sobota, 30 marca 2013

Rozdział XX część 1

Po hucznym i jakże uroczystym przyjęciu Shae, wszyscy rozeszli się do pokoi, każdy myśląc o rudowłosej nowicjuszce. Jedynie Laera, przygnębiona i zdołowana opadła na puszyste łóżko, patrząc optymistycznie na przyszłość, choć wiedziała, że nie może na razie oczekiwać uśmiechu od życia. Tak samo gdy moczyła się w cieplutkiej wodzie, miała nadzieję, że Shae nie okaże się zdrajczynią. Niestety, była zbyt dużą optymistką. Wiedziała, że jest zła, gdy tylko zobaczyła jej fałszywy tatuaż na lewej ręce. Każdy człowiek wiedział, że prawdziwy mag posiada go na prawej. Niestety magowie byli zaczarowani...
Gdy przykrywała się puszystą kołdrą, pomyślała jeszcze o magach. Zostali zaczarowani. Nawet mała Caen nie przyszła do niej wygadać się, co bardzo lubiła, gdy zawsze przychodziła (choć nie była u magów długo). Nie wiedziała jak przełamać zły urok i poskromić przeciwniczkę. Nie wiedziała jak uratować magów przed zagładą, a właśnie Laera była ostatnią nadzieją...
Opadła bezwładnie w ciemność, która przyszła mimowolnie. Myślała, że to sen, ale to było coś lepszego;
-Laero... Laero...-Odezwał się cichy szept. Słodki głos wołał ją, zmuszał do odpowiedzi.
-Kim jesteś?-Odpowiedziała nie wiedząc nawet czy w tym czym się znajduje można mówić.
-Jestem częścią ciebie... sama znasz odpowiedź...
-Jesteś moją matką?-Zapytała znając odpowiedź. Tak to była jej matka. Kontaktuje się z nią, nie zapomina o córce.
-Laero-Powiedziała cicho.-Musisz uratować naszych przyjaciół...
-Wiem matko, tylko jak?
-Jest wiele sposobów nieskutecznych...-Odpowiedział jej słodki dźwięczny głos.-Musisz użyć swojej mocy, jaką ja z ojcem ci powierzyliśmy.
-Ale nie umiem jej użyć!
-Laero, Laero...-Odparła z wyrzutem.-Twoja moc jest zablokowana i możesz używać ją tylko gdy naprawdę poczujesz zagrożenie... Póki nie zdobędziesz i nie połączysz kamieni mocy, nie będziesz mogła czarować kiedy chcesz...
-Ale jak to?-Odparła nierozumnie.-Nie mogę?
-Jest to kara za to, że część ciebie jest Nalijczykiem...
Laerą wstrząsnęło, jakby uderzył w nią piorun.
-Ja Nalijczykiem? Jak?-Spytała, lecz nie dostała odpowiedzi.-Jak?-Wykrzyknęła. Chciała wiedzieć, lecz nie miała sił, by się utrzymać przy matce.
-Musisz powstrzymać Shae-Ledwo usłyszała jeszcze te słowa i runęła w przepaść, zapadła w głęboki sen...
Obudziła się rankiem, gdy promienie słońca wpadała do komnaty i łagodnie muskały jej zmęczoną twarz. Na korytarzu dało słyszeć się kroki, a następnie pukanie do drzwi. Mała Caen otworzyła drzwi i w pośpiechu wydukała parę słów:
-Laero wstawaj! Ja muszę już iść bo trzeba obudzić tą Shae.-I zniknęła za drzwiami. Dziewczynę zaszokowały te słowa, a najbardziej jedno-TĄ Shae. Chwyciła poduszkę i cisnęła nią w kąt pokoju.
-Dlaczego to życie musi być takie okrutne?!-Zapytała samą siebie. Czuła się zraniona, wystawiona na wiatr,
porzucona... Shae zajęła jej miejsce złem, a ona nie mogła nic zrobić. Pamiętała ostatnią rozmowę z matką, ale to jej nie pomagało. Przynajmniej dowiedziała się prawdy o sobie, że jest... Nalijczykiem...
Po skończeniu porannej toalety i nałożeniu na siebie swej pięknej brązowej szaty, samotnie udała się na śniadanie.


-------------------------------------------------------------------------------
No i mamy kolejny rozdział (wow już 20). Liczę na wszelakie komentarze :)
Za tydzień będę musiała Wam coś oznajmić. Ale to za tydzień.
No i życzę wszystkim wesołych świąt i mokrego (śnieżnego) dyngusa :D
Pozdrawiam.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział XIX część 2

-Shae-Powiedziała ruda dziewczyna która jednym ruchem ręki otworzyła ogromne drzwi i wtargnęła do środka. Wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę po czym dało się słyszeć z każdego kąta sali "Co?", "Co?". Rudowłosa uśmiechnęła się dumnie widząc jakie zaskoczenie wywołała swoim nadejściem.-Shae, córka Easte.-Powtórzyła lekceważąco.
-Ale, skąd ty... tu...-Wydukał zaskoczony Erus. Dziewczyna była nieproszonym gościem na jego przemówieniu. Wiedział od początku, że córką Easte jest Laera.-Przecież to niemożliwe! Ona miała jedną córkę!
-I to właśnie jestem ja.-Prychnęła i wywróciła oczami.
-Niestety! Nie masz żadnych dowodów na to, by być jej córką.-Powiedział i gromko spojrzał na dziewczynę.
-A więc nie wystarczy ci mój kolor włosów i szata nowicjusza?-Spytała, a mag prychnął pogardliwie.-Więc spójrz.-Odparła i wyciągnęła rękę przed siebie. Wskazała nią na zgaszony świecznik i przekręciła dłoń, jakby chciała coś zakręcić. W tym samym momencie każda ze świec zapaliła się ciepłym ognistym blaskiem. Wszyscy magowie zdumieni spojrzeli w stronę świecznika i z zaskoczeniem niekiedy wzdychali dumnie. Laera w tym czasie obserwując przedstawienie, wtopiła się w tłum. Bała się, że przez swój wygląd może zdradzić, iż to jednak ona jest córką Easte. Nie miała jednak dowodów wystarczających na potwierdzenie, ale Erus i Avtes dobrze wiedzieli, że to ona jest córką.
Przemawiający czarodziej, jak za dotknięciem uroku, zapomniał o Laerze. Całą uwagę, jak i wszystkich magów, skupiła na sobie Shae. Jedyną osobą na sali, która czuła, że coś jest nie tak była Laera. Magowie, zachowywali się jak zaczarowani. Po pokazaniu zdolności, wszyscy zaczęli wysławiać rudą i skupiać na niej całą uwagę, jakoby była bóstwem.
-Ona jest niesamowita!-Mówiła jej na ucho Caen.
Laere też próbowało coś jakoby zmusić do wysławiania jej. Tak jakby ktoś, zjawa, mówiła: "sław ją, ona pięknie wygląda, potrafi czarować", lecz ona była silna i jakaś cząstka jej mówiła, iż Shae jest zła, lecz nie mogła nić zrobić jak patrzeć na zaczarowanych magów. Taka była prawda. 

Dziewczyna dumnie stała pośród magów i sławiła się. Każde słowo zaczarowanego maga dodawało jej sił. Zła magia, która w niej się tliła, mogła oglądać swoje dokonania. W myślach wyśmiewała czarodzieji za ich głupotę, słabość i podatność na uroki. Cieszyła się. Zachowanie ludzi wskazywało na to, że są zaślepieni i podstępem można ich zniszczyć. Postanowiła poinformować swojego pana, gdy tylko odpocznie. Powie mu, że już czas, że jest właściwy moment na atak. Czuła, iż wygrają bitwę, która nadchodzi, a do jej punktu kulminacyjnego zostało niewiele. W duchu zaczęła się śmiać. Wszyscy zostali uwiedzeni przez nią. Tak też myślała. Nie wiedziała, że jest jedna osoba, która jej nie słucha i nie zauważa, która nie jest podatna na żadne uroki. Była to prawdziwa córka Easte, o której cały świat zapomniał, nawet Shae - Laera...
Po hucznym i jakże uroczystym przyjęciu Shae, wszyscy rozeszli się do pokoi, każdy myśląc o rudowłosej nowicjuszce. Jedynie Laera, przygnębiona i zdołowana opadła na puszyste łóżko, patrząc optymistycznie na przyszłość, choć wiedziała, że nie może na razie oczekiwać uśmiechu od życia. Tak samo gdy moczyła się w cieplutkiej wodzie, miała nadzieję, że Shae nie okaże się zdrajczynią. Niestety, była zbyt dużą optymistką. Wiedziała, że jest zła, gdy tylko zobaczyła jej fałszywy tatuaż na lewej ręce. Każdy człowiek wiedział, że prawdziwy mag posiada go na prawej. Niestety magowie byli zaczarowani...
Gdy przykrywała się puszystą kołdrą, pomyślała jeszcze o magach. Zostali zaczarowani. Nawet mała Caen nie przyszła do niej wygadać się, co bardzo lubiła, gdy zawsze przychodziła (choć nie była u magów długo). Nie wiedziała jak przełamać zły urok i poskromić przeciwniczkę. Nie wiedziała jak uratować magów przed zagładą, a właśnie Laera była ostatnią nadzieją...


-------------------------------------------------------------------------------------------
Wydaje mi się, że rozdział może być... nie zwięzły? Piszcie jakby wam coś nie pasowało :)
I oczywiście, każdy, tak ty też, ma dodać komentarz. Bez wyjątku! :D 
Dziękuje :)

sobota, 16 marca 2013

Rozdział XIX część 1

Laere obudziło nagminne pukanie, wręcz walenie do drzwi.
-Proszę!-Wydukała niechętnie. Ledwo zasnęła i już po chwil ktoś jej przeszkadza.-Okrutne jest to życie-Wymamrotała po cichu pod nosem. Wraz z tymi słowami do pokoju wpadła mała Caen.
-Laero, szybko, bo się spóźnisz na kolacje!-Powiedziała i pociągnęła ją za rękę.
-Już idę, idę.-Odpowiedziała jej i wstała mimowolnie porywana za rękaw szaty. Jeszcze szybko przeczesała włosy i wyszła. Przeszła przez ciemny, oświetlany paroma świecami korytarz, a w momencie, gdy już była przy drzwiach, spotkała nauczyciela.
-Zmęczona po lekcji.-Odparł spoglądając na dobrze nie obudzoną dziewczynę.
-Tak... magia wykańcza.-Odparła tłumiąc potężne ziewnięcie.
-Po kolacji, pójdziesz sobie od razu spać.-Odpowiedział jej i otworzył drzwi. Laera weszła pierwsza do środka i skierowała się w stroje jej stolika. Gdy podchodziła usłyszała jeszcze "po kolacji", lecz pomyślała, że po prostu to jej się wydaje.
Od chwili wejścia, dało się wyczuć przepiękne zapachy mięs i przeróżnych potraw. Laerze od razu zaburczało w brzuchu, a gdy siadła przy stoliku, z niecierpliwością wyczekiwała podania do stołu.
W końcu przyniesiono wytęsknione dania. Tym razem były to pieczenie w przeróżnych sosach, o których istnieniu dziewczyna dowiedziała się w tej chwili; uda bażanta ozdobione kolorowymi piórami i ryba ze strasznie ostrym sosem. Laera od razu rzuciła się na pieczenie, gdyż zapach i sosy przyprawiały o zawrót głowy.
Wszyscy na sali delektowali się cudownymi smakami, a gdy skończyli, jak poprzednio przyniesiono deser. Tym razem była to dla każdego dziwna substancja pół stała, która smakowała wybornie - zimna, zarazem mocno słodka jak i mało słodka. Każde ugryzienie smakowało inaczej i tort lodowo czekoladowy.
Dziewczyna jak i pozostali, najadła się do syta.
Bez wahania spróbowała każdej potrawy gdyż przez długotrwałe używanie magii była głodna jak wilk, potrzebowała energii.
Wszyscy już powoli chcieli wychodzić, gdy jeden z magów wyszedł na wywyższenie, z którego przemawiano i odrzekł:
-Przyjaciele, wszyscy myśleliśmy, że nasza droga przyjaciółka i najpotężniejsza czarodziejka świata zginęła bezdzietnie.-Przerwał na chwile i przejechał wzrokiem po wszystkich zebranych. Laera wiedziała, że to Erus. Gdy poznała go bliżej, rozpoznawała jego głos i nie miała problemu z tym, czy jest młody, czy stary. Zaskoczyło ją zarazem przemówienie. Czy zaraz wypowie te słowa, których najbardziej się bała? Czy zaraz powie, że to Ona jest najpotężniejszą czarodziejką świata, w której wszyscy pokładają nadzieję? Serce zaczęło jej bić szybciej. Nie była pewna do tego czy to prawda, ale wiedziała, że jest potężniejsza niż niejeden mag. Czuła, to. Czuła, iż jest córką najpotężniejszej, ale bała się olbrzymiej odpowiedzialności, dlatego odsuwała wszystkie myśli o tym...-Otóż, to nie prawda...-Po tych słowach dało się usłyszeć ciche szepty i wzdechy zaskoczonych osób.-Urodziła ona córkę, jeszcze bardziej potężniejszą, lecz nieznany jest jej ojciec.
Nie wiadomo nam, jakie możliwości jeszcze może odziedziczyć po ojcu.-Odrzekł i zrobił krótką przerwę. Wszyscy zebrani magowie z zapartym tchem słuchali przenikających słów. Laera z przerażeniem stała i czekała, aż tylko usłyszy swoje imię...- Tak więc możemy wygrać wojnę dzięki niej. Albowiem jest to...


----------------------------------------------------------------------------
Korzystając z okazji: 
Zapomniałam dopisać do rozdziału XVIII, że dzieje się to mniej więcej w tedy, kiedy Laera ukrywa się w jaskini. 
Chciałabym zaprosić na zabokowana.blogspot.com - Tam jako druga autorka publikuje recenzje oznaczone (xy) nie [xy] lub po prostu "kronika Magdy"(jest już tam moja pierwsza recenzja "Targany przeszłością". Dziś najprawdopodobniej ukaże się druga).
Proszę o komentarze na obu blogach ponieważ nie wiem jak mi idzie. Wystarczy "fajne"(choć chciałabym szczerze coś dłuższego :P)
Na tym samym blogu jest też opis co do "wywiadu" ze mną. Pisze tam wszystko co możecie zrobić.
Będę wdzięczna za wszystko co zrobicie :)

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XVIII część 2

-Straże!-Wydziera się zły na całe gardło. Na zawołanie podbiega gromadka osób.-Wy!-Wskazuje palcem na jedną trójkę.-Przynieście mi tu jakąś młodą dziewczynę, w wieku piętnastu lat, z lochów!-Rozkazuje i po chwili mężczyzn już nie ma.
-A wy,-Mówi do pozostałych.-Zbierzcie armie, przyodziejcie ich w zbroje i bronie. Każdy ma zostać zwerbowany, albowiem zaczyna się walka!-Zażądał. Siadł dumnie na tronie, podpierając głowę i spogląda w nicość.
Po chwili, służba przychodzi ze zwyczajną, brudną piętnastolatka, która miota się w ich ujęciach. Spod łba spogląda pogardliwie na mężczyznę i z dumą pluje mu twarz.
-Odważna.-Mówi.-Takiej potrzebuje.
Dziewczyna coraz mocniej miota się w objęciach, gdy podchodzi do niej pan. Dotyka ją lekko w czoło i dziewczyna zaczyna się zmieniać. Z krótkich, czarnych potarganych, stają się długie, pięknie, rude, lekko falowanie. Oczy zmieniają barwę na czarną jak noc, a cera zmienia się na piękną i gładką, bez skazy. Jej strój, z brzydkich potarganych łachmanów staje się brązową szatą prawdziwego nowego maga. Na jej lewej ręce pojawił się czarny pokręcony tatuaż. Był fałszywy, ale dziewczyna mogła korzystać z magi ponieważ pochodziła ze zła.
Dziewczyna przestała się miotać i triumfalnie uśmiecha się w stronę swojego pana.
-Mamy dla magów miłą niespodziankę. Od dziś jesteś Shae, córka Easte.-Powiedział.-Masz sprawić chaos i zamęt, oraz donosić mi co się dzieje w Keethar.-Dodał i zaczął się gromko śmiać, a wszyscy śmiali się razem z nim. Lecz tylko jeden mężczyzna się nie śmiał i dobrze wiedział dlaczego.
-A teraz ruszaj!-Rozkazał. Dziewczyna wskoczyła na czarnego konia przyprowadzonego przed chwilą i ruszyła przed siebie, wykonać misję.
-A ty, mój drogi przyjacielu,-Zwrócił się entuzjastycznie do bestii, która przybyła z wędrówki i dumnie leżała na chłodnej posadzce.-Zaprzyjaźnij się z tą dziewczyną i nie spuszczaj ją z oczu. Będziesz wiedzieć, kiedy powrócić do mnie.-Rzekł i przejechał wierzchem dłoni po tłustej i brudnej sierści. Gdy oderwał dłoń, bestia zmniejszyła się. Jej ślepia stały się intensywnie niebieskie, sierść wygładziła się i zmieniła kolor na biało szary. Zębiska i szpony zmniejszyły się. Teraz była wilkiem, pięknym, mądrym i przebiegłym wilkiem. Dumnie powstała i wybiegła z pałacu w poszukiwaniu dziewczyny, lecz czuła się
inaczej, jakby jej pan stał się gorszy... może on go już nie kocha? Chce się go pozbyć wysyłając gdzieś daleko?
Nie mogła groźnie wyryczeć. Spojrzała w księżyc i zawyła, biegnąc w nowe życie...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ciesze się, że jesteście :)
Proszę, dodawajcie komentarze, albo obserwujcie, ponieważ na pewno z własnego doświadczenia wiecie, że jest to bardzo motywujące :) 

sobota, 2 marca 2013

Rozdział XVIII część 1


Ciemna kraina. Tysiące gór i rzek. Zero drzew, sam dym i popiół. Skały i ziemia, lód i ogień. Ciemność i strach, ból i cierpienie... każdej przebywającej tam istoty.
Na jednym z najwyższych kamienistych wzgórz rozciągał się potężny zamek. Zbudowany z czarnego kamienia, był wręcz niezauważalny, pośród wszystkich dymów wydobywających się znikąd. Jedyna droga, mroczna, rozległa, kamienista, która prowadziła do zamku, sprawiała ciarki na plecach każdego, kto tędy przechodził. Wokół niej i zamku, rzeka jakby niczym nie różniąca się fosa, a jednak... rzeka lawy, tryskająca gorącem na wszystkie strony. Była to ziemia ognia, ziemia inaczej zwana Nalią. Mimo ciężkich warunków rozwinęło się tam życie. Niegdyś kraina potężnych jezior i wysp, dziś najniebezpieczniejszy zakątek tego świata.
W zamku, tysiące ogni rozświetlały wszystkie pomieszczenia. Nie był to zwyczajny pałac. Każdy kto się tam znalazł, od razu poczuł prawdziwy strach. Strach, którym tam wręcz śmierdzi. Słychać krzyki i łganie, prośby o życie, każdy już się do tego przyzwyczaił. Metaliczny zapach i strumienie rzadkiej krwi. Jedna wielka srebrzysto czarna sala, z ogromnymi oknami i jednym wielkim tronem. Pośród niego ziejący złem, smutkiem i cierpieniem ludzie. Lekko uśmiechają się, choć im nie wolno, widząc łganie i strumienie krwi. Nie potrzebują niczego innego. Żywią się tym i nie mogą przestać.
Obok tronu, dwie ogromne bestie. Czarna sklejona krwią sierść, czerwone krwiste ślepia i białe jak śnieg, ostre jak brzytwa zębiska. Ciężko sapały i warczały na każdego nowego człowieka. Gdy tylko zostanie rzucony, skaczą do niego wbijając swe kły i rozszarpując go. Są za to nagradzane. Cicho podchodzą do swojego pana, a ten uśmiechając się, przejeżdża ostrymi, srebrzystymi niczym prawdziwe srebro palcami, obijanymi aż do końca metalicznymi łuskami. Jest to jedyna, oprócz nazwy, pozostałość po dawnej krainie. 
Ogromne drzwi, skrzypią niechętnie w zawiasach, otwierając się na przybycie posłańca, niezwykłego posłańca. Trzecia bestia wpada z rozryczanym pyskiem. Sierść ma czarną, brudną i śmierdzącą, posklejaną krwią swoich zdobyczy. Białe kły są teraz krwiste, od ilości spożywanego płynu... masywne ciało powoduje echo, gdy zwierz stąpa dumnie po kamienistej posadzce. Cicho warcząc podchodzi do pana z dumą, że to właśnie jego wybrał na zwiady, lecz ma coś ze sobą - strach.
Nie bez powodu niesie go. Ujrzał coś lub kogoś kto może obalić rządy swego pana, a on przecież tego nie chce... gdy pan zobaczy to, może go skarcić i wyrzucić, dlatego zwlekał z przybyciem. Nie mógł długo pozostawać bez pana. Za bardzo go wielbi.
-Jest moja kochana bestyjka.-Odezwał się słodkim, szorstkim głosem pan.-Jakie wieści mi przynosi?-Dodaje lekceważąco i poprawia się w swojej wygodnej pozie na ogromnym szpiczastym tronie. Bestia dysząc ciężko podchodzi do pana, a ten wyciągając palec dotyka go pomiędzy oczy. Tysiące obrazów przebiega przez jego mózg, ale mężczyzna zatrzymuje się na jednym - Bestia zaskakuje młodą dziewczyn
dziewczynę w lasku. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jej zachowanie. Wygląda na przestraszoną lecz nie boi się, ukradkiem spogląda na zwierze i wypowiada dwa słowa: "Zostaw nas!".
Bestia ucieka w popłochu, słysząc te słowa. Tylko ktoś potężny może przestraszyć takiego zwierza i to była ona. Ruda, zielonooka, potężna. Pan z ostrym wzrokiem odrywa palec od zwierzęcia. Czyżby magowie szykowali pułapkę? Czyżby najpotężniejsza urodziła córkę, że nawet najstraszniejsza bestia drży przed jej głosem? Nie. Nie może pozostać obojętny. Z jego gardła wydobywa się krzyk. Krzyk złości, nienawiści. Wstaje z tronu i odchodzi parę kroków przed siebie. Skupia się na jednym - Na zgładzeniu dziewczyny.---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak więc witam na przeniesionym blogu. 
Nie bez powodu przenoszę akurat teraz-Zaczęła się tak jakby część 2 mojego opowiadania. Mam nadzieję, że to co pisze podoba się wam.
Liczę na liczne opinie i komentarze :) 
Pozdrawiam :) 
PS. Trochę się mieszam i najprawdopodobniej czcionka nast. rozdziału będzie inna.

Rozdział XVII

-Chodź, zaprowadzę cię do twojej sali.-Powiedziała mała, kiedy zakończyły ucztę. Caen prowadziła ją przez długie i wiłę korytarze. Przez chwile, Laera myślała, że się zgubiły, lecz gdy dziewczynka oznajmiła:
"To tu", odetchnęła z ulgą. Podziękowała jej za wszystko i lekko zastukała w białe drzwi (jak każde).
Gdy usłyszała zaproszenie, cicho weszła do środka.
-Witaj Laero-Powiedział jej męski, trochę zachrypnięty głos. Dziewczyna obróciła się i ujrzała mówce. Nie trudno było się spodziewać, że był to mag w podeszłym wieku. Wskazywały to jego białe (jak prawie wszystkie pomieszczenia w zamku) włosy i lekko zmarszczona twarz. Jak na potężnego maga przystało, miał czarną szatę, a na ręku pokręcony tatuaż.
-Witam.-Odpowiedziała i zasiadła na wskazanym przez maga krześle.
-Jak wiesz, będę twoim nauczycielem medytacji. Możesz mi mówić Avtes.-Zaczął powoli i wyraźnie mówić, gdy dziewczyna zasiadła wygodnie. Laera skinęła głową.- Słyszałem, że nosisz w sobie ogromne pokłady energii, która jest niestabilna, dlatego też pomogę ci ją okiełznać.-Powiedział i spojrzał ukradkiem na dziewczynę.
Laera była zarazem zdziwiona i zdumiona, jak ona ma to zrobić? Nawet nie wie, jak się czaruje...-Nie martw się, zobaczysz. To bardzo proste.-Dodał i zasiadł na fotelu naprzeciwko dziewczyny.
-Najpierw, zaczniemy od podstaw. Powoli, połączę się z tobą.-Rzekł i poprawił swoją pozycje w fotelu.-Odpręż się, pomyśl o czymś miłym i zamknij oczy.-Rozkazał łagodnym tonem. Laera wykonała polecenie.
Powoli zapomniała o wszelkim smutku. Pomyślała, o swojej pierwszej jeździe konnej. Nie do końca wiedziała jak i dokąd jedzie. Gdy ruszyła, wróciła cała zapłakana późną nocą. Rodzice wtedy myśleli, że coś jej się stało, ale to nic. Miała wtedy osiem lat. Sama myśl o tym wywoływała uśmiech na twarzy.-Dobrze, teraz lekko podnieś przed siebie swe dłonie.-Zrobiła jak kazał. Po chwili poczuła męski dotyk i wzdrygnęła się.-Nie bój się, możesz poczuć tylko lekkie ukłucie.
Niespodziewanie, poczuła jakby ukłucie, nie wystraszyła się, lecz kiedy coś zaczęło "wypływać" z miejsca bólu, odruchowo otwarła oczy i puściła ręce.
-Spokojnie-Mruknął Avtes. Dziewczyna spojrzała na dłonie, lecz ku wielkiemu zaskoczeniu nie ujrzała żadnej rany.
-Co to było?-Spytała lekko przestraszona. Mag uśmiechnął się dominująco.
-To twoja moc-Odparł pogodnie.
Laera nie zrozumiała tych słów, ale wolała nie pytać o więcej, gdyż mogłaby się pogubić, a nie chciała zawracać głowy nauczycielowi.
-Podasz mi swe dłonie?-Zachęcił ją zniecierpliwionym głosem.
Laera niepewnie podała mu swoje ręce i zamknęła oczy.
Tym razem uczucie ukłucia było mniejsze. Najwyraźniej, przygotowała się na połączenie i poczuła coś przyjemnego. Coś czego nigdy w życiu żaden człowiek nie doświadczył. Była to radość połączona z przyjemnością, falami, kolorami, a przede wszystkim
wszystkim nieograniczoną, wypełniającą wszystko energią.
nie dość, że czuła te wszystkie fale, to jeszcze mogła je zobaczyć! Przed oczami ukazała się jakoby rzeka pośród ciemności. "Woda" w niej buzowała i była wypełniona tak, że aż się przelewała na boki.
-Niesamowite!-Powiedział głos w jej głowie. Laera przeraził się trochę.-Nie bój się to tylko ja, twój nauczyciel.-Dodał po chwili głos.
-Ale jak...-Pomyślała i nagle w ciemności wydobył się jej głos.
-Teraz, połączyliśmy swoje moce, ja mogę czytać w twoich myślach a ty w moich.-Odparł mag.-Lecz nie na tym polega ta lekcja. Dziś zobaczysz swoją moc, okiełznaną, a nie jak teraz - Wielkie fale. To nie jest trudne, zobaczysz...
Dziewczyna bała się cokolwiek pomyśleć, ponieważ każdą nieumyślną myśl, nauczyciel mógł usłyszeć.
-Laero, przed sobą widzisz ciemność, ale wyobraź sobie biały punkcik.
Dziewczyna zrobiła jak kazał i po chwili, ku jej zaskoczeniu, zobaczyła wyczekiwaną kropkę.-Teraz chwyć ją.-Powiedział mag, co bardzo zaskoczyło Laere.
-Przecież nie mogę jej chwy...-Zaczęła, lecz gdy chciała wypowiedzieć ostatnie słowo, jej ręka, lecz jakby nie jej, chwyciła biały punkt i wszystko zajaśniało.
Nagle znalazła się na łące, przez którą płynęła rzeka. Ogromna rzeka, ale była stabilna i nie przelewało się nic. Rzec można by, że to zwyczajna rzeka, lecz jedno było inne- woda w rzece świeciła niewyobrażalnym blaskiem, była żółta i przemykały przez nią różne kolory.
-Gdzie jestem?-Spytała.
-Jesteś w moim umyśle.-Odpowiedział jej
Avtes, który nagle zjawił się za jej plecami.
-Pewnie się zastanawiasz, co to za woda? Nieprawdaż?-Dodał po chwili. Dziewczyna lekko skinęła głową.-To moja moc.
-Twoja moc?-Zapytała z przerażeniem.
-Tak, moja moc. Nie ma źródła. Przepływa przez całe moje ciało cały czas. Dzięki temu zawsze mogę z tej "wody" korzystać.
Laera powolnie podeszła do rzeki i wyciągnęła palec. Nie dotykając niczego, woda podniosła się do góry i musnęła jej palec. Dziewczyna, (kucająca w tym momencie) z wrażenia, aż przewróciła się na plecy. Poczuła nagły przypływ energii, zaczęła szybciej oddychać i szerzej otworzyła powieki.
-C...c...co to było?-Wyszeptała zdumiona.
-Połączyłaś się i zabrałaś mi moc.-Odpowiedział spokojnie.
-Ale jak to? Nie stało ci się nic?
-Gdybyś wsadziłaby tam dłoń, mogłabyś mi zabrać całkiem spory kawałek mocy, ale to tylko palec, wręcz prawie nic.-Odrzekł z uśmiechem.
-Niesamowite...
-Niesamowite jest to, że tak szybko do tego doszłaś i, że moja moc sama do ciebie "wyskoczyła"-Odparł.-Gratuluje ci, pierwsza połowa lekcji za nami. Nauczyłaś się już łączyć i "kraść" moc.-Dodał z ekscytacją. Pierwszy raz zdarza mu się w jeden dzień zrobić tak wiele. Miał uczniów którzy nawet tydzień nie mogli wejść do jego umysłu, a jej wystarczyło właściwie nic. Jego umysł sam się otworzył, mimo pohamowań. Najgorsze jest to, że nie wie jak.
-Jaka będzie następna część?
-"Zobaczymy jak poradzisz sobie w swoim umyśle".-Odpowiedział z sarkazmem, lecz w żartobliwym stylu. Laera spojrzała na niego, a on zamknął oczy. Wszystko ogarnęła ciemność i znów znaleźli się pomiędzy umysłami.
-Co teraz mam robić?-Spytała.
-To, co ja zrobiłem-Odpowiedział szybko.
-Ale jak?
-Sama do tego dojdź.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Mag, stworzył kropkę, która przenosiła. Co ona ma stworzyć? Coś, co może przenosić... drzwi!
Ale jak ma to stworzyć? Wyobraziła sobie stare drewniane drzwi. Nie były spróchniałe, ale kolor już z chodził z nich.
Ukradkiem spojrzała w ciemność i ku jej miłemu zaskoczeniu ujrzała drzwi. Idealnie takie same jak chciała. Gdy pomyślała, aby drzwi były wejściem do jej umysłu, od razu wypiękniały i z chęcią zapraszały do środka.
-Myślę, że to te drzwi.-Powiedziała dumnie.
-Przekonamy się-Odparł i po chwili dziewczyna widziała sylwetkę mężczyzny, podchodzącego do drzwi.
Wszystko byłoby idealne, lecz gdy mag dotknął złotej klamki. Niewiadoma siła odrzuciła go z oszołamiającą prędkością do tyłu. W tym samym momencie, dziewczyna krzyknęła i dysząc ciężko otworzyła szeroko oczy.
Była z powrotem w pokoju tylko, że... jej nauczyciel poturbowany leżał na jego drugim końcu.
-Żyjesz?!-Wykrzyknęła i podbiegła do niego. Avtes powoli otwarł oczy.
-Odsuń się ode mnie.-Powiedział stanowczo. Laera natychmiast się odsunęła. Mag powoli wstał i otrzepał się z kurzu. Ławki, które się za nim znajdowały były doszczętnie zniszczone.-No pięknie.-Powiedział pod nosem. Wyciągnął przed siebie trzęsącą się prawą dłoń i wyszeptał coś niezrozumiałego. Wszystkie meble jakby cofnęły się w czasie. Znów stały idealnie nienaruszone.
-To było niesamowite!-Powiedziała z szacunkiem Laera.
-Niesamowite, to jest dostanie się do twojego umysłu...-Odparł sarkastycznie.
-Jest pan na mnie zły?
-Ależ skądże! Po prostu twój umysł sam aktywuje samoobronę, a ty nad tym nie panujesz.-Rzekł, a po chwili dodał-To nie twoja wina. Może za szybko się zabraliśmy do twojego umysłu...
-Ale na prawdę przepraszam.
-Nie ma za co. Przynajmniej się dowiedzieliśmy, że jesteś ofensionistką.
-Co to znaczy?-Zapytała zdziwiona.
-Jesteś stworzona idealnie do walki. Ale zobaczymy potem jak z defensywą.-Odparł i uśmiechnął się.-A teraz idź odpocząć. Za dwie godziny kolacja.-Dodał i pogonił dziewczynę. Razem wyszli na korytarz i rozdzielili się w dwóch innych kierunkach.
Szybko zakończyli lekcje, a tym bardziej Laera szybko zakończy dzień.
Zaczęła lekcje w południe, a skończyła pod wieczór. Niesamowite, że w umyśle traci się rachubę czasu. Dziwił, ją fakt, że nie czuła głodu. Nawet obiadu nie zjadła, tylko cały czas siedziała w umyśle. A co w tym czasie robili inni? Czy się nie martwili? Może zawsze tak jest, a może ona jest taka wyjątkowa?
Laera wzięła głęboki oddech. Tyle myśli, tyle fantastycznych rzeczy...
Powolnie mijając korytarze, zadręczała się milionami niezręcznych pytań, na które nieliczni znali odpowiedź. W końcu udało jej się wejść do swojego pokoju i powolnie zatopić się w rajskim łóżku.
-W sumie, fajnie jest być magiem.-Powiedziała do siebie.-I całkiem fajną mam szatę.-Dodała już w myśl
myślach i zamknęła oczy.
Avtes szedł powolnie przemierzając niezliczoną ilość korytarzy. Z niewzruszonym wyrazem twarzy, rozmyślał, jak ta dziewczyna, mogła to uczynić. Co prawda wytłumaczył jej coś, ale nie był pewny tych słów. Zdumiał go fakt, iż użyła czarów drugiego stopnia. Żaden mag na jej poziomie nie potrafi czegoś takiego zrobić ba! Nawet on ma niekiedy z tym problem, a ona? Nawet odruchowo wyszło jej to perfekcyjnie. Może to szpieg? Została wysłana przez Nalijczyków, aby sprawdzić stan magów? Potajemnie szkolili ją w krainie, aby "przypadkiem" dostać się do magów. Nie, zbyt podobna jest do Easte, aby tak było... a może to tylko czar? Nie. Nie, może tak myśleć, ona jest bezbronna i mało wie o magach... gdyby tylko otworzył te drzwi, wiedziałby wszystko, ale ten czar...
Mag zatrzymał się przy prawie ostatnich drzwiach na szczycie największej wieży zamku. Powolnie zastukał w żelazną klamkę. Po chwili czekania, drzwi otworzył mężczyzna o brązowych oczach i ciemnych włosach. Avtes, przemierzył tyle drogi by w końcu mógł wydusić z siebię trzy słowa:
-Chyba mamy problem...
Brązowooki kiwnął głową, że ma wejść. Mag powoli przekroczył próg i drzwi z trzaskiem zamknęły się, pozostawiając tylko pustkę, ciemność i nicość.




Następne rozdziały będą dodawane częściami, jeżeli będę miała czas, to będą pojawiały się co sobotę :).

Rozdział XVI

-Jakiej szaty?-Spytała nie wiedząc o czym mówi dziewczynka.
-No przecież na krześle leży!-Odpowiedziała jej dość niekulturalnie jak przystało na dworskie zasady. Pewnie niedawno tu przybyła, wyciągnięta spod ubogiej rodziny.
Laera obróciła się i ujrzała długą, ciemno brązową szatę. Prawie identyczną co do dziewczyny. Laera ubrała ją powoli.
W szacie wyglądała pięknie. Przez moment poczuła się jak prawdziwy mag- Kaptur, duże rękawy, a na długość, strój sięgał prawie do ziemi.
-Wyglądasz cudownie.-Odparła Caen i uśmiechnęła się.
-Dziękuję, ty też.-Odpowiedziała jej.
Mała, ruszyła przed siebie, a Laera po zamknięciu drzwi zaraz za nią. Idąc nie wiadomo gdzie, podziwiała przepych który wypełniał cały zamek. Wszędzie obrazy, kwiaty, duże okna, dziwne szlaki na ścianach, dawały nieprawdopodobny urok takiemu miejscu.
-Jesteśmy.-Powiedziała Caen zatrzymując się przed ogromnymi drzwiami.
-Ale duże...
-Gdy wejdziesz, usiądź obok mnie. Siedzimy rangami więc wiesz, żebyś nie poszła do stołu dla "wielkich"-Odparła mała i lekkim ruchem ręki, nie dotykając drzwi, weszła do środka. Laera przez chwilę stała w milczeniu, po czym wzięła oddech i lekko pchnęła drzwi przed siebie.
Do jej nozdrzy, od razu doszły zapachy pieczonych, dobrze przyprawionych, mięs. Dziewczyna rozejrzała się po dużej sali i usiadła przy stoliku obok Caen. Gdy tylko to zrobiła, dało się usłyszeć szepty, ze stolika, w którym zasiadali najlepsi.
-Czemu oni tak szepczą?-Spytała niepewnie dziewczynę.
-Nie wiem, zazwyczaj tak nie robią.-Odpowiedziała jej także nie znając przyczyny szeptów.
Laera rozejrzała się dookoła stołu. Oprócz niej siedziało jeszcze przy nim dwie postacie podobne do małej. Dziewczyna wyróżniała się najbardziej z całej czwórki, zwłaszcza wzrostem i
kolorem włosów.
Przy stoliku, który był jeszcze piękniej zastawiony niż ten, przy którym siedziała Laera, debatowała jakaś dziesiątka dorosłych magów. Wszyscy z nich mieli piękne, niczym najciemniejsza z nocy, szatę. Uwagę przykuł jej jeden z nich. Był chyba tam najmłodszy. Miał ciemne, czarne, włosy. Dziewczynie wydawało się jakby już go widziała.
Przemyślenia przerwał jej młody mężczyzna, który (o dziwo) jak na swój wiek miał szare włosy. Wszedł on niczym największy mag (choć na takiego nie wyglądał) i skinieniem ręki uciszył wszystkich.
-Witajcie drodzy przyjaciele.-Powiedział. Gdyby głos także mu się zmieniał, Laera na pewno nie poznałaby, że to Erus.-Jesteśmy tu i robimy to samo codziennie, lecz dziś coś się zmieniło. Zawitał do nas nowy, potężny mag.
Nie zdarza się nam to codziennie. Zaprawdę cieszmy się albowiem każda nowa moc, to każda nowa zwyciężona walka z wrogiem!-Odrzekł gromkim głosem, zapierając dech w piersiach, każdemu słuchającemu. Laerze przeszły ciarki po plecach. Wiedziała dobrze, że to o niej mówi wielki mag.-Dlatego też w tym dniu powitajmy Laere!-Dodał, a gdy skończył, na wezwanie zaczęto bić brawo. Dziewczyna wstała i lekko dygnęła po czym ponownie zasiadła.
Erus zszedł z ambony i zasiadł na największym, najdostojniejszym krześle, przy stole dla najlepszych magów.
Gdy tylko to uczynił, do sali weszła masa ludzi niosąca przeróżne dania. Począwszy od zwyczajnych kawałków mięsa, skończywszy na żabich udkach, końskim mięsie, czy nawet ogonach byka.
Od razu po sali rozniósł się piękny zapach jedzenia, tak, że każdy nie mógł się doczekać, kiedy zrobi pierwszy kęs. Laerze, aż zaburczało w brzuchu. Oprócz paru małych kawałków mięsa przed wyjściem, nic nie jadła. Dlatego też, gdy tylko postawili wszystkie dania, wręcz rzuciła się na dzika postawionego tuż przed nią. W życiu nie pomyślałaby, że tak dużo może być na kolacje i, że potrafi tyle zjeść.
Punktem kulminacyjnym, był deser. Do sali wniesiono przeróżne ciasta. Wszystkie wyglądał jak namalowane. Dodatkowo także wniesiono inne przysmaki, na przykład skrzydła nietoperza w czekoladzie, czy węże z jabłkiem.
Po ogromnej uczcie, Laera wraz z innymi magami udała się do pokoi.
Po zamknięciu drzwi westchnęła cicho i rzuciła się na swoje nowe łoże.
Jednak po chwili błogiej ciszy, ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę-Odpowiedziała z lekką nutką znudzenia.
-Witaj Laero-Powiedział młody chłopak, gdzieś w jej wieku. Miał piwne oczy i ciemne kruczoczarne włosy. Wyglądał całkiem przystojnie.
-To ja, Erus.[he he he :P]-Dodał i cały urok pięknego chłopaka prysł.
-Witaj-Odpowiedziała i usiadła na łóżku w momencie kiedy mag wybrał sobie jeden z białych foteli.
-Musze z tobą porozmawiać-Odrzekł poważnie.-Podejrzewamy, że masz w sobie potężną moc. Musisz mi powiedzieć, kim byli twoi rodzice.-Dodał, a Laera przestraszyła się trochę jego powagi.
-Ja, ja nie wiem. Moja matka i ojciec to zwykli ludzie. Nie wiedziałam, że oni. Przecież w ogóle nie mają mocy...
-Nie pytam się o tych, z którymi mieszkałaś. Pytam o tych prawdziwych.-Odrzekł stanowczo z wręcz niesłyszanym zdenerwowaniem. Dziewczynie przeszły ciarki po plecach. Chciała mu powiedzieć o tym, jak ukazała jej się matka, lecz w głębi duszy coś jej mówiło, aby tego nie robiła.
-Nie wiem, nigdy jej nie widziałam.-Skłamała udając skruszenie.
-Szkoda, szkoda.-Odpowiedział jej niczego nie podejrzewając.-Więc powiedz, jak dowiedziałaś się o swojej mocy?-Zapytał podchwytliwie.
-Zaatakowano mnie i tak przypadkiem odkryłam moc.-Odrzekła spokojnie. Erus uniósł jedną brew wyżej, ukazując zaskoczenie.
-Tak? Jakiego czaru użyłaś?-Zapytał z przejęciem.
-Nie wiem, nie zrozumiałam wypowiedzianych słów. Wiem jednak, że wrogów bardzo mocno odrzuciło do tyłu.-Powiedziała. Wtedy mag jeszcze bardziej zaskoczony otworzył szerzej oczy i podniósł obydwie brwi w górę.
-Użyłaś czaru drugiego stopnia!-Odparł zarazem podekscytowany jak i zadziwiony.
-To źle?-Spytała przestraszona.
-Tak! Magom w twoim wieku trudno jest zrobić czar drugiego stopnia, a ty przypadkiem, bez wahania i do tego nic ci się nie stało, przy użyciu tego czaru!-Odpowiedział nie wiedząc co ma zrobić.
-Jak to możliwe?
-Nie wiem! Sam bym chciał to wiedzieć!-Odparł i zapanowała cisza, w której dało się słyszeć pomruki "Jak to możliwe?", "Skąd?", "Ile?", "Dlaczego wtedy?" krążącego po pokoju.
-Musimy jak najszybciej rozpocząć twoją naukę! Tak!-Powiedział fanatycznie, lecz po chwili się uspokoił.-Pewnie już poznałaś Caen. Jutro będziesz miała o dziesiątej medytacje. Ona cię zaprowadzi.-Dodał i pospiesznie wyszedł. Na korytarzu dało się słyszeć przez chwile "Wygramy te bitwę!".
Dziewczyna nie wiedziała co ma sądzić o tej rozmowie. Poza tym był bardzo zmęczona całym zaskakującym dniem.
Pospiesznie umyła się i przeczesała swe rudawe włosy. Wyścieliła swe piękne łoże i zatopiła się w miękkich puchowych poduszkach. Przykryła się jedwabistą kołdrą i zamknęła oczy. Jeszcze nigdy w życiu nie było jej tak wygodnie i dobrze. Poczuła się jak królowa. Zrobiło jej się trochę smutno, gdy pomyślała o rodzicach, lecz szybko odgoniła te myśli aby mogła spokojnie zasnąć. Tak też się stało. Nawet nie zauważyła, kiedy pochłonęła ją kusząca ciemność.
Obudziła się rankiem. Słońce wpadało do jej komnaty i rozświetlało cały pokój. Nieustanne pukanie w drzwi nie dawało jej spać. Rozciągnęła się na łóżku i rozejrzała się po pokoju. Uśmiechnęła się na chwile.
-Więc to nie był sen-Pomyślała zadowolona.
Pukanie do drzwi nie ustawało.
-Proszę.-Powiedziała. Wtem drzwi się otwarły i do pokoju wkroczyła mała Caen.
-Jesteś już gotowa? Za godzinę masz medytacje. A za chwile śniadanie.-Odparła.
-Śniadanie już? Poczekaj przed drzwiami, tylko się ubiorę i przemyje.-Powiedziała szybko, a dziewczynka wyszła z pokoju. Nie zajęło jej to dziesięciu minut, jak stała odświeżona w swojej brązowej szacie obok Caen.
-Idziemy?-Spytała.
-Tak, chodź. Teraz na śniadaniu nie musimy się wszyscy razem stawiać. Tylko na kolacji, ale wszystkiego się dowiesz.-Odpowiedziała jej i weszła do sali głównej.
Tak samo jak na kolacji, do jej nozdrzy doszło mnóstwo cudownych zapachów.
Zjadła więc chleb z miodem, oraz dziwnie przetworzone mleko w ser. Popiła to świeżym mlekiem na osłodę z miodem.

Rozdział XV

Po dłuższej chwili, im dalej posuwała się przed siebie, tym cichsze były przekrzykiwania kupców i ludzi na ulicy. Kiedy w końcu wszystko ucichło, ujrzała przed sobą dwóch mężczyzn bogato wystrojonych, którzy stali przy ogromnych wrotach.
-Czego chcesz młoda damo?-Zapytał jeden z nich.-Czy nie wiesz, że na ten teren nie mogą wchodzić zwykli ludzie?-Dodał z pogardą patrząc na dziewczynę.
-Wiem...-Próbowała mu odpowiedzieć, ale ten szybko przerwał jej wypowiedz.
-To zmykaj stąd.-Odrzekł niesmacznie.
-Ale ja...
-Ciągle tu jesteś? Przecież ci coś powiedziałem! Zaraz wezwę straże, a wtedy im będziesz przeszkadzać.-Powiedział do niej lekko pogniewany.
-Niech pan mnie wysłucha!-Wykrzyczała mu prosto w twarz.-Tu mam papiery, które pozwalają mi na wejście! Jeżeli pan mnie zaraz nie wpuści, to gwarantuje, że nie panuje nad swoją mocą.-Wykrzyczała i wsadziła mu w dłoń kredowy papier.
Obydwoje, spojrzeli na dziewczynę wielkimi oczyma.
-Yyyy, już czytam.-Odpowiedział trochę przestraszonym głosem jeden z nich. Powoli przeczytał i spojrzał jeszcze bardziej przestraszonym wzrokiem-To ona!-Wyszeptał drugiemu.
-Ja, ja, bardzo przepraszam panią, ja, ja nie wiedziałem.-Wydukał, oddał jej papier i otworzył bramę.
-Obym cię więcej nie spotkała, bo może to się źle skończyć.-Odparła złowrogo i wkroczyła przez drzwi do zupełnie innego świata. Laerze dosłownie zaparło dech w piersi. Nagle po przekroczeniu bramy ujrzała coś niespotykane w tym miejscu. Skąd na środku ogromnego ruchliwego miejsca ogród pełen zieleni, przepychu i motyli? Wszystko tam się mieniło tysiącami kolorów w blasku promieni słonecznych. Piękny, duży, kolorowy ogród z małym jeziorkiem na środku.Skąd w ogóle tu tule tego jest? Przecież nawet z pagórka tego nie widać, a to jest ogromne jak cały zamek.-Takie pytania chodziły jej po głowie. 
Wtem, zobaczyła pewną kobietę-Rude włosy, czarny, piękny tatuaż na ramieniu, sukienka, bose stopy, które gdy tylko dziewczyna spojrzała na postać, lekko odrywając się od ziemi, razem z całym ciałem podeszły lekko w stronę dziewczyny.
-Witaj Laero.-Powiedziała słodko.
-Jesteś tą kobietą ze snu?-Zapytała.-Jesteś... moją matką?
-Tak-Odpowiedziała jej i uśmiechnęła się lekko.
-Ale przecież ty...-Wyszeptała i lekko dotknęła wysuniętej przed chwilą dłoni.
Nagle z jej dłoni odleciał motyl, następnie, drugi, potem trzeci, aż w końcu cała chmara motyli odleciała do nieba, a postać kobiety zniknęła wraz z nimi.
Laerze popłynęła mała łezka z oka. W tym momencie, ktoś dotknął jej ramienia. Dziewczyna obróciła się szybko, przestraszona tym, kogo za chwile ma ujrzeć.
-Nie płacz.-Powiedział do niej chłopak, o cerze niczym mleko, a włosach koloru słońca.-To motyle nieśmiertelności-Potrafią się kończyć, pokazując komuś osobę nieżywą, za którą tęskni, lub która chce mu coś ważnego przekazać.
-Ale, jak one to robią?
-Magia-Odpowiedział jej szybko i uśmiechnął się szeroko.
-Kim ty właściwie jesteś?-Spytała zdezorientowana tym, ile ten chłopak wie.
-Jestem jednym z najpotężniejszych magów, dbam tu o wszystkich i wszystko, nazywam się Erus de Keeth, a wywodzę się z rodu królewskiego.-Odpowiedział gromko, wywyższając siebie w każdym słowie.
-Nie jesteś trochę za młody?
-Mam ponad 120 lat-Odparł.-Zostałem zaklęty przez najpotężniejszą z najpotężniejszych magów.
-Dlaczego? Zrobiłeś jej coś?-Zapytała z zaciekawieniem.
-Przekląłem... przeze mnie zginęła...-Wyszeptał cicho.-Powiedziała, że trzeba przebaczać. Zawsze. Sprawiła, aby moją karą było nigdy nie ujrzeć swojej prawdziwej postaci. Nigdy nie zostaje pod jedną postacią. Albo wyglądam staro, albo młodo...
-To smutne...
-Nic nie poradzisz, taka jest moja kara...-Odrzekł.-Dobra, a teraz powiedz kim ty jesteś, ponieważ strażnicy nie mogą nikogo wpuszczać.-Dodał po chwili milczenia.
-Nazywam się Laera i jestem tu ponieważ odkryłam, że jestem magiem.-Odparła.
-A kim byli rodzice? Może ich znam? Magów jest mało i właściwie każdy zna tu każdego.-Wypytywał.
-Właściwie... nie znałam ich.
-Bardzo ciekawe...-Powiedział pod nosem.-Ile masz lat?
-Piętnaście.-Odparła.
-Bardzo możliwe...-Myślał na głos. Wtedy chłopak
zaczął się zmieniać. Stał się większy, jego włosy zabarwiły się na czarno, a twarz postarzała się. Teraz wyglądał na jakieś pięćdziesiąt lat.-Wybacz, nigdy nie wiem, kiedy się zmienię.-Powiedział ciepłym męskim głosem.
-To nic. Wyglądało to bardzo ciekawie.-Odrzekła i uśmiechnęła się lekko.
-Dobra, dosyć tak stania na dworze, zaraz zacznie padać...
-Ale przecież nie ma żadnej chmurki!-Odpowiedziała mu z wyrzutami. Erus uśmiechnął się szeroko.
-Musisz się jeszcze wielu rzeczy nauczyć-Odparł wesoło.-A teraz chodź szybko do środka.-Dodał i ruszył przed siebie. Dziewczyna posłusznie poszła za nim.
Gdy się odwróciła, dopiero w tym momencie zrozumiała, że na dworze nie było żadnych osób. Możliwe, iż miało to związek ze zbliżającym się deszczem.
Mag, jednym ruchem ręki otworzył potężne drzwi. Wyglądały jak wejście do starożytnej świątyni. Miały pełno obrazków, przedstawiających jakiś ludzi w dziwnych pozach.
-Pewnie zastanawiasz się co znaczą te obrazki.-Odparł mężczyzna. Laera przytaknęła mu lekko.-Przedstawiają starożytną technikę mocy.
-Używacie jej?-Spytała ciekawsko.
-Nie, same ruchy nie wystarczą. Trzeba jeszcze znać język czaru. Tylko wybrani czarodzieje, znają ten język.-Odrzekł spokojnym tonem.
-Żyją jeszcze?
-Nie. Ostatni zginął piętnaście lat temu...
-To przykre.-Powiedziała ze smutkiem w głosie.
-Kiedyś, na pewno znajdzie się taka osoba. Tego się nie da nauczyć.-Odparł.
Zanim podążyli wgłąb ciemnego korytarza, dziewczyna jeszcze raz spojrzała za siebie. Wtedy, zobaczyła 
za zamykającymi się drzwiami, pierwsze krople z czarnych jak smoła chmur. Uśmiechnęła się w głębi duszy i podążyła za czarodziejem.
Gdy ogromne drzwi zamknęły się, nie było już odwrotu. Jest teraz zdana na łaskę magów i tylko oni zadecydują o jej losie...
Krok za krokiem oświecały się świece, zawieszone na ścianach, ukazujące portrety jakiś ludzi, zapewne, byli to zaszczytni magowie. Każdy z nich miał poważny wyraz twarzy. Usta malowały się w lekkim grymasie niechęci do malującego. Oczy ukosem spoglądały na przyglądającego im się człowieka, od początku, do końca korytarza.
Gdy doszli do kolejnych ogromnych drzwi, zatrzymali się na chwile, aby Erus mógł przygotować pokój dla dziewczyny.
Laera spokojnie stała i czekała, spoglądając na ogromny korytarz. Oglądała spokojnie każdą twarz, aż doszła do ostatniej przy samych drzwiach. Ten obraz przyciągnął jej największą uwagę- Pofalowane, długie rude włosy, lekkie rysy twarzy, bladawa cera, poważny, lecz lekki uśmiech, krwisto czerwone usta. Idealnie odzwierciedla jej prawdziwą matkę.
-Najpotężniejsza, z najpotężniejszych.-Przeczytała prawie szeptem.-Niezwyciężona po wszelkie czasy- czarodziejka Eas...-Nie dokończyła ponieważ pojawił się Erus.
-Chodź szybko, za niedługo będzie kolacja, a każdy chce poznać nowego maga.-Powiedział stanowczym głosem i zniknął za drzwiami. Dziewczyna szybko poszła za nim, aby nie zgubić się w tym "pałacu".
Czarodziej zaprowadził ją do ogromnego holu gdzie znajdowały się pokoje nowicjuszy. Początkujących,
 
było tak mało, że każdy posiadał apartament godny samego króla.
Erus pokazał jej trzecie drzwi, znajdujące się obok drewnianego stolika ze lekko zwiędłymi kwiatami i kiwnął głową w ich stronę.
-Tu się rozstaniemy. Muszę załatwić parę spraw u króla związanych z pojawieniem się nowego maga.-Odrzekł szorstko.-O siedemnastej, spotykamy się na kolacji. Nie spóźnij się.
-A co z moim koniem?-Zapytała z troską o swego rumaka, który pozostał przed bramą.
-Chodzi o tego niesfornego czarnego konia?-Zapytał retorycznie unosząc brew.-Jest już w naszej stajni. O nic się nie martw-Dodał, bez żadnych wątpliwości obrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem przed siebie.
Laera westchnęła pod nosem i podeszła do brązowych, lekko obitych złotem przy kantach, drzwi. Nacisnęła złotą klamkę. Mechanizm w zawiasach pstryknął i jej oczom ukazał się przepiękny, duży, na ścianach wybity różnymi odcieniami desek, pokój. Był on ogromny, a można by powiedzieć, że tak duży, jak jadalnia w karczmie Laery.
Z malującym się na twarzy uśmiechem radości jak i smutku, przestąpiła przez próg i cicho zamknęła drzwi, rozkoszując się potęgą godnego króla pokoju.
Na ziemie zrzuciła swoje torby, powolnym krokiem podeszła do przepięknego dębowego łóżka. Lekko opadła na świeżo zaścielone łoże.
Poczuła się jak w raju. To nie była już jakaś słoma i materiał do spania, a prawdziwe robione na zamówienie, ręcznie wyszywane tkaniny.
Rozkoszowała się wygodą, jakby pływała w wodzie.
Po chwili jednak ktoś zapukał do jej drzwi.
 
Dziewczyna podniosła głowę zaciekawiona przybyszem. Bo przecież kto może wiedzieć o nowym przybyszu oprócz Erusa?
-Proszę!-Odpowiedziała lekko.
Drzwi otwarły się bez nacisku na klamkę. Początkowo nie zauważyła nikogo.
-Witaj! Jestem Caen.-Powiedział cichutki głosik. Laera podniosła głowę wyżej i ujrzała małą ciemnowłosą dziewczynkę.
Wyglądała na prawie jedenaście lat. Miała krótkie brązowe włosy i co przyciągało najbardziej uwagę duże czarne oczy. Wyglądała dosyć strasznie, ale można się przyzwyczaić.
-Jestem Laera.-Odpowiedziała jej i (niechętnie) wstała z łóżka.-Co cię do mnie sprowadza? Skąd wiesz, że tu jestem?-Spytała zaciekawiona gościem.
-Chciałam się z tobą przywitać. Wyczułam ciebie już przy bramie. Musisz być naprawdę potężna. No tak, przecież jesteś starsza, pewnie mnie czegoś nauczysz. Jakie techniki umiesz? Dlaczego jesteś tu, a nie na wyższej randze?-Mała Caen nagle wpadła w swój ulubiony żywioł-była ciekawska i kochała rozmawiać. Od razu zalała dziewczynę pytaniami.
-Caen, wybacz ale na razie ci nie odpowiem, ponieważ musimy iść na kolacje.-Powiedziała do niej Laera udając smutek, choć sama nie miała ochoty na razie rozmawiać.
-Dobrze, chodźmy.-Odpowiedziała z nutką niesmaku.-Aha, tylko nie zapomnij założyć swojej szaty.

Rozdział XIV

Dziewczyna po raz trzeci jechała tą drogą. Bała się przyszłości, nie miała pojęcia jak potoczą się jej losy. Jeden dzień wystarczył, aby nagle stała się magiem i opuściła swoją rodzinę. Odizolowała się w miejscu dla tych "wyjątkowych". Pewnie do tego będzie jeszcze musiała uratować świat.
Ale przecież spotka tego tajemniczego Fasmera, przecież też jest magiem.
Po chwili uśmiech z jej ust, który namalował się na jej ustach znikł. Na myśl o kolorze czarnym, przypomniała jej się TA bestia. Czarna sklejona krwią sierść, długie mleczno białe zębiska, ostre niczym brzytwa szpony...
-Czy z tym będę musiała się zmierzyć?-Spytała sama siebie, lecz po chwili wszystkie złe myśli uciekły, gdyż zobaczyła wyłaniający się z oddali potężny zamek Keethar. Wzięła oddech i rozkazała swojemu koniu, aby jechał szybciej.
-Czy zamieszkam w jednej z jego komnat?-Zamyśliła się.-A może zamkną nas gdzieś w podziemiu?
Dziewczyna, długo by jeszcze mogła debatować i rozmyślać nad życiem, lecz z każdą minutą był coraz bliżej.
Postała chwile, gdyż przed bramą wjazdową jakiś kupiec kłócił się o to, czyje towary są lepsze, lecz gdy tylko ujrzał czekającą dziewczynę, ukłonił się nisko kończąc rozmowę i odjechał przed siebie.
Laera podjechała i podała wyżółkły skrawek papieru. Mężczyzna przeczytał i uśmiechnął się lekko.
-To znowu ty.-Odparł.-Coś często nas odwiedzasz.
-No, tak. To na pewno nie mój pierwszy i ostatni raz.-Odrzekła poważnie i sarkastycznie odwzajemniła uśmiech. Nie przypodobał jej się ten mężczyzna. Cały czas do każdego przyjezdnego dodawał jakąś odzewke.
-Eh, to ruszaj.-Powiedział widząc sarkastyczny uśmieszek.
Dziewczyna ukłoniła sie lekko i wjechała przez bramę.
Jak zawsze na ulicach roiło się od kupców i przeżerających na nich pieniądze ludzi.
Laera postanowiła, że na początek uda się do tego urzędnika, który opowiadał jej o magach. Tak też zrobiła.
Przywiązała swojego konia do drewnianej belki, zabrała ze sobą wszystkie swoje bagaże i udała się do środka.
Ponownie ujrzała tę nieprzyjemną ciemność, ale już nie bała się tak jak wcześniej. Raz, udało jej się pokonać zło, to i teraz też da rade.
Spokojnie przeszła bez wahania przez cały korytarz i pewnie zapukała w potężne drzwi. Po chwili, odpowiedziało jej ciche "chrapnięcie", które widocznie wskazywało na to, iż może wejść do środka.
Powolnie nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Jej oczom znów ukazał się widok ciemnego pokoju ze świecznikiem.
Mężczyzna siedzący przy biurku, spojrzał na dziewczynę spod swoich maciupkich okularów, marszcząc przy tym nieznacznie brwi.
-Ty już tu raz byłaś?-Odezwał się nagle.
-Tak-Przytaknęła niepewnie.
-Czyżby coś było nie tak w płatności? Nie często zdarza się aby ktoś ponownie mnie odwiedził w odstępie paru dni.-Orzekł zdziwiony i zaciekawiony przybyciem młodej dziewczyny.
-Ja właściwie, jestem tu z innego powodu...-Powiedziała do niego. Mężczyzna podniósł lewą brew do góry.
-To po co tu jesteś?-Prychnął niecierpliwie.
-No bo... ja...-Wydukała.
-No co ty?!-Odparł zniecierpliwiony.
-Chyba jestem magiem...-Wyrzuciła z siebie.
Urzędnik stanął jak wryty, szeroko otwierając oczy.
-Co?-Wyszeptał.-Zauważyłbym to wcześniej!-Odpowiedział jej po chwili.-Poza tym, jesteś na to zdecydowanie za stara. Dzieci w wieku dziewięciu lat mogą osiągnąć szczyt potęgi, ale nie dziewczyna w wieku piętnastu lat, która parę razy w życiu widziała maga.-Dodał zamykając wszelkie wątpliwości.
-Ale naprawdę!-Odrzekła do niego stanowczo.
-Żadnych ale!-Wykrzyczał.-A teraz wyjdź i nie wracaj, ponieważ mam ważniejsze sprawy niż żarty.-Dodał spokojniejszym, lecz wciąż groźnym tonem.
Laera nie wiedziała co robić. Jak mogła mu to udowodnić? Po chwili porzuciła nadzieje i udała się w stronę drzwi. Gdy tylko dotknęła klamki, przypomniało jej się coś ważnego.
-Pamięta pan moją ostatnią wizytę?-Powiedziała odwracając się.
-Tak, ale nic ciekawego w tobie nie wyczułem.-Odparł niechętnie ciągłą rozmową.
-A potem nie wydarzyło się nic dziwnego?-Odpowiedziała trochę podpuszczając.
Urzędnik zmarszczył na chwile brwi.
-Po tym jak wyszłaś-Rzekł-Wyczułem dziwne nagromadzenie ogromnych pokładów energii...-Powiedział pod nosem.-Podejdź no do mnie.-Dodał, a gdy dziewczyna to usłyszała, uśmiechnęła się triumfalnie.
Mężczyzna wyciągnął obie ręce przed siebie. Laera również wykonała ten gest i położyła swoje dłonie na jego. Urzędnik zamknął powoli oczy i wziął głęboki oddech.
Dziewczyna poczuła ukłucie, chciała otworzyć oczy, które same się zamknęły, lecz nie mogła.
Po ukłuciu nastąpiły dziwne fale energii, które tak jakby wędrowały od mężczyzny do niej i odwrotnie. Niekiedy czuła aż nadmiar fal, a czasem jej brakowało. Było to kojące i bardzo przyjemne uczucie. Spokój fal rozchodził się po jej ciele tak samo jak i u mężczyzny. Dawno nie połączył się z tak potężnym pokładem energii, który dodał mu sił i spokoju.
Po chwili urzędnik zakończył połączenie. Choć było to bardzo przyjemne, nie mogli stać tak wiecznie.
-Od dawna nie czułem tak ogromnych pokładów mocy.-Odpowiedział jej uśmiechnięty. Trochę mu było wstyd, że tak zachował się wobec dziewczyny. Laera stała również zadowolona ze swojego osiągnięcia. Udało jej się przekonać urzędnika i już może jechać do magów.
-Czy teraz dostane się do magów?-Zapytała.
-Tak, tak, już ci wypisuje przepustkę.-Odpowiedział i machnął ręką, a nad nimi zapłonął wcześniej niewidoczny świecznik. Oświetlił on cały pokój. Wszystkie szafy i papiery w końcu dostały trochę światła, a pająki w rogach pokoju poukrywały się. Ściany miały dziwnie szary kolor możliwe, że były białe tylko nikt nie robił tam porządków. Na podłodze zaś walały się papiery, które już nie miały miejsca na półce, albo coś je zrzuciło.
-To było na prawdę niesamowite!-Odezwała się po chwili Laera.
-Tylko raz w życiu zdarzyło mi się połączyć z tak potężnym pokładem mocy.-Odpowiedział jej spod sterty papierów.
-Kto to był?-Zapytała ciekawa tej osoby.
-To długa historia.-Odpowiedział jej niechętnie.-A teraz idź do zamku i pokaż ten papier.-Dodał i podał jej kredowy skrawek papieru. Ta chwyciła go i ponownie chciała zapytać, lecz ten zgromił ją wzrokiem.
-Do widzenia.-Odpowiedziała mu i wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia.
Co on ukrywa? Czemu nie chce nic powiedzieć?-Z takimi pytaniami Laera wyszła od urzędnika i udała się po swojego konia.
Odwiązała go od deski i poszła z nim (gdyż na ulicach było za dużo ludzi), w stronę zamku, gdzie znajduje się kwatera magów.

Rozdział XIII

Ostatkami sił próbowała jeszcze żyć.
-To nie może się tak skończyć. To nie czas. Przecież...-Nagle poczuła, że gdzieś się znajduje, lecz wciąż spowijała wszystko ciemność. Po chwili, zaczęły pojawiać się pojedyncze obrazy, powoli zaczynała widzieć. Znajdowała się teraz na pięknej zielonej polanie. Wokół niej latały złociste motyle, a letni
wietrzyk przynosił ich jeszcze więcej. Na polanie znajdowało się jedno ogromne drzewo z pięknymi czerwonymi jak krew jabłkami. Pod nim w cieniu, siedziała jakaś kobieta słuchająca śpiewu ptaków, nucąc wraz z nimi piękną melodie. Bawiła się swoimi długimi do pasa rudymi niczym kora drzewa, które obok niej stało, włosami plecąc je co chwile w inny warkocz.
Dziewczyna zauroczona podeszła do niej lekko stąpając bosymi stopami po trawie, która łaskotała ją lekko. Teraz miała na sobie smukłą sukienkę która unosiła się lekko na powiew wiatru.
-Witaj Laero.-Powiedziała kobieta nawet nie spoglądając na nią. Jej głos był słodki i spokojny, jakby nie chciała zagłuszyć ptaków.
-Witaj-Odpowiedziała jej dziewczyna i usiadła obok niej.-Gdzie ja jestem?-Dodała po chwili wahania, czy dobrze postępuje.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i przysłoniła swą twarz włosami.
-Jesteś pomiędzy.-Odrzekła do niej i po chwili, wiedząc jak zareaguje dziewczyna, dodała-Nie jesteś ani na ziemi, ani w raju.
-To co ja tu robię?-Zapytała zdezorientowana.
-Ty tylko znasz odpowiedz...
Nastała cisza, w której Laera próbowała na siłę sobie przypomnieć wszystko, lecz nic nie przychodziło jej do głowy.
-Kim jesteś?-Odparła po chwili.
-Jestem magiem.-Powiedziała i znów zaczęła bawić się włosami. Wtedy dziewczyna spostrzegła jej czarny tatuaż na prawej ręce. Co prawda Laera nie spodziewała się takiej odpowiedzi, ale to też jej wystarczyło.
-Ukazywałam ci się we snach...-Odrzekła lekko i uśmiechnęła się.
Dziewczynie przypomniał się jej obraz,
kiedy wróciła pierwszy raz z zamku, czy gdy odpoczywała w jaskini. Laera uśmiechnęła się. Pragnęła zostać tam na zawsze, było tak spokojnie.
-Laero, musisz już wracać.-Powiedziała stanowczo kobieta. Wstała i wyciągnęła do niej ręce.
Dziewczyna szybko podniosła się z ziemi robiąc grymas niechęci, tak bardzo chciała nigdzie stamtąd się nie ruszać. Wtedy przyglądnęła się twarzy kobiety. Miała piękne rysy twarzy, lecz to nie to przyciągnęło jej wzrok. Posiadała identyczne rudawe włosy jak Laera. Dziewczyna wpatrując się w nie podała lewą rękę.
-Jak mam do ciebie mówić?-Zapytała po raz ostatni. Kobiecie widocznie sprawiło ogromną przyjemność to pytanie, ponieważ uśmiechnęła się szeroko. Laera podała jej prawą rękę.
-Mów mi Mamo.

-Mamrota coś do siebie-Powiedział jeden z trójki osób siedzących wokół ogniska.
-To znaczy, że już nie długo będzie się męczyć-Odpowiedział mu przywódca i roześmiał się.
Laera usłyszała czyjeś głosy, a następnie śmiech. Jej energia, znów obejmowała całe ciało tak, że mogła już spokojnie wstać i walczyć. Powoli otwarła oczy i zobaczyła, że zaraz obok niej leży srebrny miecz. Leżała na boku, więc wolnym ruchem, aby nikt nie zauważył chwyciła miecz. Znowu usłyszała śmiech mężczyzn, którzy nawet nie zauważyli, do czego szykuje się dziewczyna. Teraz był najlepszy moment. Zacisnęła dłoń na rękoiści i szybkim ruchem wstała, troche się chwiejąc, ponieważ poczuła ból w nodze. Wtedy nastała głucha cisza. Wszyscy patrzeli się na nią przerażonym wzrokiem, aż dziewczyna wręcz poczuła ich strach.
-Aaa..a..ale to nie możliwe-Wymamrotał przywódca.-Tylko Na...na...lijczycy są odporni na truciznę!
-Widocznie, jestem Nalijczykiem!-Odpowiedziała mu dumnie.-Stań do walki, bądź poddaj się!-Rzuciła mu wyzwanie.
-Nie pani! Nie mogę!-Odrzekł jej ze strachu. Widział jak energia buzowała w niej, a żadna trucizna nie mogła jej zabić.
-Proszę, zachowaj nas przy życiu-Wymamrotał jeden.-To on nam kazał-Dodał i wskazał palcem na kulejącego.
-To było tylko pod wpływem emocji! Proszę zachowaj nas!-Ratował się wszelkimi wymówkami. Laera była twarda jak skała, lecz pod wpływem emocji ulegliwa -jak matka. Cała złość, "zamieniła się" teraz w dobro. Zalała ją fala dobra, jakoby ta kobieta była przy niej.
-Nie zabije was, ponieważ nie jestem taka jak Wy.-Powiedziała stanowczo.-Ale jeśli jeszcze raz kiedyś wejdziecie mi w drogę, to ostro tego pożałujecie!-Dodała surowo. Wszyscy troje pokiwali głowami za strachu i gdy tylko dziewczyna skończyła, zasiedli na swych koniach i uciekli w las tak, że Laera nigdy już ich nie powinna spotkać.
Uśmiechnęła się pod nosem i położyła swoją broń. Nie wiedziała, że tak to się skończy. Była zadowolona z siebie. Wreszcie zrozumiała, że jej przeznaczeniem jest coś więcej niż polowanie.
                                                           KONIEC


                                       Żartowałam xD To dopiero początek...


Parę dni później...
Uciekali tak szybko jak tylko mogli.
Zmęczeni, gdyż jechali dobre parę dni, dojechali wręcz prawie na skraj lasu, gdzie zaczynały się góry, ogromne góry przewyższające najwyższe z drzew. Tylko przywódca wiedział po co tam wędrują, ale nikt nie śmiał spytać.
-Tam się zatrzymamy i zostaniemy-Powiedział przywódca.
-Dlaczego tyle jechaliśmy? Przecież ona nam już nie zagrozi!-Spytał jeden.
-Głupcze! Ona jest dla nas niczym. Mogliśmy ją spokojnie zabić!-Warknął na niego ze złością.-Jeśli zostalibyśmy tam, wydaliby nas przed sąd króla, a to gorsze niż śmierć!-Dodał, a pytający zrobił głupią minę.-Tu zostaniemy. Niedaleko stąd, jest duża osada, tam...
Trzech nieznajomych mężczyzn, zeskoczyło z drzew, chwyciło ich za ubranie i przystawili noże do gardła.
-Nie ma już żadnej osady-Wysyczał jeden z nich.-Na terenie Nalijczyków nie ma!-Wykrzyczał i jak na wezwanie, wszyscy troje poderznęli im gardła...
Laera wyszła z lasu i z miłym zaskoczeniem ujrzała swojego konia, który zajadał się kwiatami jakiejś dziwnej rośliny.
Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się. Była taka szczęśliwa, wreszcie pozbyła się tych ludzi. A co najważniejsze, wyjaśniły się jej wątpliwości... choć nie do końca. Musiała jeszcze porozmawiać poważnie z rodzicami. Nastała już noc, co ją zdziwiło. Ile leżała i była z "matką" w pomiędzy?
Spojrzała na konia, zapominając o wszystkim. Potem będzie się tym martwić. Ważne, że wszyscy są zdrowi.
-Nie jedz już tyle, bo potem nie będę miała na czym jeździć.-Rzekła do swojego rumaka i pogłaskała go po grzywie. Koń pogardliwie parsknął i obrócił się do niej tyłem.-Ej!-Uśmiechnęła się i poklepała go bo boku. Zasiadła na nim i ruszyła wprost do swego domu.
Nie minęła chwila, kiedy znów ujrzała swój kochany i przytulny domek. Odprowadziła węgielka do stajni i weszła do budynku.
Jej matka stała i gotowała coś w kuchni.
-Zamknię... Laero, to ty!?-Powiedziała uradowana i podbiegła do dziewczyny, przytulając ją mocno.-Myśleliśmy już o najgorszym...-Dodała i uśmiechnęła się lekko, aby rozładować nieprzyjemną atmosferę.
-Tak, też tak myślałam ale wydarzyło się coś... dziwnego.-Odpowiedziała jej poważnie.
Matce dziewczyny mina zrzedła kiedy usłyszała te rzeczy.
-Już wie, opuści nas...-Pomyślała smutno.
-Tak?-Zapytała Taewa pod nosem.
-Wy nie jesteście moimi rodzicami?-Zapytała prosto w jej zmęczone oczy. Matka, spojrzała na nią i tylko odważyła się wydukać:
-My... ona... tak.
Laera usiadła na krześle i zatopiła głowę w dłoniach. Po tylu latach, dopiero teraz jej to powiedzieli...
-Jak to się stało?-Spytała cicho.
-Ona... ta kobieta... twoja matka, przyniosła cię do nas i... była zraniona. Nalijczycy najwyraźniej zaatakowali ją, a strzała, która się jej wbiła... była zatruta.-Odparła smutno.
-Mówiła coś? Jak wyglądała?-Wypytywała, aby wiedzieć jak najwięcej.
-Wybacz... to było tak dawno. Ja... ja pamiętam jak mówiła, że nigdy nie jest za późno, aby cię szkolić-Odparła prosto w oczy dziewczynie. Laera nie wiedziała co robić. Nagle dowiaduje się zupełnie czegoś nowego, okazuje się, że jej rodzice ją adoptowali, a do tego jest magiem!
-A co z moim ojcem?-Zapytała poważnie.
-Nie wiem, nigdy go nie widziałam.
Dziewczyna wstała i podeszła do okna.
-I co ja mam teraz zrobić?-Zapytała wyglądając przez nie.
-Pamiętaj, że kochamy cię jak własne dziecko.-Odparła kobieta.
-Wiem, ja również was kocham, ale czuje, że mam coś ważnego w życiu zrobić, że nie dane mi jest siedzieć tu z wami...-Odpowiedziała jej smutno. Matka podeszła do niej i pogłaskała po plecach. Wiedziała, że dziewczyna i tak w końcu ich opuści więc już dawno się z tym pogodziła.
-Nie chcieliśmy cię wypuszczać do zamku, ponieważ baliśmy się, że się dowiesz kim naprawdę jesteś, że nas znienawidzisz, przestaniesz kochać-Powiedziała cicho.
-Ale ja was kocham i zawsze będę kochać!-Rzekła.
-Wiem, wiem...
-Musze udać się do magów, gdziekolwiek oni są. Na pewno mi pomogą.-Powiedziała zmieniając 
kompletnie nastrój i temat. Kobieta zaskoczona tym poczynaniem, podniosła jedną brew do góry.
-A czemuż to tak?-Zapytała zdziwiona-Nie zostaniesz z rodzicami, jak nakazuje tradycja, aż do znalezienia małżonka?
Laera uśmiechnęła się pod nosem.
-Mamo, przecież ci mówię, że jestem magiem, a jako każdy szanujący się czarodziej, musi wypełnić swoje przeznaczenie. Przecież już ci mówiłam-Odpowiedziała jej.
-No tak, no tak.-Odparła cicho pod nosem Taewa. Po chwili doszły ją pewne wątpliwości-Jak się dowiedziałaś, że jesteś magiem?
Dziewczyna zdziwiła się pytaniem, nie była przygotowana na to, lecz po chwili rzekła:
-Ta kobieta, znaczy moja matka, ukazała mi się kiedy byłam prawie nieżywa. Powiedziała, że jest magiem.
Taewa podniosła swą brew do góry, kiedy usłyszała, że jej córka była prawie nieżywa. Wolała nie dochodzić w to co się tam działo.
Kobieta westchnęła cicho, nie wiedząc co powiedzieć.
-Co z ojcem?-Zapytała Laera po chwili milczenia.
-Dobrze, że pytasz. Już zdrowieje, rana goi się szybciej niż przypuszczałam. Zszyłam ją i już jest dobrze. Za niedługo znów będzie mógł pracować.-Odpowiedziała jej z radością.
-Pójdę do niego.-Rzekła Laera. Powolnie wstała i ruszyła w stronę drzwi do pokoju ojca. Jak zawsze skrzypnęło w zawiasach informując iż ktoś wszedł do pokoju. Mężczyzna na łóżku podniósł głowę i uśmiechnął się skromnie na widok dziewczyny.
-Tato, ja...-Wyszeptała, lecz nie dokończyła.
-Wiem. Słyszałem wszystko o czym rozmawialiście.-Powiedział do niej.-Masz moje pozwolenie.
Laera podeszła do matki i kiwnęła głową na znak, że jest przygotowana i zdecydowała się jechać do magów.
-Czyli nas opuszczasz?-Zapytała ze smutkiem.
-Pozostać dłużej nie mogę, to postanowione, a choćbym chciała tu zostać już tego nie odmienię...-Wyszeptała.
-Ale niech słowo "kocham" jeszcze raz usłyszę.-Odparła.-Niech je w sercu wyryje i w myśli zapisze!-Dodała ze łzami w oczach.
-Kocham!-Odpowiedziała jej i z płaczem rzuciła się w jej ramiona.-Kocham!-Wyszeptała.
Dziewczyna, szybko spakowała swoje rzeczy, zresztą nie miała ich dużo. Jedną największą torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami powiesiła zaraz obok siodła na koniu, a drugą, tą mniejszą, zawiesiła na ramieniu.
-Obiecuje, że będę pisać kiedy tylko będę miała czas.-Powiedziała do matki i ucałowała ją.-Mam nadzieję, że poradzicie sobie z karczmą. Z resztą póki ojciec jest chory, tedy lepiej nie otwierać karczmy, bo sama sobie nie dasz rady.-Dodała troskliwie.
-Dobrze kochanie, poradzimy sobie. Nie martw się o nas.-Odparła jej matka.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zasiadła na koniu.
-Będę tęsknić!-Dodała powoli ruszając w stronę zamku.
-My też!-Zawołała w odpowiedzi kobieta.-My też...-Dodała po cichu.

Rozdział XII

Zaciekawiona otwarła rzecz i to co zobaczyła trochę ją przeraziło i uszczęśliwiło zarazem. Co prawda spodziewała się jakiś bardziej wartościowych przedmiotów, ale wysuszone organy zwierzęcia też się przydadzą. Przeraził ją zarazem fakt, jakie musiało być to zwierze, iż tak
wielkie części zwierzęcia, jest naprawdę trudno zdobyć.
-Laero?-Zapytała dość niespokojnie matka.-Czyś ty zabiła niedźwiedzia!?-Powiedziała i spojrzała na nią wyłupiastymi oczyma. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem, po czym spojrzała na nią z udawanym skruszeniem.
-Tak mamo, to prawda.-Odpowiedziała jej smutno.
-Czyś ty oszalała, chcesz się zabić!? Nie dość, że ojciec prawie by się wykrwawił to jeszcze ty!?-Wykrzyczała na nią całą swoją wciąż tłumiącą złość.-O nie moja droga, teraz to sobie nagrabiłaś. Nie zezwalam ci na wychodzenie dalej, niż poza dom! Zrozumiała?-Dziewczyna spojrzała na nią z błagalnym wzrokiem i już miała zacząć się sprzeczać, lecz kiedy ujrzała gromiąc wzrok wściekłej i całej czerwonej matki, powstrzymała się i ze smutkiem przytaknęła jej. Laera ze spuszczoną głową, udała się do swego pokoju, gdzie położyła się na łóżku. Bolały ją plecy, a krople w jaskini nie dawały jej spać. Było to do przewidzenia-Nawet nie wiedziała, kiedy sen zmrużył jej powieki.
Obudziło ją nawoływanie jej matki. Nie wiedziała co się dzieje, przestraszyła się. Szybko wstała, a kątem oka wyjrzała przez okno. Było południe, słońce górowało nad światem i oświetlało wszystko swymi promieniami. Spała co najmniej trzy godziny. Co się mogło wydarzyć?
Dziewczyna szybko przeciągnęła się i wbiegła do dużego pokoju, gdzie ku zaskoczeniu, nikogo nie zastała.
-Laero, Laero!-Dobiegło jej zza drzwi obok niej ponowne nawoływanie. Dziewczyna bez chwili namysłu wtargnęła do pokoju, gdzie
leżał jej ojciec. Nie wyglądał dobrze, pot spływał po czole, a do tego cały się trząsł.
-Ccc o..., co mu się stało?-Bąknęła ze strachu.
-Najprawdopodobniej zakażenie wdarło się do rany i cały się rozchorował-Odpowiedziała jej szybko, przecierając czoło męża-Szybko, weź to wiadro i napełnij je lodowatą wodą-Rzekła do niej i kiwnęła głową w stronę żelaznego wiadra stojącego tuż obok niej. Szybkim ruchem dziewczyna pochwyciła je i napełniła wodą z małego "kraniku" który znajdował się w kuchni.
Kiedy wbiegła ponownie do pokoju, jej matka właśnie odwiązywała bandaże męża. Dopiero wtedy uświadomiła sobie jak poważne było to przecięcie. Otwarta rana biegła prawie od ramienia po samą dłoń. Skóra w tamtym miejscu rozchyliła się lekko ukazując żyłę. Był to dosłownie przerażający widok. Dziewczyna położyła wiadro wody obok kobiety, która natychmiastowo zamoczyła czystą białą szmatę. Lekko i uważnie, przejechała po ranie, aby jej nie uszkodzić. Ojciec, cicho jęknął z bólu i zamknął oczy. Laera, nie mogąc znieść tego przerażającego widoku i wyszła z pokoju, gdzie wzięła dwa oddechy. W tym momencie, serce zaczęło jej bić niczym uderzenia kopyt pędzącego konia. Narastał w niej gniew. Jak mogła pozwolić, aby to na swoich rodziców spadło cierpienie, a ona wszystkiego unika?
-Opanuj się!-Powiedziała do siebie i zamknęła oczy. Powoli gniew odchodził, lecz wciąż miała za dużo energii, aby uspokoić się całkowicie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ktoś za oknem. Dziewczyna spojrzała w tamtą
strunę i odruchowo, ze strachu odsunęła się do tyłu. Potężna sylwetka człowieka, wzięła rozmach i wybiła szybę dosyć dużym kamieniem. Gdyby Laera nie odsunęła się, kamień trafiłby prosto w nią. Dziewczyna szybko podniosła skrawek papieru przyczepiony do kamienia i cicho przeczytała napis: "Czekamy na Ciebie..."
Laera, wręcz trzęsąc się ze złości zgniotła karteczkę i odrzuciła ją za siebie. Zdezorientowana matka, która wbiegła do pokoju zdążyła tylko wyszeptać:
-Laero, nie! Oni tego chcą...
Dziewczyna odwiązała swego konia i pognała za mężczyzną. 

Kurz spod żwiru idealnie wskazywał w jakiej pozycji są od siebie. Nie minęła chwila, kiedy atakujący stanął i wtopił się w otoczenie drzew. Chwilkę po nim dotarła na miejsce Laera. Ujrzała samotnego konia i w pośpiechu połamane gałązki. Zeskoczyła z węgielka i szybkim ruchem przywiązała do małego drzewka. Nawet się nie obejrzała, kiedy znalazła się w zupełnie innym miejscu- lesie. Serce biło jej dwa razy szybciej. Poczuła strach. W każdej chwili mogło ją coś zabić-Nie myliła się. Przed jej oczyma przeleciała srebrna stal, a ona w ostatniej chwili uniknęła ciosu schylając się. Kiedy podniosła się ujrzała napastnika. Na pewno nie był to rzucający. Tego mężczyznę pamiętała najlepiej. Tak, to on. To temu wbiła sztylet do nogi, to ten nakazał słudze zaatakować jej ojca i to ten którego podwładny sprowokował ją do przybycia.
-Jednak, nie było tak trudno zaprosić cie do naszej miłej zabawy...-Powiedział do niej i zaśmiał się szyderczo.
-Dziewczyny bezbronnej chyba nie zabijesz?-Odpowiedziała mu z błyskiem w oczach. Mężczyzna spojrzał na nią i uśmiechnął się.
-Dajcie jej miecz.-Odrzekł do dwójki stojącej za dziewczyną. Laera obróciła się, a jeden z nich podał jej srebrną broń.
-A więc, jednak chcesz ponieść porażkę?-Zapytała słodko. Kulejący uśmiechnął się pod nosem.
-Głupia dziewucha nie wie, o prezencie dla niej.-Powiedział do siebie w myślach i dotknął sztyletu zawieszonego przy pasie.-Jak ona mi, tak ja jej. Tylko, że gorzej-Dodał w myślach i wyszczerzył swoje zębiska Laera przez chwile stała w milczeniu, przyglądając się atakującemu. Nie miała pojęcia, jak go pokona. W tym momencie, przeciwnik zaatakował. Srebrzyste ostrze przeleciało dziewczynie przed oczyma, ucinając jej przy tym mały kosmyk włosów. Wtedy, jakby na wezwanie wiedziała dokładnie co ma robić. Źrenice, natychmiastowo powiększyły się, a serce wybijało rytmiczne wołanie o uwolnienie z piersi. Ścisnęła mocniej swą prawą ręką rękoiści miecza i potężnie się zamachnęła. Mężczyzna z ogromnym trudem uniknął ciosu. Jak od takiej prostej dziewczyny, mógł prawie nie uniknąć ciosu? Nie może na to pozwolić, aby ona zwyciężyła, nie tym razem. Wziął oddech i zalał dziewczynę masą potężnych i szybkich ciosów. Srebrzysta stal odbijała się od broniącej, która z trudem unikała tak szybkich ciosów. Mężczyzna słabł, a kiedy był już zmęczony, lecz wciąż świadom czynów, nie atakował prawie w ogóle.
To był ruch Laery. Dziewczyna z szybkością równej przeciwnikowi, atakowała go, lecz i ona słabła. Kulejący, wciąż nie zapominając o swym sztylecie, prawie niezauważalnie zbliżał się do dyszącej dziewczyny. Tak, w tym momencie zadał ostateczny cios- Z szybkością niemal błyskawicy wbił jej sztylet rozcinając nogę. Jednocześnie dziewczyna zaprzestała ataku i krzyknęła z bólu upadając na ziemie. Próbowała się podnieść, lecz rana była silniejsza. Wszyscy troje zebrali się wokół niej i zaczęli się śmiać. Laera zamknęła oczy i poczuła jak cała energia zbiera się w miejscu rany. Nie do końca rozumiała czemu tak się dzieje. Spojrzała ukradkiem na kulejącego, który z uśmiechem przecierał swój sztylet. Wtedy ujrzała jakby zielony skrawek płynu zamaskowany na srebrzystej broni. Była zatruta. Mężczyzna spojrzał wręcz na konającą dziewczynę i z uśmiechem wyszeptał jej do ucha:
-Wiesz, że ze starszymi od siebie się nie zadziera? Teraz już wiesz-Odpowiedział sam sobie na pytanie, kierując je do dziewczyny.-Sztylet był zatruty... nie przeżyjesz, no chyba, że jesteś Nalijczykiem-Dodał i zaśmiał się gromko, a wtedy wszystko dookoła zaczęło śmiać się razem z nim. Laera zamknęła oczy, a pojedyncze łzy skapywały jej po policzkach. -Czyli w taki sposób umrze?-Zapytała sama siebie w ostatnich chwilach swojego życia. Wieczny sen zmrużał jej powieki.
Zapadła ciemność.

Obserwatorzy