sobota, 2 marca 2013

Rozdział VII

Dziewczyna, dosyć szybko pędziła na koniu przed siebie. Stanęła na pagórku, jak poprzednio i odetchnęła.
-Znowu tam musimy jechać.-Powiedziała do swojego konia. Ten, machnął swoim pyskiem dwa razy. -Tak, ja też pamiętam "to coś", cokolwiek to było.-Wymamrotała do niego i pogłaskała go po czarnej, jak węgiel grzywie.-Dobrze, jedzmy dalej.-Dodała i szturchnęła nogą bok konia. Węgielek szybkim galopem ruszył wprost do zamku.
Wiatr, rozwiewał piękne, dość długie, lekko kręcone, rudawe włosy Laery, kiedy podjeżdżała koniem pod zamek.
-Witam!-Powiedział mężczyzna w srebrnej zbroi, który stał przy mosiężnej bramie.-Proszę o zezwolenie na wjazd.-Dodał i wyciągnął swoją dłoń.
-Już, już-Powiedziała szybko Laera i wyciągnęła z torby pełno papierów.-Który był pozwoleniem?-Pomyślała i zaczęła wertować wszystkie po kolei.-Zgoda, zgoda, rachunek, zgoda, pozwolenie,-Powiedziała i wyjęła żółtą kartke, którą położyła na wyciągniętą rękę.
Strażnik chwycił papier i uważnie przeczytał. Po chwili spojrzał na dziewczynę i oddał jej dokument.
-Dobrze.-Powiedział-Otwórzcie bramę!-Wykrzyknął do pozostałych wartowników.
Czarne, mosiężne kraty podniosły się, przepuszczając dziewczynę. Laera wzięła z powrotem swój papier i wjechała po marmurowych kamieniach na rynek zamku. Jak zawsze było tam pełno ludzi, którzy chodzili z jednego stoiska, do drugiego.
-Dobra, to który to był budynek?-Zapytała siebie, patrząc na prawą stronę(jak poinstruował ją ojciec) w poszukiwaniu jakiejś tabliczki. Nie łatwym zadaniem, było znalezienie urzędu. Prawie przy każdym domu stała jakaś tabliczka i prawie każdy był ogromny. Dziewczyna zeszła z konia i przywiązała go do tego samego miejsca, kiedy była z ojcem.
-Skoro tu jest ta karczma, to tamten duży budynek, musi być tym urzędem-Powiedziała pod nosem, kiedy patrzała na budynki położone obok karczmy.-Węgielku, poczekasz tu chwile. Za niedługo wracam.-Zwróciła się do swojego konia. Ten, machnął pyskiem i odwrócił się. Laera spojrzała na niego i z błyskiem w oczach, uśmiechnęła się, odetchnęła głęboko, i ruszyła w stronę urzędu.
Przed budynkiem, ujrzała prawie niewidoczną tabliczkę, informującą, że to ten budynek, którego szukała. Laera weszła na marmurowe schody i otworzyła drewniane drzwi, które lekko skrzypnęły w zawiasach. Powolnie weszła do środka i zamknęła je. W środku nie było prawie żadnych okien, oprócz tego w drzwiach. Gdyby nie pochodnie na ścianach, nie byłoby nic widać. Dziewczyna postąpiła parę kroków przed siebie i znów kolejna tabliczka.
"Urząd do spraw pieniężnych, schodami na górę"-Brzmiał napis. Laera udała się schodami na górę. Kiedy już się skończyły, dało się zobaczyć dość duże drzwi, na których był napis "Urząd skarbowy". Dziewczyna pognała przez ciemność i prawie by wpadła na dane drzwi, lecz w ostatnim momencie zahamowała. W tym miejscu już znajdowało się okno, więc nie obawiała się niczego.
Laera od zawsze bała się ciemności, czuła do tego strach, nigdy nie wiedziała co się tam czai, więc szybko omijała
takie miejsca z dala. Dziewczyna odetchnęła głęboko i zapukała w ogromne drzwi. Po chwili ciszy, która nastała, dziewczyna ponownie zapukała.
"Proszę!"-Odpowiedziało jej jak na zawołanie słowo, znajdujące się za drzwiami. Nie było to miłe zaproszenie. Raczej brzmiało jak niechęć, złość. Laera dotknęła brązowej klamki i z lekkim naciskiem, otworzyła drzwi. 

Jej oczom ukazał się widok średniej wielkości pokoju. Był prawie całkowicie ciemny. Dwie pary okien, były zasłonięte szkaradną czerwienią, która starała się nie dopuszczać żadnego światła. Na biurku, przy którym ktoś siedział, stało jedyne oświetlenie pokoju-świecznik
-Ekhem!-Odezwał się mężczyzna, zasypany masą papierów. Niechętnie widywał młode osoby w swoim gabinecie.
Laera obudziła się z zamyślenia i spojrzał na mężczyznę. Był on stary, miał szary lekki zarost, lecz na głowie parę włosów. Na nosie, siedziały mu, małe okularki, przez które spoglądał na młodą dziewczynę. Ubrany był w zielonkawą szatę, która podkreślała jego majestat. Największą uwagę, przykuł jego tatuaż na dłoni, biegnący od dłoni, aż do szyi
-Przepraszam-Odezwała się cicho.-Mój ojciec mnie tu przysłał, kazał dać panu te papiery.-Powiedziała do niego i zaczęła szperać w torbie. Po chwili, wyciągnęła prawie wszystkie, zostawiając tylko przepustkę. Podała je mężczyźnie po drugiej stronie, ten chwycił je i przybliżając do siebie świecznik, zaczął czytać. Po chwili, podniósł głowę znad papierów.
-Dobrze, wszystko się zgadza.-Odpowiedział jej.-Ale czy aby
twój ojciec, nie dawał ci coś jeszcze?-Zapytał entuzjastycznie.
-Ah, tak.-Odpowiedziała mu szybko, przypominając sobie o skórzanym mieszku.-Dał mi jeszcze te pieniądze.-Dodała i wyjęła z torby jeszcze jeden przedmiot. Położyła mu mieszek na biurko. Mężczyzna wziął i wysypał całą zawartość przedmiotu. Na stole pojawiło się paręnaście złotych monet.
-Jeden, dwa, trzy, cztery...-Liczył pod nosem sumę.-Dobrze wszystko się zgadza.-Dodał po chwili i zapisał coś na papierze.-Daj to swojemu ojcu.-Podał jej zapisek.
Dziewczyna odebrała go i włożyła do torby. Zbierała się do wyjścia, kiedy mężczyzna niespodziewanie powiedział:
-Cały czas patrzałaś się na mój tatuaż.
-Tak, to prawda.-Odpowiedziała mu trochę zmieszana.-Tylko parę razy w życiu widziałam maga.
Mężczyzna się zaśmiał.
-Jest nas mało.-Odpowiedział jej całkiem innym tonem.-Przez konflikty z Nalijczykami,straciliśmy bardzo wielu magów.Tylko garstka zdołała się schronić w zamku.
-To straszne.-Odpowiedziała smutno.
-Ale prawdziwe!-Dodał z rozczarowaniem.-Jesteśmy bardzo potężni. Nalijczycy wysyłają całą armie najlepszych, aby zgładzić choć trzech...
Gdyby ona tu była, gdyby ta klątwa nie była tak okrutna, gdyby nie czyniła jej poddaną dobra!-Powiedział mężczyzna wczuwając się w każde wypowiedziane słowo.-Powstrzymalibyśmy ich, gdyby choć miała syna bądź córkę, całe "ukrywanie się" przez tyle lat, dałoby nam szansę na przetrwanie. Gdyby tylko był taki ktoś... gdyby tylko był...-Zakończył smutno. Dziewczyna stała w milczeniu, a po jej policzku
spływały pojedyncze łzy.
-Na pewno jest taki ktoś, na pewno.-Powiedziała po chwili.
-Przepraszam cię za to. Po prostu jestem już stary...-Powiedział do niej i zasiadł na krześle.
-To nic. Ja dziękuje.-Odpowiedziała mu i wyszła. Mężczyzna jednym ruchem ręki, zgasił świecznik i ponownie w pokoju nastała ciemność.
Laera powoli zamknęła drzwi i odetchnęła znacząco.
Wiedziała że Nalijczycy nie cierpią magów i za żadne skarby, nie chcą aby istnieli. Była to bowiem najpotężniejsza rasa. Jednym słowem mogli zgładzić kogo chcą, siali postrach tam, gdzie stanęli, a teraz już ich prawie nie ma.
Dziewczyna wolno ruszyła wprost w ciemność. Starała się nie bać niczego. Niestety. Na karku poczuła chłodny oddech. Po chwili ktoś chwycił ją za szyje i przystawił srebrny sztylet do szyi. 
-Witaj piękna-Odezwał się głos dorosłego mężczyzny. Laera kojarzyła tę charakterystyczną barwę głosu.-Czekałem na ciebie.-Dodał i zaśmiał się. Po chwili słychać było w ciemności, śmiech dwóch innych osób. Dziewczyna wiedziała już kim oni są. To ta trójka mężczyzn, którzy zniszczyli częściowo jej karczmę.
-Zostaw mnie.-Wydukała, oddychając ciężko.
-Nie pamiętasz mnie, kochanie?-Zapytał sarkastycznie. Laera powoli i bezgłośnie, lewą ręką, którą miała wolną, wyciągnęła sztylet.
-Pamiętam, i to dobrze!-Odpowiedziała mu i przecięła jego nogę bronią. Zabójca krzyknął z bólu i swobodząc Laere chwycił się za ranę. Dziewczyna korzystając z chwili, puściła się biegiem do wyjścia.
-Łapcie ją!-Wykrzyknął rozwścieczony do

pozostałych.
Dwoje wysokich mężczyzn rzuciło się w pogoń za dziewczyną. Niestety, Laerze, kiedy była już na końcu schodów, skoczył wprost na barki jeden z nich. Dziewczyna przewróciła się i upuściła swój sztylet, który poleciał aż do ściany. Laera próbowała się oswobodzić z siedzącego na niej mężczyzny.
-Nie wierć się tak, mała.-Powiedział do niej.
-Puść mnie!-Wykrzyknęła.-Puść!
W ty momencie, Laera obróciła się szybko i jakby to nie była ona, wypowiedziała dwa słowa, w nieznanym jej języku. Mężczyznę i jego kolegę, który stał zaraz za nim, odrzuciło wprost na ścianę przy schodach. Dziewczyna, korzystając z chwili, pochwyciła swój sztylet i wybiegła z urzędu.

-Głupcy! Pozwoliliście jej uciec!-Wykrzyczał do nich ranny.
-Panie, ona posłużyła się magią!-Odpowiedział mu jeden z pół przytomnych mężczyzn leżących przy ścianie.
-Niemożliwe! Jest za stara i głupia, aby praktykowała magię!-Bez skrupułów odpowiedział mu ich przywódca i splunął na ziemie.-Nie daruje jej tej rany. Nigdy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy