić mechanizmu), a ostatnie dwa krótkie. Ostatni mechanizm był najlżejszy i
otwierał drzwi.-Proste.-Pomyślała.-Wystarczy tylko zniszczyć prostokąty.-Tak też uczyniła.
Wepchnęła sztylet w szczelinę, w której znajdował się mechanizm i ucięła prostokąciki, kawałek po kawałku.-Może i ci Nalijczycy mają słabe zbroje, ale ich miecze są genialne.-Mruknęła po dobrze wykonanej pracy. Teraz tylko czekać na efekty.-Laero, zamknęłam drzwi-Krzyknęła do towarzyszki, która powoli uwalniała wszystkich więźniów.
-Dobrze!-Odpowiedziała szybko i wróciła do swojej pracy.-Zajmij się więźniami-Dodała jeszcze.
Chwile wcześniej...
-Caen, pewnie już wchodziło tu dużo Nalijczyków, wiesz jak otworzyć te kraty?-Spytała Laera. Kobieta wzdrygnęła się, lecz po chwili odparła:
-Klucze wiszą na ścianie... nie wszystko tu jest zaczarowane, tylko nasze cele, abyśmy nie użyli magi.
Laera speszyła się, lecz po chwili podeszła i znalazła klucze. Otwarła cele, która zaskrzypiała cicho. Gdy Caen wyszła, Laera w końcu ujrzała ją w dobrym świetle. Miała na sobie brudne łachmany, takie same jak Shae i długie prawie do pasa brązowe, posklejane włosy. Dziewczyna zapamiętała ją, jako małą dziewczynkę sięgającą jej do szyi. Teraz to ona była na równi z jej brodą.
-Przestaniesz się tak na mnie patrzeć i uwolnisz pozostałych, czy nie?-Odparła cicho spoglądając na Laere z wysoka.
-Wybacz... bardzo się zmieniłaś.-Powiedziała i spuściła wzrok na trzymane w rękach klucze. Podeszła do klatki obok Caen i otworzyła ją, potem następną, aż w końcu doszła do ostatniej.
W tym samym czasie Shae zamknęła drzwi,
więc mieli trochę czasu na obmyślenie strategii.
W pomieszczeniu zrobił się spory tłok. Laera nie spodziewała się, że w niektórych celach może być więcej niż jedna osoba.
Wszyscy ustawili się w koło wokół dziewczyny.
-Jestem Laera, córka Easte.-Powiedziała, a z pomiędzy tłumu dało się słyszeć zaskoczenie.-Kto z was jest magiem?-Spytała na początek.
Ponad połowa z tłumu (a tłumu było około trzydzieści osób) podniosła rękę.-Dobrze, czyli spokojnie poradzimy sobie z Nalijczykami. Czy ktoś zna plan tego zamku? Jak szybko wyjść?
Starszy brodaty mężczyzna wystąpił z kręgu.
-Kiedyś służyłem dla pana, dopóki mnie nie zamknął w celi za nic. Znam cały zamek na pamięć.
-Świetnie.-Odparła dziewczyna.-Poprowadzisz nas do wyjścia, tylko nie głównego, aby nas nie zauważyli.-Mężczyzna kiwnął głową i odsunął się do koła. Laera spojrzała na wszystkie twarze.-Pamiętajcie, nawet jeśli nam się nie uda, nie traćcie nadziei. Jasne?
-Jasne!-Odpowiedziało parę głosów.
-Jesteście ze mną?
-Jesteśmy!!-Odpowiedzieli wszyscy chórem.
W tym momencie ktoś dobił się do drzwi.

------------------------------------------------------- 
Cieszycie się, że wcześniej? Następny rozdział za tydzień w sobotę hehehe
Jadę na 3 dni, więc muszę już dziś, a za tydzień, też może być późno bo idę w góry. Oby była ładna pogoda.
Jak wam się podoba rozdział? Konkurs jest wciąż aktualny. Dawajcie propozycje co mogę dla was zrobić :)

sobota, 25 maja 2013

Rozdział XXII część 2

Lochy wiły się przez ciemne i spalone korytarze, posuwając się wciąż w dół bez końca. Im dalej schodziła, tym bardziej czuła lęk na swej skórze.
Idąc ciemnym korytarzem pośród pajęczyn i stalaktytów, w końcu ujrzała w oddali światło. Przyśpieszyła kroku i po chwili doszła do drzwi. Otworzyć, czy nie? Zapukać? To by było śmieszne... jednak...
Zapukała rytmem, który podpowiedziała jej intuicja - trzy szybkie uderzenia, dwa wolne i dwa szybkie. Zaskoczyło ją to, że drzwi się otworzyły.
-Skąd wiedziałaś?-Spytała zdezorientowana Shae.
-Nie wiedziałam.-Odparła i przekroczyła próg.
Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to strażnik. Na szczęście spał. Podeszła po cichutku do niego i liną, która wisiała za nim, przywiązała go do krzesła. Mężczyzna jednak spał dalej.
Następnie rozglądnęła się po pomieszczeniu i uśmiechnęła się. Trafiła prosto do lochów.
Podeszła do pierwszej kraty.
-Jest tu ktoś?-Spytała. Po chwili usłyszała brzdęk łańcucha i zobaczyła potężnego mężczyznę, który spojrzał jej w oczy i prychając wrócił na swoje miejsce. Był brudny i łysy. Posiadał jedynie skołtunioną brązową brodę. Jego łachmany przykleiły się wręcz to ciała, a smród unosił się z jego celi. Laera cofnęła się o krok. "Nie pomoże nam" pomyślała.
-Jest tu ktoś?-Spytała ponownie tym razem głośno, tak aby więźniowie usłyszeli.
-Kim jesteś, kim jesteś, że bez problemów przychodzisz do lochów i wywołujesz nas?-Odezwał się z odległej celi brzmiący kobiecy głos. Dziewczynie przez moment wydawało się, że podobną barwę już kiedyś słyszała.
Podbiegła szybko do miejsca, z którego dochodził głos.
-Kim ty jesteś?-Wyszeptała cicho Laera i rozświetliła pomieszczenie rubinowym światłem. Kobieta szybko przysłoniła się dłonią, gdyż nie była przyzwyczajona i światło ją raziło.
-Odjedź stąd kimkolwiek jesteś.-Warknęła.
-Chcę wam pomóc!-Odpowiedziała szybko. Chciała udać pewny głos, a wyszło jej lekkie łganie.
-Nikt nam nie może pomóc.-Powiedziała kobieta i wstała z miejsca. Oparła się o ścianę i zatopiła głowę w rękach. Jej długie brązowe włosy zasłoniły ją doszczętnie i oddzielił od świata.
-To chociaż powiedz, co tu się dzieje...-Nalegała. Kobieta nagle podniosła głowę i zaśmiała się.
-Skąd ty się wzięłaś?-Odparła podchodzą co Laery.-Nie wiesz co się stało z krainą Keethar? Nie wiesz, że Nalijczycy oblężyli nas? Nie wiesz? Wyglądasz na piętnaście lat. Musiałaś przy tym być...-Podeszła prawie na styk z dziewczyną. Dzieliła ją tylko krata, nic więcej.
Kobieta była smukła, średniego wzrostu. Miała piękną twarz i... czarne oczy. Czarne oczy i brązowe włosy. Ona musiała ją kiedyś widzieć... Jej serce zaczęło mocniej bić.
-Nie-Wyszeptała.-Nie, nie, nie!-Wykrzyknęła. Strażnik obudził się.
-Co tu...-Nie dokończył. Dostał w głowę od Shae i zemdlał.
-Oszalałaś? Ktoś mógł nas usłyszeć! Zaraz tu...
-Caen...-Wyszeptała Laera przerywając kobiecie. Przez chwile stała ona jak wryta.
-Co powiedziałaś.
-Caen... to ty?
-Kim ty jesteś do stu bawołów kim?!-Warknęła kobieta. Nie dostała odpowiedzi.-Gadaj, kim!?
-Ja jestem... Laera.
-Laera? Przecież to... nie możliwe. Musiałabyś mieć z dwadzieścia cztery lata...-Odparła i odeszła wgłąb celi. Usiadła powoli naprzeciwko towarzyszki.
-Dwadzieścia cztery lata?! Co tu się dzieje?!-Wypaliła Laera zdezorientowana całą sytuacją.
-Dziewięć lat temu kiedy miałam może z jedenaście lat przybyłaś, jak mówisz, ty.-Zaczęła powoli opowiadać historie przeszłości. -Przybyłam, a potem Shae, która zaczarowała magów i...?-Wtrąciła dziewczyna
-I zniknęłyście. Ty i Shae. Fasmer opowiedział nam o wszystkim i waszym planie, lecz ty też zniknęłaś. Kiedy wzięliśmy się za przygotowania było już za późno. Nalijczycy wykorzystali nasze osłabienie i zaatakowali. Wielu próbowało się bronić. Ja byłam jeszcze mała więc prawie nic nie mogłam zrobić. Erusa zamknęli gdzieś i ogłosili zwycięstwo. Niektórzy magowie pouciekali, ale zostali wyłapani. Jedynie nie wiadomo co z Fasmerem.-Odparła cicho wpatrując się w jakiś odległy punkt. Słysząc o magu, w dziewczynie zaiskrzyła nadzieja. Nie, żeby coś do niego czuła. Po prostu... może jest jeszcze jakaś nadzieja na zwycięstwo.
-Trzeba coś zrobić. Trzeba działać. Jest tu więcej magów?-Zaczęła niepewnie Laera.
-Jest, ale... straciliśmy już wole walki. Katowali każdego, kto chociażby pisnął słowem.-Odparła Caen.-Czekaliśmy na ciebie dziewięć lat, sądząc, że przyjdziesz jako najpotężniejsza i uratujesz nas. Myliliśmy się. Przyszłaś taka, jaką pierwszy raz cie zobaczyliśmy. Piętnastolatka, nie znając podstawowych czarów. Bez-uży-teczna-Powiedziała z emocjami w głosie. To prawda, widać było po niej, że już nic nie da się zrobić, że nie ma nadziei.
Laera, słysząc to co mówiła, o mało nie rozpłakała się. Sama widząc co tu się dzieje straciła chęci, lecz działała i próbowała.-Nawet czarować się nie da. Na każdą cele rzucony jest jakiś urok.-Dodała po chwili milczenia.

---------------------------------------------------------
No i się wyjaśniło. Rozdział dłuższy? Mam nadzieje :)
Ogłoszenia parafialne:
W czerwcu(chyba 23) mija cały pełny rok mojego bloga. Z racji tego chciałabym ogłosić konkurs. Piszcie(w kom.) co chcecie, abym dla was zrobiła, następnie wybiorę te możliwe do zrealizowania i wybierzecie w ankiecie co wam pasuje. Obiecuje, że wywiąże się pozytywnie z waszej decyzji. Czas? Zobaczymy ;)

sobota, 18 maja 2013

Rozdział XXII część 1

Obudziła się gdy słońca już nie było. Nikogo nie było w pomieszczeniu. Nie wiedziała, gdzie Shae i czy udało jej się. Spojrzała na naszyjnik, którego nie zdążyła schować. Jakież było jej zdziwienie, gdy dostrzegła, że świeci się on rubinowym blaskiem. Przejechała po nim palcem, a on lekko błysnął.
Po chwili Laera bez problemów wstała i wyjrzała przez okno zamknięte. O mało nie zemdlała. To nie była noc. To był dym, czarne chmury, popiół. Wyglądało to, jakby swąd i rzeczy, które unosiły się w powietrzu nie miały zniknąć.
-Co tu się dzieje?!-Spytała samą siebie i szybko odwróciła się od okna. Wcześniej myślała, że po prostu nie doszła do siebie po omdleniu, dlatego w pokoju jest tak ciemno. Jednak kiedy odwróciła się, komnata Shae była cała zniszczona. Łoże i wszystkie drewniane rzeczy były doszczętnie spalone. Dym i popiół unosił się w powietrzu, co ograniczało widoczność. Jedynym źródłem światła był jej naszyjnik. Świecił na tyle mocno, by dało się przejść po pokoju.
Weszła do łazienki, by sprawdzić, czy aby jej się też coś nie stało. Zaskoczeniem było, że usłyszała ciche łkanie.
-Jest tu ktoś?-Spytała rozglądając się po pomieszczeniu. Płacz ustał.-Odezwij się, proszę. Nic ci nie zrobię.
Musiała minąć dłuższa chwila, aby ktoś się odezwał.
-Kim ty jesteś?-Odpowiedział pytaniem na pytanie cichy głosik, akcentując słowo "ty".
-Jestem Laera i nie wiem jak się tu znalazłam.-Odparła.
-Więc jest nas dwie.-Powiedziała pod nosem.-Też nie wiem co tu się dzieje, ale pamiętam, że zostałam porwana, potem nazywano mnie Shae. Zostałam w tedy obrzucona klątwą, przez okrutnego pana, a potem zobaczyłam przez chwile ciebie. Kiedy się ocknęłam znalazłam się tu...-Opowiedziała po krótce historie całego życia.
Laera po usłyszeniu tego wszystkiego zatopiła głowę w rękach.
-Musimy się stąd wydostać i musimy wiedzieć, co się stało.-Powiedziała do siebie, a następnie zwróciła się do dziewczyny.-Wychodziłaś gdzieś?
-Tak, chciałam zobaczyć czy wszędzie tak jest. Okazało się, że tak.-Odparła smutnie. Laera odetchnęła i spojrzała na kran, który był cały z popiołu. Odkręciła go powoli. Ku miłemu zaskoczeniu, ciekła z niego woda i do tego czysta. Przemyła twarz i przejrzała się w brudnym lustrze. Na szczęście nic się w niej nie zmieniło. Była tylko umorusana z kurzu, jak i Shae, która także się obmyła. Przetrzepały się z kurzu, a przy tym dziewczyna schowała swój naszyjnik pod szatę, aby nikt nie mógł go zobaczyć.
-Chodz, trzeba się zorientować, co się dzieje.-Powiedziała i porwała dziewczynę za rękę.
Powoli otwarła drzwi, a właściwie to co z nich zostało i wyjrzała na korytarz.
Wszystko wyglądało tak samo. Dym, kurz i popiół. Wszędzie.
Powoli szły przez ciemność, gdy nagle zobaczyła światło. Szybkim ruchem pochwyciła Shae i schowała się z nią w najciemniejszym koncie. Postać z pochodnią powoli przeszła, rozświetlając pokój. Nikogo nie było, powróciła do patrolu i ruszyła dalej.
-Co to było?-Spytała dziewczyna.
-Ciiii...-Szepnęła i spojrzała na nią.-Nie wiem, ale nikt dobry.
Dziewczyny wstały i z powrotem ruszyły w drogę. W końcu doszły do drzwi, które wyglądały jak wejście do stołówki dla magów.
Shae śmiało chciała pchnąć drzwi, lecz Laera w ostatniej chwili ją powstrzymała. Młoda już chciała protestować, lecz dziewczyna przesunęła palec do ust na znak, że coś słyszy.
Nie myliła się. Były to śmiechy mężczyzn, którzy biesiadowali spokojnie. Dobrze, że w drzwiach była dziurka od klucza. Laera śmiało przez nią zerknęła i
po chwili doznała ogromnego szoku, który wręcz ją odepchnął od widoku.
Chwyciła szybko towarzyszkę za rękę i udała się jak najdalej od tego miejsca.
-Już wiem co się dzieje.-Powiedziała szybko i skręciła na schody.-To byli... Nalijczycy.
-Czy oni...?
-Tak. Oblężyli i spalili. Wszystko.-Odparła jej z pośpiechem.
-Dokąd idziemy? Nie mamy już tu co szukać. Jesteśmy stracone...-W Shae zgasła ostatnia nuta nadziei. Gdyby nie mocny uścisk Laery, nie szła by już nigdzie indziej. To był koniec. Nie mogły nic zrobić.
-Nie.-Powiedziała jakby czytając jej w myślach.-W każdym zamku są lochy. Tam muszą przebywać nasi sprzymierzeńcy.-Odparła z lekkim uśmiechem, który nie powinien jej się malować ze względu na wagę sytuacji.
-Wiesz gdzie oni są? Kim są? Czy nam pomogą?-Wypytywała dziewczyna.
-Za dużo chcesz wiedzieć, Shae-Rzekła, sama nie wiedząc co dokładnie robić. Jedynie mogła przypuszczać, że na samym dole zamku są lochy, a tam... magowie.

----------------------------------------------------------
Wybaczcie, że późno, ale podziwiałam dziś cuda natury ze szczytu Babiej Góry (1725 m.n.p.m.) ;) 
Liczę na komentarze :)

sobota, 11 maja 2013

Rozdział XXI część 3

Rozdział dedykuje(choć tego nie mam w zwyczaju robić) wszystkim, którzy dotrwali do tego momentu. Mam nadzieję, że następne wynagrodzą Wam waszą obecność :) (wiem, że krótki, ale to już cz.3)
----------------------------------------------------------------------------------------
Laera po cichutku weszła do swej komnaty, aby obmyślić plan. Zapewne Shae już wróciła z nauki u Avtesa i odpoczywa w pokoju.
Przemyła twarz zimną wodą, aby udać, że trening z Fasmerem był wyczerpujący i wróciła na korytarz. Spojrzała na swój naszyjnik i odetchnęła.
Zapukała do drzwi. Gdy się same otworzyły przekroczyła próg i spojrzała na przestrzeń. Nikogo nie było w pokoju, a drzwi zatrzasnęły się za nią.
-Jest tu kto?-Wydukała przestraszonym głosem. Nie słyszała nikogo. Na ramieniu nagle poczuła czyjąś dłoń.
-Spodziewałam się Ciebie, Laero. Prędzej czy później musiałaś do mnie przyjść.-Odezwała się, po czym poczuła jak grunt osuwa się Laerze spod nóg. Słyszała jeszcze cichy śmiech i wszystko pochłonęła ciemność.
Ocknęła się, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, o której. Widziała zarys pokoju i ogromne łoże. Czyli wciąż była u Shae...
Otworzyła szerzej oczy i ujrzała zarys sylwetki stojącej w oknie.
Postać powoli się obróciła i podeszła do dziewczyny.
-W końcu się obudziłaś.-Odparła słodko.-Powiem ci, nieźle to sobie wymyśliłaś. Nie wiem, jaki czar rzuciłaś, że nie mogłam cię rozpoznać, ale gdyby nie ta mała głupia dziewczynka, wciąż mogłabyś harcować pośród magów. Powiedziała mi o tym, jak mnie widziałaś podczas rozmowy z Panem. W sumie... nie martw się, już zawiadomiłam Pana, że cie złapałam.-Powiedziała i zaśmiała się chytrze.
Laerze zabiło mocniej serce. To znaczy, że już wiedzą... nie! Przybędą tu jak najszybciej i zdobędą zamek. Zimny pot zleciał jej z czoła. Była przywiązana do stołu. Nie mogła nic zrobić. Jednak wciąż miała naszyjnik...
-Shae...-Rzekła cicho, udając lament.-Proszę, skoro nie zostało mi nic innego jak się pożegnać przed śmiercią, mam pod szatą naszyjnik. Weź go proszę. Niech on będzie teraz twój.-Wyszeptała. Shae odwróciła się od niej i podeszła do otwartego okna. Jej długie rude włosy, powiewały lekko na ciepłym wiosennym wietrze.
-Dobrze, zabiore. Ale nie teraz. Jak już nie będziesz żyć.-Odparła tyłem do Laery.
Dziewczyna przeklęła Shae w myślach. Musi coś zrobić...
-Shae...-Powiedziała.-Spójrz mi w oczy.
-Nie będę patrzeć ci w oczy, wiedźmo!-Przerwała jej zła. Laera prychnęła.
-Zależy kto tu jest wiedźmą...-Odparła pod nosem.
-Co powiedziałaś?!-Shae nagle znalazła się przy niej i chwyciła ją za szyję.
-Powiedziałam, abyś wzięła ten naszyjnik, bo potem, możesz nie mieć dostępu do mojego ciała...-Wydusiła cała czerwona uściskiem Shae. Gdy rudowłosa to usłyszała poluźniła uścisk. Laera odetchnęła głęboko
-Masz szczęście.-Odparła.-Dobra, pokaż mi ten naszyjnik.-Dodała i wyjęła chłodną ręką spod szaty rubinowy naszyjnik.-Ładny, wezmę go sobie.-Już miała zerwać go z szyi Laery, kiedy ta powiedziała:
-Czekaj!
-Co jeszcze chcesz? Kolejny naszyjnik? Pierścionek?-Prychnęła i wywróciła oczami.
-Nie, mam coś lepszego.-Powiedziała. A Shae uniosła ciekawsko, jedną brew do góry.-Odbierz jej moc.-Wyszeptała.
Nim rudowłosa zdążyła zareagować na słowa Laery, z rubinu błysło krwiste światło, które ogarnęło całą Shae.
Ogarnięta magią Shae, zaczęła się zmieniać. Z powrotem stała się brudną dziewczyną w łachmanach. Włosy ponownie stały się krótkie, czarne potargane, a oczy zmienił barwę na niebieską. Także tatuaż fałszywego maga został pochłonięty przez kamień.
Światło zgasło i przed Laerą ukazała się inna postać, która po chwili zemdlała. Dziewczyna, nie wiedząc czemu, także wpadła w ciemność.

sobota, 4 maja 2013

Rozdział XXI część 2

-Co powiedziałaś?
-Nie przesłyszałeś się-Odparła.-Wiesz dlaczego nie mogę? Jestem w połowie Nalijczykiem!-Odrzekła i wybuchła śmiechem. Zaczęła śmiać się jak szalona, a mag był bezradny. Stał poważny i niewzruszony. Zastanawiał się co dalej będzie.
-Jak możesz mieć moc?-Zapytał po chwili stanowczym głosem.
-Tylko dzięki kamieniom mocy!-Odparła i wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.-Czy coś takiego w ogóle istnieje? Skoro jej matka...- gdy tylko o tym pomyślała, przestała się śmiać.
-Dlaczego się nie śmiejesz?-Spytał urażony.-Masz taki piękny głos...-Podszedł do niej i odgarnął ogniste włosy Laery za ucho. Dziewczyna stała wlepiona swoimi dużymi zielonymi oczyma w najpiękniejszego mężczyznę, jakiego widziała. Czuła na skórze jego wzrok, a on czuł jej. Czas jakby stanął w miejscu.
-Nie...-Wyszeptała.-Nie.
Dziewczyna wybiegła na korytarz. Fasmer zostałam w pokoju i zaklął cicho pod nosem. Po chwili zaś wstał i gorączkowo rozmyślając co robić, chodził w kółko po pokoju.
Laera otworzyła okno w swoim pokoju, wpuszczając śpiew ptaków i świeże powietrze do pomieszczenia. Odetchnęła z ulgą i zamknęła oczy. Ciepły wiatr tulił ją całą, a w wietrze czuła jej matkę. Uśmiechnęła się do siebie.
-Powiesz mi co się dzieje?-Spytał męski głos. Laera niewzruszona stała wciąż w oknie.
-Co tu robisz? Nie słyszałam, żebyś wchodził.
-Pukałem...-Odparł, a po chwili milczenia ciągnął dalej.-Myślałem, dużo o tym co mi powiedziałaś. Powinniśmy wyruszyć na poszukiwanie tych kamieni.
Dziewczyna prychnęła kpiąco.
-Po pierwsze: Jacy my? A po drugie: Nie znasz drogi.-Odpowiedziała i odwróciła się w jego stronę.
-Przyda ci się ktoś, kto potrafi czarować. Aha, przecież ty też nie znasz drogi.-Powiedział i uśmiechnął się czarująco.
-Wybacz, to nie dla ciebie. Nalijczycy zaatakują dosłownie za parę dni, a wszyscy są pod działaniem uroku Shae. Musisz coś zrobić.
-Mamy twój naszyjnik. Odczarujemy wszystkich. Obiecuje ci, że Shae znajdzie się już za  niedługo w lochach. I ty o to zadbasz.-Odparł.
-Ja?!-Powiedziała zdumiona.-Ja?! Jak?!
-Sama o to zadbasz. A tym czasem chodźmy do Erusa.-Powiedział i wyszedł. Laera niechętnie podreptała za nim.
Szli wydawać by się mogło całą wieczność. Przez ciemne wijące i nie kończące się korytarze, aż na szczyt szpiczastej wieży.
-Będzie tam ktoś?-Spytała szeptem chłopaka.
-Będzie.-Odparł twierdząco, a dziewczyna spojrzała na niego oczekując dłuższej odpowiedzi.-Erus prawie nigdy nie wychodzi z komnaty.-Dodał i zapukał trzy razy w drewniane drzwi.
Po chwili dłuższego czekania drzwi otwarły się same.
-Wejdźcie, wejdźcie proszę!-Odparł znad sterty papierów.-Właśnie porządkowałem.-Powiedział i spojrzał na Laere.-Co tu ta dama robi?
-Laera-Szepnął mu do ucha Fasmer.
-A tak Laera... masz coś ważnego do przekazania?
-Tak-Odparła bez przekonania.-Mam bardzo ładny naszyjnik do pokazania-Odrzekła i wyjęła spod szaty rubinowy naszyjnik.
Erus spojrzał ukradkiem na naszyjnik, chcąc podejść, lecz po chwili powrócił na swoje miejsce.
-Ładny. Czy to wszystko?-Spytał i spojrzał na dwójkę przybyszy. Laera była zaszokowana zachowaniem maga. Nie wiedziała co ma czynić.
-Ale niech pan spojrzy jaki gładki i jaka energia od niego emanuje!-Na słowa "energia" mag poderwał się z miejsca, a dziewczyna uśmiechnęła się dumnie.
-Pokaż mi no ten naszy...-Podszedł i chwytając go nie dokończył zdania. Czerwony blask rozświecił pomieszczenie i po chwili zniknął.
-Córko Easte!-Wykrzyknął na cały głos.-Jak mogliśmy być ta
tak głupi, tak zaślepieni!
Dziewczyna wymieniła się spojrzeniami z Fasmerem, a on przytaknął jej triumfalnie.
-Musimy działać, musimy coś robić! Pewnie nas chcą zaatakować!
-Już idą wojska...-Wyszeptała, a mag spojrzał wielkimi oczami.
-S-skąd wiesz?-Spytał przestraszony.
-Shae kontaktowała się ze swoim panem. Słyszałam.
-To ona rzuciła urok na wszystkich magów-Wyszeptał.-Ja głupi! Przecież miała tatuaż na lewej ręce!-Powiedział do siebie.
-Erusie! Nie ma czasu na gadanie!-Odezwał się chłopak.
-Racja, racja. Musimy coś zrobić.-Odparł i podrapał się po brodzie.-Laera zrzuci urok...
-Nie, wystarczy, że pozbawimy Shae mocy-Powiedziała przerywając rozmyślania maga.
-Tak tak, właśnie. Pozbawisz ją mocy.-Odparł i wskazał palcem na dziewczynę.
-Ja?!
-Tak, ty to możesz zrobić.
-Ale ona nie potrafi czarować!-Wtrącił się Fasmer z wyrzutem.
-Młodziaku! Kto dał ci tytuł maga?!-Wyryczał na chłopaka. Po chwili jego skóra się zmieniła. Miał tysiące zmarszczek i szare długie do szyi włosy. Wyglądał na jakieś osiemdziesiąt lat.Westchnął głęboko i przejechał ręką po siwych włosach.-Gdy się denerwuje, czasem tak wyglądam-Mruknął pod nosem.-Fasmerze, jak dobrze pamiętasz, kamień, który ma na szyi Laera, nie tylko potrafi zrzucać uroki, ale też odbierać moc. Oczywiście jeśli szczęśliwy posiadacz tego chce.-Odparł, a chłopak spuścił wzrok w ziemie.
-Niesamowite...-Szepnęła Laera.
-Niesamowite jest to, że znałem tylko dwóch posiadaczy takiego naszyjnika. Jedną była sama Easte, a drugim pewien mag z dalekiej krainy...-Powiedział. Dziewczyna wraz z Fasmerem, przez chwile stali i się nic nie odzywali, nie wiedząc co powiedzieć. Erus widząc to zakłopotanie odchrząknął lekko i powiedział.
-Laero. Odbierzesz moc Shae, a następnie wraz z Fasmerem wyruszysz na poszukiwanie kamieni mocy...
-Przecież to tylko legendy!-Wtrącił się chłopak, a mag zgromił go wzrokiem.
-Tak więc dam wam mapę i jak najszybciej wyruszcie w drogę!
-Ale najpierw odczarujmy magów...-Wtrąciła Laera przewracając oczami.
-Tak, dobrze dobrze. Idźcie już odczarować-Powiedział wyrzucając dwójkę za drzwi.-No idźcie. Nie ma czasu do stracenia. Sio, sio!-Dodał pospiesznie i zatrzasnął za sobą drzwi.
Laera z Fasmerem wymienili się spojrzeniami i rozeszli w swoją stronę. Chłopak ruszył spakować najpotrzebniejsze rzeczy, a dziewczyna... uratować magów.


--------------------------------------------------------------
Dziś to trochę dłuższy. I taki mały romansik, aby to opowiadanie nie było drętwe :P
Następny rozdział trochę krótszy, ale chyba się nie zawiedziecie, bo kolejny... no zobaczymy ;)
Komentować nie żałować!
Pozdrawiam :)

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XXI część 1

Chwile później wyszła z apartamentu i udała się ciemnym korytarzem. Gdy szła ujrzała kruczowłosego chłopaka w czarnej szacie. Zatrzymał się przed nią i szarmancko powiedział:
-Dostojna pani spieszy na lekcje?
-T-tak...-Dopowiedziała zaskoczona.
-Wie, że ma dziś ze mną?
-Ja? Z, z tobą? Przecież miałam mieć z Avtesem...-Odparła zaskoczona.
-Avtes ma dziś z Shae. I chcąc nie chcąc, dostałem ciebie-Odrzekł.-Choć wolałem z Shae-Powiedział cicho, lecz Laera to usłyszała. Chciała już mu coś zrobić ze złości, lecz opanowała się. Przecież był pod działaniem uroku...
-Więc chodźmy-Odpowiedziała niechętnie.
Po przechadzce mrocznymi i ciemnymi korytarzami zamku, dostali się na ogromną sale. Stały tam kukły, miecze, łuki i inne przedmioty walki. Dziewczyna przestraszyła się. Jak miała mu powiedzieć, że nie może czarować? Jest pod działaniem czaru, jeszcze powie o wszystkim Shae! Już miała powiedzieć coś w stylu, że nie chce, lecz mag był pierwszy.
-Wiesz Laero, pamiętam cie z tej karczmy. Od razu, kiedy na ciebie spojrzałem widziałem moc w tobie. Zobaczyłem wtedy coś jeszcze.-Odparł, a dziewczynie kamień spadł z serca. Na razie nie musiała mu nic mówić. Chłopak podszedł do niej na minimalną odległość i odgarnął jej włosy do tyłu. Laerze przeszły ciarki po plecach. Czuła, że zaraz może dojść do czegoś więcej, lecz zawiodła się.-Masz niesamowity naszyjnik-Szepnął.-Mogę go zobaczyć?
Laera jak oparzona odskoczyła do tyłu.
-Jasne-Wydukała i wyjęła go spod ubrań. Był ciepły, nigdy go nie zdejmowała. Zawsze czuła od niego jakby magie. W świetle słońca, które wbijało się do pomieszczenia przez ogromne szyby, błysnęło lekko rubinowym światłem.
-Wygląda tak niesamowicie, pomyślałem, że może być zaczarowany.-Odparł i ogromnymi oczami spoglądał na cudo. Wyciągnął do niego rękę i lekko go dotknął. Wtedy wydarzyło się coś niesamowitego. Kamień błysnął czerwonym blaskiem, by po chwili zgasnąć, za to Fasmer odsunął się do tyłu i oddychał ciężko.
-Nic ci nie jest?-Spytała zdumiona i  zaskoczona Laera.
-Ten kamień... on... on...-Nie mógł się wysłowić.-On... jest niesamowity. Laero, on znosi klątwy i uroki! Już rozumiem!-Mówił uradowany.-Shae rzuciła na wszystkich urok! Nie wiedziałem, dlaczego cały czas myślałem o niej. Dopiero ten kamień mnie odczarował!-Powiedział i jego mina zrzedła.-Shae rzuciła urok na wszystkich... ona, ona jest szpiegiem? Została wysłana przez Nalijczyków?-Spytał, a Laera bezradnie pokiwała głową.-I ty o wszystkim wiedziałaś?
-Wiem więcej.-Odparła cicho.
-Jak to więcej?
-Nalijczycy... oni... oni zebrali armie i już tu prawie są...
-Jak to: Prawie tu są?-Wyszeptał z miną wyrażającą strach.
-To znaczy, że nie ma już nadziei...
-Nie Laero.-Powiedział stanowczo, co zaskoczyło dziewczynę.-Ty jesteś tą nadzieją.-Dodał i spojrzał jej głęboko w oczy.
-Ja... ja...-Nie potrafiła się wysłowić, nie wiedziała, co ma zrobić. Musi powiedzieć prawdę, nie, nie może jest jedyną nadzieją. Ale jak będzie tą nadzieją skoro nie może czarować?-Ja nie mogę czarować!-Wydusiła w końcu. Chłopak stanął jak wryty.


----------------------------------------------------------------------------
No i jestem :)  Wybaczcie za krótki rozdział, ale nie chce mi się wziąć za napisanie :D
Egzamin jakoś poszedł, ale co napisałam to już nie zamienię (choć chyba wiecie, jak nas zaskoczyli charakterystyką? Zapomniałam napisać wyglądu :P)
Mam nadzieje, że jesteście tu jeszcze? Skomentujcie plz :D
Do blogerek/ów, którym nie skomentowałam jakiejś notki - Czytam, ale nie mam czasu napisać koma...
Co do Oliwia Loue, nie zdziwcie się, to wciąż Magda9194

środa, 17 kwietnia 2013

Krótkie info :)

 Wiem, korzystając z chwili informuje, żebyście się nie zdziwili, zmieniam nazwę z Magda9194 na Oliwia Loue. Jeszcze przez chwile będzie tak jak teraz widać. W sob. za tydzień zmieniam (26.04.), tak informuje ;)
 Wracam za niedługo, 26.04. trzymajcie kciuki, aby mi dobrze egzamin wyszedł :)
Mam nadzieję, że jeszcze mnie nie opuściliście.
Aha, założyłam sobie konto na ask.fm . Pytajcie jeśli chcecie i o co chcecie :D http://ask.fm/OliwiaLo
Pozdrawiam ;)

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział XX część 2

Gdy weszła do sali, prawie nikt nie zwrócił na nią uwagi - Wszyscy dyskutowali o Shae.
Zasiadła więc na swoim miejscu przy stole obok Caen, która była zajęta rozmową z jakąś dziewczyną obok. Oczywiście była to zła rudowłosa.
Siedziała dumnie niczym paw, na najlepszym krześle (choć przy stoliku krzesła były takie same, ona i tak miała ładniejsze). Rozmawiała z Caen, która nie dawała jej spokoju i innymi osobami przy stole. Gdy zaś podano, prawie wszyscy zabrali to co ona - miód z białym serem, oraz do popicia mleko. Gdy jej długie włosy spadały do jedzenia, dostojnym ruchem ręki odgarniała je za ucho tak, że każdemu zapierało to dech w piersi. Kiedy wszyscy skończyli jeść, udali się do swych komnat. Shae musiała długo walczyć z uporczywą Caen, która nie chciała jej zostawić, a gdy w końcu odeszła, odetchnęła z ulgą.
Wzięła okrągłą misę i nalała do niej wody, nie zapełniając jej do końca. Uśmiechnęła się do siebie i lekko przejechała dłonią po tafli wody. Po chwili ujrzała ciemny zamazany obraz, który wyostrzył się do ogromnego pałacu. Zamknęła oczy i nagle znalazła się tam. Była teraz u swojego pana.
-Shae, jak miło.-Odparł pan.-Widzę, że korzystasz ze swojej mocy.-Dodał dumnie.
-Tak panie.-Odrzekła chłodnym głosem.-Dostałam się do pałacu magów. Rzuciłam na nich urok i są teraz pod moim władaniem.
-Świetnie, świetnie, świetnie.-Powiedział i zaklaskał w dłonie dla rudowłosej.-Ha, ha, nie spodziewałem się, że magowie będą tak głupi! Dobra robota Shae.-Dodał i pochwalił dziewczynę.-A czy spotkałaś już prawdziwą córkę Easte?
-Nie panie. Wydaje mi się, że córki Easte tu nie ma.-Odpowiedziała bez emocji..
-Jak to nie ma?!-Wykrzyknął zdenerwowany i podniósł się z tronu.-To gdzie jest?! Musi gdzieś być! Masz ją znaleźć i zniszczyć! Rozumiesz?!
-Tak panie.
-Nasze wojska już dawno przekroczyły granice. Nie chce, aby jakaś głupia dziewucha zniszczyła mi mój plan.-Odrzekł już spokojniej i powrócił na swoje miejsce.-Znikaj już. Powiadomię cię, kiedy wojska będą w pobliżu.
Rudowłosa skinęła głową i po chwili już jej tam nie było.
Musnęła ręką wodę i pałac rozmazał się.
Wstając spojrzała na drzwi i zobaczyła, że są uchylone.
-Mam nadzieję, że to tylko przeciąg.-Pomyślała i jednym ruchem ręki zamknęła drzwi. Była zmęczona, żeby wyczuć czyjąś obecność za drzwiami.
                                                                              ***
-Caen!? Co ty tu robisz?-Powiedziała przestraszona Laera, gdy zobaczyła małą, która bez pukania wtargnęła do jej pokoju.
-Shae mnie wyprosiła...-Wyszeptała załamana.
-Jak to wyprosiła?
-No po prostu.-Odparła.-Powiedziała, że ma ważniejsze rzeczy do robienia.
-"Ważniejsze rzeczy do robienia"?-Pomyślała dziewczyna. To może oznaczać, że Shae coś knuje w swoim pokoju.-Wiesz co Caen, pójdziemy do niej i spytamy się, czemu tak się zachowuje.-Odpowiedziała słodko i chwyciła ją lekko za rękę. Na twarzy małej wymalował się ogromny uśmiech nadziei.
Szybko i cicho przeszły pod drzwi pokoju obok.
-Musisz być bardzo cicho, bo się jeszcze na nas obrazi.-Powiedziała, a mała przytaknęła. Laera powoli nacisnęła klamkę i spojrzała przez lekko uchylone drzwi. Zobaczyła, jak Shae jest skupiona i mówi do misy wypełnionej wodą.
-Co to ma znaczyć?-Wyszeptała.
-Laero, co ona robi?-Spytała cichutko Caen.
-Nie wiem, na prawdę nie wiem... słuchajmy może się dowiemy.-Odpowiedziała i zaczęła się przysłuchiwać.
-Dostałam się do pałacu magów. Rzuciłam na nich urok i są teraz pod moim władaniem.-Powiedziała Shae w stronę misy.
-Więc to prawda-Pomyślała Laera, wcale nie zaskoczona tym odkryciem.
-Nie panie. Wydaje mi się, że córki Easte tu nie ma.-Usłyszała i bardzo się zdziwiła. Więc to też dla niej tu przyjechała? Ma ją zniszczyć? Nie wie, że Laera tu jest, ale dlaczego? Postanowiła wytężyć słuch. Zamknęła oczy i pozwoliła na przepływ energii z misy do niej. Próbowała ta, gdyż z nauczycielem, kiedy pozwoliła płynąć mocy, udało jej się usłyszeć jego głos w swojej głowie. Zrobiła więc tak i trochę jej się udało, usłyszała urywki zdań:
-Wojska już, przekroczyły granice. Nie chce, jakaś dziewucha zniszczyła plan.-Więcej nie słuchała, tyle jej wystarczyło. Więc boją się jej? Wojska Nalijczyków są już w Keethar... ma mało czasu na działanie. Najpierw trzeba powstrzymać działanie uroku, ale jak? Spojrzała przez uchylone drzwi i szybko schowała się z boku razem z Caen. Shae prawie je zauważyła. Z bijącym sercem stała przestraszona pod ścianą, lecz zobaczyła tylko, jak drzwi się zamykają. Odetchnęła z ulgą, a Caen wyrwała się z jej uścisku.
-Ej, co robisz?-Powiedziała z wyrzutem.
-Nic, nic.-Odpowiedziała. Mozolnie wstała z miejsca i udała się do pokoju zostawiając Caen. Potem z nią porozmawia. Teraz musi myśleć nad dalszymi sprawami. Słyszała tylko jak mała coś do niej woła, ale zignorowała to. Była zbyt uderzona tym, co usłyszała i zobaczyła. Nie miała czasu na byle pogaduszki. Musiała obmyślić strategie działania. Każda minuta była ważna, aby jeszcze uratować magów. Lecz w tym momencie jedno było ważne - jak zrzucić urok Shae? I czemu ona nie uległa czarowi? To, że jest córką Easte nie znaczy, iż nie jest zwykłym magiem. Może jednak to coś dało? Dziewczyna odetchnęła głęboko i spojrzała przez okno swojego pokoju. Słońce już górowało, co oznaczało, że czas na kolejną lekcje.

 --------------------------------------------------------------------------------------------
Mam parę wiadomości- 1 zła i 2 dobre:
1. dobra- Mam pomysł na inne opowiadanie(niestety nie dla miłośników fantasy. Raczej coś historycznego). Nie martwcie się, nie przerwę tego.
2. dobra- W następnym rozdziale pojawi się ten mag z karczmy. ;D
Zła jest taka, że muszę przerwać. 23-25.04 mam egzaminy i muszę się do tego przyłożyć (dla 6klasistów: szczerze śmieje się z was, że się na to musicie uczyć[spr. 6klasisty]. Przecież to i tak nic wam w życiu nie zmieni. O takich, którzy się na to uczą mówi się "kujony". Przepraszam, ale mogłam niektórych obrazić. Po prostu chce wyrazić swoją opinie). Trzymajcie kciuki, bo jak nie to się do technikum nie dostane ;P
Wracam 27.04. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie. Ja tu wchodzę codziennie :D
Edit: Zapomniałam dodać, że słabo czytacie tego bloga ponieważ mam mega dużo błędów(min. powtórzenia), a w jednym z rozdziałów po prostu źle przekopiowałam dodałam połowę poprzedniego rozdziału...
Ale i tak dzięki, ze wchodzicie i komentujecie :)
Pozdrawiam :)

sobota, 30 marca 2013

Rozdział XX część 1

Po hucznym i jakże uroczystym przyjęciu Shae, wszyscy rozeszli się do pokoi, każdy myśląc o rudowłosej nowicjuszce. Jedynie Laera, przygnębiona i zdołowana opadła na puszyste łóżko, patrząc optymistycznie na przyszłość, choć wiedziała, że nie może na razie oczekiwać uśmiechu od życia. Tak samo gdy moczyła się w cieplutkiej wodzie, miała nadzieję, że Shae nie okaże się zdrajczynią. Niestety, była zbyt dużą optymistką. Wiedziała, że jest zła, gdy tylko zobaczyła jej fałszywy tatuaż na lewej ręce. Każdy człowiek wiedział, że prawdziwy mag posiada go na prawej. Niestety magowie byli zaczarowani...
Gdy przykrywała się puszystą kołdrą, pomyślała jeszcze o magach. Zostali zaczarowani. Nawet mała Caen nie przyszła do niej wygadać się, co bardzo lubiła, gdy zawsze przychodziła (choć nie była u magów długo). Nie wiedziała jak przełamać zły urok i poskromić przeciwniczkę. Nie wiedziała jak uratować magów przed zagładą, a właśnie Laera była ostatnią nadzieją...
Opadła bezwładnie w ciemność, która przyszła mimowolnie. Myślała, że to sen, ale to było coś lepszego;
-Laero... Laero...-Odezwał się cichy szept. Słodki głos wołał ją, zmuszał do odpowiedzi.
-Kim jesteś?-Odpowiedziała nie wiedząc nawet czy w tym czym się znajduje można mówić.
-Jestem częścią ciebie... sama znasz odpowiedź...
-Jesteś moją matką?-Zapytała znając odpowiedź. Tak to była jej matka. Kontaktuje się z nią, nie zapomina o córce.
-Laero-Powiedziała cicho.-Musisz uratować naszych przyjaciół...
-Wiem matko, tylko jak?
-Jest wiele sposobów nieskutecznych...-Odpowiedział jej słodki dźwięczny głos.-Musisz użyć swojej mocy, jaką ja z ojcem ci powierzyliśmy.
-Ale nie umiem jej użyć!
-Laero, Laero...-Odparła z wyrzutem.-Twoja moc jest zablokowana i możesz używać ją tylko gdy naprawdę poczujesz zagrożenie... Póki nie zdobędziesz i nie połączysz kamieni mocy, nie będziesz mogła czarować kiedy chcesz...
-Ale jak to?-Odparła nierozumnie.-Nie mogę?
-Jest to kara za to, że część ciebie jest Nalijczykiem...
Laerą wstrząsnęło, jakby uderzył w nią piorun.
-Ja Nalijczykiem? Jak?-Spytała, lecz nie dostała odpowiedzi.-Jak?-Wykrzyknęła. Chciała wiedzieć, lecz nie miała sił, by się utrzymać przy matce.
-Musisz powstrzymać Shae-Ledwo usłyszała jeszcze te słowa i runęła w przepaść, zapadła w głęboki sen...
Obudziła się rankiem, gdy promienie słońca wpadała do komnaty i łagodnie muskały jej zmęczoną twarz. Na korytarzu dało słyszeć się kroki, a następnie pukanie do drzwi. Mała Caen otworzyła drzwi i w pośpiechu wydukała parę słów:
-Laero wstawaj! Ja muszę już iść bo trzeba obudzić tą Shae.-I zniknęła za drzwiami. Dziewczynę zaszokowały te słowa, a najbardziej jedno-TĄ Shae. Chwyciła poduszkę i cisnęła nią w kąt pokoju.
-Dlaczego to życie musi być takie okrutne?!-Zapytała samą siebie. Czuła się zraniona, wystawiona na wiatr,
porzucona... Shae zajęła jej miejsce złem, a ona nie mogła nic zrobić. Pamiętała ostatnią rozmowę z matką, ale to jej nie pomagało. Przynajmniej dowiedziała się prawdy o sobie, że jest... Nalijczykiem...
Po skończeniu porannej toalety i nałożeniu na siebie swej pięknej brązowej szaty, samotnie udała się na śniadanie.


-------------------------------------------------------------------------------
No i mamy kolejny rozdział (wow już 20). Liczę na wszelakie komentarze :)
Za tydzień będę musiała Wam coś oznajmić. Ale to za tydzień.
No i życzę wszystkim wesołych świąt i mokrego (śnieżnego) dyngusa :D
Pozdrawiam.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział XIX część 2

-Shae-Powiedziała ruda dziewczyna która jednym ruchem ręki otworzyła ogromne drzwi i wtargnęła do środka. Wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę po czym dało się słyszeć z każdego kąta sali "Co?", "Co?". Rudowłosa uśmiechnęła się dumnie widząc jakie zaskoczenie wywołała swoim nadejściem.-Shae, córka Easte.-Powtórzyła lekceważąco.
-Ale, skąd ty... tu...-Wydukał zaskoczony Erus. Dziewczyna była nieproszonym gościem na jego przemówieniu. Wiedział od początku, że córką Easte jest Laera.-Przecież to niemożliwe! Ona miała jedną córkę!
-I to właśnie jestem ja.-Prychnęła i wywróciła oczami.
-Niestety! Nie masz żadnych dowodów na to, by być jej córką.-Powiedział i gromko spojrzał na dziewczynę.
-A więc nie wystarczy ci mój kolor włosów i szata nowicjusza?-Spytała, a mag prychnął pogardliwie.-Więc spójrz.-Odparła i wyciągnęła rękę przed siebie. Wskazała nią na zgaszony świecznik i przekręciła dłoń, jakby chciała coś zakręcić. W tym samym momencie każda ze świec zapaliła się ciepłym ognistym blaskiem. Wszyscy magowie zdumieni spojrzeli w stronę świecznika i z zaskoczeniem niekiedy wzdychali dumnie. Laera w tym czasie obserwując przedstawienie, wtopiła się w tłum. Bała się, że przez swój wygląd może zdradzić, iż to jednak ona jest córką Easte. Nie miała jednak dowodów wystarczających na potwierdzenie, ale Erus i Avtes dobrze wiedzieli, że to ona jest córką.
Przemawiający czarodziej, jak za dotknięciem uroku, zapomniał o Laerze. Całą uwagę, jak i wszystkich magów, skupiła na sobie Shae. Jedyną osobą na sali, która czuła, że coś jest nie tak była Laera. Magowie, zachowywali się jak zaczarowani. Po pokazaniu zdolności, wszyscy zaczęli wysławiać rudą i skupiać na niej całą uwagę, jakoby była bóstwem.
-Ona jest niesamowita!-Mówiła jej na ucho Caen.
Laere też próbowało coś jakoby zmusić do wysławiania jej. Tak jakby ktoś, zjawa, mówiła: "sław ją, ona pięknie wygląda, potrafi czarować", lecz ona była silna i jakaś cząstka jej mówiła, iż Shae jest zła, lecz nie mogła nić zrobić jak patrzeć na zaczarowanych magów. Taka była prawda. 

Dziewczyna dumnie stała pośród magów i sławiła się. Każde słowo zaczarowanego maga dodawało jej sił. Zła magia, która w niej się tliła, mogła oglądać swoje dokonania. W myślach wyśmiewała czarodzieji za ich głupotę, słabość i podatność na uroki. Cieszyła się. Zachowanie ludzi wskazywało na to, że są zaślepieni i podstępem można ich zniszczyć. Postanowiła poinformować swojego pana, gdy tylko odpocznie. Powie mu, że już czas, że jest właściwy moment na atak. Czuła, iż wygrają bitwę, która nadchodzi, a do jej punktu kulminacyjnego zostało niewiele. W duchu zaczęła się śmiać. Wszyscy zostali uwiedzeni przez nią. Tak też myślała. Nie wiedziała, że jest jedna osoba, która jej nie słucha i nie zauważa, która nie jest podatna na żadne uroki. Była to prawdziwa córka Easte, o której cały świat zapomniał, nawet Shae - Laera...
Po hucznym i jakże uroczystym przyjęciu Shae, wszyscy rozeszli się do pokoi, każdy myśląc o rudowłosej nowicjuszce. Jedynie Laera, przygnębiona i zdołowana opadła na puszyste łóżko, patrząc optymistycznie na przyszłość, choć wiedziała, że nie może na razie oczekiwać uśmiechu od życia. Tak samo gdy moczyła się w cieplutkiej wodzie, miała nadzieję, że Shae nie okaże się zdrajczynią. Niestety, była zbyt dużą optymistką. Wiedziała, że jest zła, gdy tylko zobaczyła jej fałszywy tatuaż na lewej ręce. Każdy człowiek wiedział, że prawdziwy mag posiada go na prawej. Niestety magowie byli zaczarowani...
Gdy przykrywała się puszystą kołdrą, pomyślała jeszcze o magach. Zostali zaczarowani. Nawet mała Caen nie przyszła do niej wygadać się, co bardzo lubiła, gdy zawsze przychodziła (choć nie była u magów długo). Nie wiedziała jak przełamać zły urok i poskromić przeciwniczkę. Nie wiedziała jak uratować magów przed zagładą, a właśnie Laera była ostatnią nadzieją...


-------------------------------------------------------------------------------------------
Wydaje mi się, że rozdział może być... nie zwięzły? Piszcie jakby wam coś nie pasowało :)
I oczywiście, każdy, tak ty też, ma dodać komentarz. Bez wyjątku! :D 
Dziękuje :)

sobota, 16 marca 2013

Rozdział XIX część 1

Laere obudziło nagminne pukanie, wręcz walenie do drzwi.
-Proszę!-Wydukała niechętnie. Ledwo zasnęła i już po chwil ktoś jej przeszkadza.-Okrutne jest to życie-Wymamrotała po cichu pod nosem. Wraz z tymi słowami do pokoju wpadła mała Caen.
-Laero, szybko, bo się spóźnisz na kolacje!-Powiedziała i pociągnęła ją za rękę.
-Już idę, idę.-Odpowiedziała jej i wstała mimowolnie porywana za rękaw szaty. Jeszcze szybko przeczesała włosy i wyszła. Przeszła przez ciemny, oświetlany paroma świecami korytarz, a w momencie, gdy już była przy drzwiach, spotkała nauczyciela.
-Zmęczona po lekcji.-Odparł spoglądając na dobrze nie obudzoną dziewczynę.
-Tak... magia wykańcza.-Odparła tłumiąc potężne ziewnięcie.
-Po kolacji, pójdziesz sobie od razu spać.-Odpowiedział jej i otworzył drzwi. Laera weszła pierwsza do środka i skierowała się w stroje jej stolika. Gdy podchodziła usłyszała jeszcze "po kolacji", lecz pomyślała, że po prostu to jej się wydaje.
Od chwili wejścia, dało się wyczuć przepiękne zapachy mięs i przeróżnych potraw. Laerze od razu zaburczało w brzuchu, a gdy siadła przy stoliku, z niecierpliwością wyczekiwała podania do stołu.
W końcu przyniesiono wytęsknione dania. Tym razem były to pieczenie w przeróżnych sosach, o których istnieniu dziewczyna dowiedziała się w tej chwili; uda bażanta ozdobione kolorowymi piórami i ryba ze strasznie ostrym sosem. Laera od razu rzuciła się na pieczenie, gdyż zapach i sosy przyprawiały o zawrót głowy.
Wszyscy na sali delektowali się cudownymi smakami, a gdy skończyli, jak poprzednio przyniesiono deser. Tym razem była to dla każdego dziwna substancja pół stała, która smakowała wybornie - zimna, zarazem mocno słodka jak i mało słodka. Każde ugryzienie smakowało inaczej i tort lodowo czekoladowy.
Dziewczyna jak i pozostali, najadła się do syta.
Bez wahania spróbowała każdej potrawy gdyż przez długotrwałe używanie magii była głodna jak wilk, potrzebowała energii.
Wszyscy już powoli chcieli wychodzić, gdy jeden z magów wyszedł na wywyższenie, z którego przemawiano i odrzekł:
-Przyjaciele, wszyscy myśleliśmy, że nasza droga przyjaciółka i najpotężniejsza czarodziejka świata zginęła bezdzietnie.-Przerwał na chwile i przejechał wzrokiem po wszystkich zebranych. Laera wiedziała, że to Erus. Gdy poznała go bliżej, rozpoznawała jego głos i nie miała problemu z tym, czy jest młody, czy stary. Zaskoczyło ją zarazem przemówienie. Czy zaraz wypowie te słowa, których najbardziej się bała? Czy zaraz powie, że to Ona jest najpotężniejszą czarodziejką świata, w której wszyscy pokładają nadzieję? Serce zaczęło jej bić szybciej. Nie była pewna do tego czy to prawda, ale wiedziała, że jest potężniejsza niż niejeden mag. Czuła, to. Czuła, iż jest córką najpotężniejszej, ale bała się olbrzymiej odpowiedzialności, dlatego odsuwała wszystkie myśli o tym...-Otóż, to nie prawda...-Po tych słowach dało się usłyszeć ciche szepty i wzdechy zaskoczonych osób.-Urodziła ona córkę, jeszcze bardziej potężniejszą, lecz nieznany jest jej ojciec.
Nie wiadomo nam, jakie możliwości jeszcze może odziedziczyć po ojcu.-Odrzekł i zrobił krótką przerwę. Wszyscy zebrani magowie z zapartym tchem słuchali przenikających słów. Laera z przerażeniem stała i czekała, aż tylko usłyszy swoje imię...- Tak więc możemy wygrać wojnę dzięki niej. Albowiem jest to...


----------------------------------------------------------------------------
Korzystając z okazji: 
Zapomniałam dopisać do rozdziału XVIII, że dzieje się to mniej więcej w tedy, kiedy Laera ukrywa się w jaskini. 
Chciałabym zaprosić na zabokowana.blogspot.com - Tam jako druga autorka publikuje recenzje oznaczone (xy) nie [xy] lub po prostu "kronika Magdy"(jest już tam moja pierwsza recenzja "Targany przeszłością". Dziś najprawdopodobniej ukaże się druga).
Proszę o komentarze na obu blogach ponieważ nie wiem jak mi idzie. Wystarczy "fajne"(choć chciałabym szczerze coś dłuższego :P)
Na tym samym blogu jest też opis co do "wywiadu" ze mną. Pisze tam wszystko co możecie zrobić.
Będę wdzięczna za wszystko co zrobicie :)

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XVIII część 2

-Straże!-Wydziera się zły na całe gardło. Na zawołanie podbiega gromadka osób.-Wy!-Wskazuje palcem na jedną trójkę.-Przynieście mi tu jakąś młodą dziewczynę, w wieku piętnastu lat, z lochów!-Rozkazuje i po chwili mężczyzn już nie ma.
-A wy,-Mówi do pozostałych.-Zbierzcie armie, przyodziejcie ich w zbroje i bronie. Każdy ma zostać zwerbowany, albowiem zaczyna się walka!-Zażądał. Siadł dumnie na tronie, podpierając głowę i spogląda w nicość.
Po chwili, służba przychodzi ze zwyczajną, brudną piętnastolatka, która miota się w ich ujęciach. Spod łba spogląda pogardliwie na mężczyznę i z dumą pluje mu twarz.
-Odważna.-Mówi.-Takiej potrzebuje.
Dziewczyna coraz mocniej miota się w objęciach, gdy podchodzi do niej pan. Dotyka ją lekko w czoło i dziewczyna zaczyna się zmieniać. Z krótkich, czarnych potarganych, stają się długie, pięknie, rude, lekko falowanie. Oczy zmieniają barwę na czarną jak noc, a cera zmienia się na piękną i gładką, bez skazy. Jej strój, z brzydkich potarganych łachmanów staje się brązową szatą prawdziwego nowego maga. Na jej lewej ręce pojawił się czarny pokręcony tatuaż. Był fałszywy, ale dziewczyna mogła korzystać z magi ponieważ pochodziła ze zła.
Dziewczyna przestała się miotać i triumfalnie uśmiecha się w stronę swojego pana.
-Mamy dla magów miłą niespodziankę. Od dziś jesteś Shae, córka Easte.-Powiedział.-Masz sprawić chaos i zamęt, oraz donosić mi co się dzieje w Keethar.-Dodał i zaczął się gromko śmiać, a wszyscy śmiali się razem z nim. Lecz tylko jeden mężczyzna się nie śmiał i dobrze wiedział dlaczego.
-A teraz ruszaj!-Rozkazał. Dziewczyna wskoczyła na czarnego konia przyprowadzonego przed chwilą i ruszyła przed siebie, wykonać misję.
-A ty, mój drogi przyjacielu,-Zwrócił się entuzjastycznie do bestii, która przybyła z wędrówki i dumnie leżała na chłodnej posadzce.-Zaprzyjaźnij się z tą dziewczyną i nie spuszczaj ją z oczu. Będziesz wiedzieć, kiedy powrócić do mnie.-Rzekł i przejechał wierzchem dłoni po tłustej i brudnej sierści. Gdy oderwał dłoń, bestia zmniejszyła się. Jej ślepia stały się intensywnie niebieskie, sierść wygładziła się i zmieniła kolor na biało szary. Zębiska i szpony zmniejszyły się. Teraz była wilkiem, pięknym, mądrym i przebiegłym wilkiem. Dumnie powstała i wybiegła z pałacu w poszukiwaniu dziewczyny, lecz czuła się
inaczej, jakby jej pan stał się gorszy... może on go już nie kocha? Chce się go pozbyć wysyłając gdzieś daleko?
Nie mogła groźnie wyryczeć. Spojrzała w księżyc i zawyła, biegnąc w nowe życie...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ciesze się, że jesteście :)
Proszę, dodawajcie komentarze, albo obserwujcie, ponieważ na pewno z własnego doświadczenia wiecie, że jest to bardzo motywujące :) 

sobota, 2 marca 2013

Rozdział XVIII część 1


Ciemna kraina. Tysiące gór i rzek. Zero drzew, sam dym i popiół. Skały i ziemia, lód i ogień. Ciemność i strach, ból i cierpienie... każdej przebywającej tam istoty.
Na jednym z najwyższych kamienistych wzgórz rozciągał się potężny zamek. Zbudowany z czarnego kamienia, był wręcz niezauważalny, pośród wszystkich dymów wydobywających się znikąd. Jedyna droga, mroczna, rozległa, kamienista, która prowadziła do zamku, sprawiała ciarki na plecach każdego, kto tędy przechodził. Wokół niej i zamku, rzeka jakby niczym nie różniąca się fosa, a jednak... rzeka lawy, tryskająca gorącem na wszystkie strony. Była to ziemia ognia, ziemia inaczej zwana Nalią. Mimo ciężkich warunków rozwinęło się tam życie. Niegdyś kraina potężnych jezior i wysp, dziś najniebezpieczniejszy zakątek tego świata.
W zamku, tysiące ogni rozświetlały wszystkie pomieszczenia. Nie był to zwyczajny pałac. Każdy kto się tam znalazł, od razu poczuł prawdziwy strach. Strach, którym tam wręcz śmierdzi. Słychać krzyki i łganie, prośby o życie, każdy już się do tego przyzwyczaił. Metaliczny zapach i strumienie rzadkiej krwi. Jedna wielka srebrzysto czarna sala, z ogromnymi oknami i jednym wielkim tronem. Pośród niego ziejący złem, smutkiem i cierpieniem ludzie. Lekko uśmiechają się, choć im nie wolno, widząc łganie i strumienie krwi. Nie potrzebują niczego innego. Żywią się tym i nie mogą przestać.
Obok tronu, dwie ogromne bestie. Czarna sklejona krwią sierść, czerwone krwiste ślepia i białe jak śnieg, ostre jak brzytwa zębiska. Ciężko sapały i warczały na każdego nowego człowieka. Gdy tylko zostanie rzucony, skaczą do niego wbijając swe kły i rozszarpując go. Są za to nagradzane. Cicho podchodzą do swojego pana, a ten uśmiechając się, przejeżdża ostrymi, srebrzystymi niczym prawdziwe srebro palcami, obijanymi aż do końca metalicznymi łuskami. Jest to jedyna, oprócz nazwy, pozostałość po dawnej krainie. 
Ogromne drzwi, skrzypią niechętnie w zawiasach, otwierając się na przybycie posłańca, niezwykłego posłańca. Trzecia bestia wpada z rozryczanym pyskiem. Sierść ma czarną, brudną i śmierdzącą, posklejaną krwią swoich zdobyczy. Białe kły są teraz krwiste, od ilości spożywanego płynu... masywne ciało powoduje echo, gdy zwierz stąpa dumnie po kamienistej posadzce. Cicho warcząc podchodzi do pana z dumą, że to właśnie jego wybrał na zwiady, lecz ma coś ze sobą - strach.
Nie bez powodu niesie go. Ujrzał coś lub kogoś kto może obalić rządy swego pana, a on przecież tego nie chce... gdy pan zobaczy to, może go skarcić i wyrzucić, dlatego zwlekał z przybyciem. Nie mógł długo pozostawać bez pana. Za bardzo go wielbi.
-Jest moja kochana bestyjka.-Odezwał się słodkim, szorstkim głosem pan.-Jakie wieści mi przynosi?-Dodaje lekceważąco i poprawia się w swojej wygodnej pozie na ogromnym szpiczastym tronie. Bestia dysząc ciężko podchodzi do pana, a ten wyciągając palec dotyka go pomiędzy oczy. Tysiące obrazów przebiega przez jego mózg, ale mężczyzna zatrzymuje się na jednym - Bestia zaskakuje młodą dziewczyn
dziewczynę w lasku. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jej zachowanie. Wygląda na przestraszoną lecz nie boi się, ukradkiem spogląda na zwierze i wypowiada dwa słowa: "Zostaw nas!".
Bestia ucieka w popłochu, słysząc te słowa. Tylko ktoś potężny może przestraszyć takiego zwierza i to była ona. Ruda, zielonooka, potężna. Pan z ostrym wzrokiem odrywa palec od zwierzęcia. Czyżby magowie szykowali pułapkę? Czyżby najpotężniejsza urodziła córkę, że nawet najstraszniejsza bestia drży przed jej głosem? Nie. Nie może pozostać obojętny. Z jego gardła wydobywa się krzyk. Krzyk złości, nienawiści. Wstaje z tronu i odchodzi parę kroków przed siebie. Skupia się na jednym - Na zgładzeniu dziewczyny.---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak więc witam na przeniesionym blogu. 
Nie bez powodu przenoszę akurat teraz-Zaczęła się tak jakby część 2 mojego opowiadania. Mam nadzieję, że to co pisze podoba się wam.
Liczę na liczne opinie i komentarze :) 
Pozdrawiam :) 
PS. Trochę się mieszam i najprawdopodobniej czcionka nast. rozdziału będzie inna.

Obserwatorzy