sobota, 2 marca 2013

Rozdział XIII

Ostatkami sił próbowała jeszcze żyć.
-To nie może się tak skończyć. To nie czas. Przecież...-Nagle poczuła, że gdzieś się znajduje, lecz wciąż spowijała wszystko ciemność. Po chwili, zaczęły pojawiać się pojedyncze obrazy, powoli zaczynała widzieć. Znajdowała się teraz na pięknej zielonej polanie. Wokół niej latały złociste motyle, a letni
wietrzyk przynosił ich jeszcze więcej. Na polanie znajdowało się jedno ogromne drzewo z pięknymi czerwonymi jak krew jabłkami. Pod nim w cieniu, siedziała jakaś kobieta słuchająca śpiewu ptaków, nucąc wraz z nimi piękną melodie. Bawiła się swoimi długimi do pasa rudymi niczym kora drzewa, które obok niej stało, włosami plecąc je co chwile w inny warkocz.
Dziewczyna zauroczona podeszła do niej lekko stąpając bosymi stopami po trawie, która łaskotała ją lekko. Teraz miała na sobie smukłą sukienkę która unosiła się lekko na powiew wiatru.
-Witaj Laero.-Powiedziała kobieta nawet nie spoglądając na nią. Jej głos był słodki i spokojny, jakby nie chciała zagłuszyć ptaków.
-Witaj-Odpowiedziała jej dziewczyna i usiadła obok niej.-Gdzie ja jestem?-Dodała po chwili wahania, czy dobrze postępuje.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i przysłoniła swą twarz włosami.
-Jesteś pomiędzy.-Odrzekła do niej i po chwili, wiedząc jak zareaguje dziewczyna, dodała-Nie jesteś ani na ziemi, ani w raju.
-To co ja tu robię?-Zapytała zdezorientowana.
-Ty tylko znasz odpowiedz...
Nastała cisza, w której Laera próbowała na siłę sobie przypomnieć wszystko, lecz nic nie przychodziło jej do głowy.
-Kim jesteś?-Odparła po chwili.
-Jestem magiem.-Powiedziała i znów zaczęła bawić się włosami. Wtedy dziewczyna spostrzegła jej czarny tatuaż na prawej ręce. Co prawda Laera nie spodziewała się takiej odpowiedzi, ale to też jej wystarczyło.
-Ukazywałam ci się we snach...-Odrzekła lekko i uśmiechnęła się.
Dziewczynie przypomniał się jej obraz,
kiedy wróciła pierwszy raz z zamku, czy gdy odpoczywała w jaskini. Laera uśmiechnęła się. Pragnęła zostać tam na zawsze, było tak spokojnie.
-Laero, musisz już wracać.-Powiedziała stanowczo kobieta. Wstała i wyciągnęła do niej ręce.
Dziewczyna szybko podniosła się z ziemi robiąc grymas niechęci, tak bardzo chciała nigdzie stamtąd się nie ruszać. Wtedy przyglądnęła się twarzy kobiety. Miała piękne rysy twarzy, lecz to nie to przyciągnęło jej wzrok. Posiadała identyczne rudawe włosy jak Laera. Dziewczyna wpatrując się w nie podała lewą rękę.
-Jak mam do ciebie mówić?-Zapytała po raz ostatni. Kobiecie widocznie sprawiło ogromną przyjemność to pytanie, ponieważ uśmiechnęła się szeroko. Laera podała jej prawą rękę.
-Mów mi Mamo.

-Mamrota coś do siebie-Powiedział jeden z trójki osób siedzących wokół ogniska.
-To znaczy, że już nie długo będzie się męczyć-Odpowiedział mu przywódca i roześmiał się.
Laera usłyszała czyjeś głosy, a następnie śmiech. Jej energia, znów obejmowała całe ciało tak, że mogła już spokojnie wstać i walczyć. Powoli otwarła oczy i zobaczyła, że zaraz obok niej leży srebrny miecz. Leżała na boku, więc wolnym ruchem, aby nikt nie zauważył chwyciła miecz. Znowu usłyszała śmiech mężczyzn, którzy nawet nie zauważyli, do czego szykuje się dziewczyna. Teraz był najlepszy moment. Zacisnęła dłoń na rękoiści i szybkim ruchem wstała, troche się chwiejąc, ponieważ poczuła ból w nodze. Wtedy nastała głucha cisza. Wszyscy patrzeli się na nią przerażonym wzrokiem, aż dziewczyna wręcz poczuła ich strach.
-Aaa..a..ale to nie możliwe-Wymamrotał przywódca.-Tylko Na...na...lijczycy są odporni na truciznę!
-Widocznie, jestem Nalijczykiem!-Odpowiedziała mu dumnie.-Stań do walki, bądź poddaj się!-Rzuciła mu wyzwanie.
-Nie pani! Nie mogę!-Odrzekł jej ze strachu. Widział jak energia buzowała w niej, a żadna trucizna nie mogła jej zabić.
-Proszę, zachowaj nas przy życiu-Wymamrotał jeden.-To on nam kazał-Dodał i wskazał palcem na kulejącego.
-To było tylko pod wpływem emocji! Proszę zachowaj nas!-Ratował się wszelkimi wymówkami. Laera była twarda jak skała, lecz pod wpływem emocji ulegliwa -jak matka. Cała złość, "zamieniła się" teraz w dobro. Zalała ją fala dobra, jakoby ta kobieta była przy niej.
-Nie zabije was, ponieważ nie jestem taka jak Wy.-Powiedziała stanowczo.-Ale jeśli jeszcze raz kiedyś wejdziecie mi w drogę, to ostro tego pożałujecie!-Dodała surowo. Wszyscy troje pokiwali głowami za strachu i gdy tylko dziewczyna skończyła, zasiedli na swych koniach i uciekli w las tak, że Laera nigdy już ich nie powinna spotkać.
Uśmiechnęła się pod nosem i położyła swoją broń. Nie wiedziała, że tak to się skończy. Była zadowolona z siebie. Wreszcie zrozumiała, że jej przeznaczeniem jest coś więcej niż polowanie.
                                                           KONIEC


                                       Żartowałam xD To dopiero początek...


Parę dni później...
Uciekali tak szybko jak tylko mogli.
Zmęczeni, gdyż jechali dobre parę dni, dojechali wręcz prawie na skraj lasu, gdzie zaczynały się góry, ogromne góry przewyższające najwyższe z drzew. Tylko przywódca wiedział po co tam wędrują, ale nikt nie śmiał spytać.
-Tam się zatrzymamy i zostaniemy-Powiedział przywódca.
-Dlaczego tyle jechaliśmy? Przecież ona nam już nie zagrozi!-Spytał jeden.
-Głupcze! Ona jest dla nas niczym. Mogliśmy ją spokojnie zabić!-Warknął na niego ze złością.-Jeśli zostalibyśmy tam, wydaliby nas przed sąd króla, a to gorsze niż śmierć!-Dodał, a pytający zrobił głupią minę.-Tu zostaniemy. Niedaleko stąd, jest duża osada, tam...
Trzech nieznajomych mężczyzn, zeskoczyło z drzew, chwyciło ich za ubranie i przystawili noże do gardła.
-Nie ma już żadnej osady-Wysyczał jeden z nich.-Na terenie Nalijczyków nie ma!-Wykrzyczał i jak na wezwanie, wszyscy troje poderznęli im gardła...
Laera wyszła z lasu i z miłym zaskoczeniem ujrzała swojego konia, który zajadał się kwiatami jakiejś dziwnej rośliny.
Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się. Była taka szczęśliwa, wreszcie pozbyła się tych ludzi. A co najważniejsze, wyjaśniły się jej wątpliwości... choć nie do końca. Musiała jeszcze porozmawiać poważnie z rodzicami. Nastała już noc, co ją zdziwiło. Ile leżała i była z "matką" w pomiędzy?
Spojrzała na konia, zapominając o wszystkim. Potem będzie się tym martwić. Ważne, że wszyscy są zdrowi.
-Nie jedz już tyle, bo potem nie będę miała na czym jeździć.-Rzekła do swojego rumaka i pogłaskała go po grzywie. Koń pogardliwie parsknął i obrócił się do niej tyłem.-Ej!-Uśmiechnęła się i poklepała go bo boku. Zasiadła na nim i ruszyła wprost do swego domu.
Nie minęła chwila, kiedy znów ujrzała swój kochany i przytulny domek. Odprowadziła węgielka do stajni i weszła do budynku.
Jej matka stała i gotowała coś w kuchni.
-Zamknię... Laero, to ty!?-Powiedziała uradowana i podbiegła do dziewczyny, przytulając ją mocno.-Myśleliśmy już o najgorszym...-Dodała i uśmiechnęła się lekko, aby rozładować nieprzyjemną atmosferę.
-Tak, też tak myślałam ale wydarzyło się coś... dziwnego.-Odpowiedziała jej poważnie.
Matce dziewczyny mina zrzedła kiedy usłyszała te rzeczy.
-Już wie, opuści nas...-Pomyślała smutno.
-Tak?-Zapytała Taewa pod nosem.
-Wy nie jesteście moimi rodzicami?-Zapytała prosto w jej zmęczone oczy. Matka, spojrzała na nią i tylko odważyła się wydukać:
-My... ona... tak.
Laera usiadła na krześle i zatopiła głowę w dłoniach. Po tylu latach, dopiero teraz jej to powiedzieli...
-Jak to się stało?-Spytała cicho.
-Ona... ta kobieta... twoja matka, przyniosła cię do nas i... była zraniona. Nalijczycy najwyraźniej zaatakowali ją, a strzała, która się jej wbiła... była zatruta.-Odparła smutno.
-Mówiła coś? Jak wyglądała?-Wypytywała, aby wiedzieć jak najwięcej.
-Wybacz... to było tak dawno. Ja... ja pamiętam jak mówiła, że nigdy nie jest za późno, aby cię szkolić-Odparła prosto w oczy dziewczynie. Laera nie wiedziała co robić. Nagle dowiaduje się zupełnie czegoś nowego, okazuje się, że jej rodzice ją adoptowali, a do tego jest magiem!
-A co z moim ojcem?-Zapytała poważnie.
-Nie wiem, nigdy go nie widziałam.
Dziewczyna wstała i podeszła do okna.
-I co ja mam teraz zrobić?-Zapytała wyglądając przez nie.
-Pamiętaj, że kochamy cię jak własne dziecko.-Odparła kobieta.
-Wiem, ja również was kocham, ale czuje, że mam coś ważnego w życiu zrobić, że nie dane mi jest siedzieć tu z wami...-Odpowiedziała jej smutno. Matka podeszła do niej i pogłaskała po plecach. Wiedziała, że dziewczyna i tak w końcu ich opuści więc już dawno się z tym pogodziła.
-Nie chcieliśmy cię wypuszczać do zamku, ponieważ baliśmy się, że się dowiesz kim naprawdę jesteś, że nas znienawidzisz, przestaniesz kochać-Powiedziała cicho.
-Ale ja was kocham i zawsze będę kochać!-Rzekła.
-Wiem, wiem...
-Musze udać się do magów, gdziekolwiek oni są. Na pewno mi pomogą.-Powiedziała zmieniając 
kompletnie nastrój i temat. Kobieta zaskoczona tym poczynaniem, podniosła jedną brew do góry.
-A czemuż to tak?-Zapytała zdziwiona-Nie zostaniesz z rodzicami, jak nakazuje tradycja, aż do znalezienia małżonka?
Laera uśmiechnęła się pod nosem.
-Mamo, przecież ci mówię, że jestem magiem, a jako każdy szanujący się czarodziej, musi wypełnić swoje przeznaczenie. Przecież już ci mówiłam-Odpowiedziała jej.
-No tak, no tak.-Odparła cicho pod nosem Taewa. Po chwili doszły ją pewne wątpliwości-Jak się dowiedziałaś, że jesteś magiem?
Dziewczyna zdziwiła się pytaniem, nie była przygotowana na to, lecz po chwili rzekła:
-Ta kobieta, znaczy moja matka, ukazała mi się kiedy byłam prawie nieżywa. Powiedziała, że jest magiem.
Taewa podniosła swą brew do góry, kiedy usłyszała, że jej córka była prawie nieżywa. Wolała nie dochodzić w to co się tam działo.
Kobieta westchnęła cicho, nie wiedząc co powiedzieć.
-Co z ojcem?-Zapytała Laera po chwili milczenia.
-Dobrze, że pytasz. Już zdrowieje, rana goi się szybciej niż przypuszczałam. Zszyłam ją i już jest dobrze. Za niedługo znów będzie mógł pracować.-Odpowiedziała jej z radością.
-Pójdę do niego.-Rzekła Laera. Powolnie wstała i ruszyła w stronę drzwi do pokoju ojca. Jak zawsze skrzypnęło w zawiasach informując iż ktoś wszedł do pokoju. Mężczyzna na łóżku podniósł głowę i uśmiechnął się skromnie na widok dziewczyny.
-Tato, ja...-Wyszeptała, lecz nie dokończyła.
-Wiem. Słyszałem wszystko o czym rozmawialiście.-Powiedział do niej.-Masz moje pozwolenie.
Laera podeszła do matki i kiwnęła głową na znak, że jest przygotowana i zdecydowała się jechać do magów.
-Czyli nas opuszczasz?-Zapytała ze smutkiem.
-Pozostać dłużej nie mogę, to postanowione, a choćbym chciała tu zostać już tego nie odmienię...-Wyszeptała.
-Ale niech słowo "kocham" jeszcze raz usłyszę.-Odparła.-Niech je w sercu wyryje i w myśli zapisze!-Dodała ze łzami w oczach.
-Kocham!-Odpowiedziała jej i z płaczem rzuciła się w jej ramiona.-Kocham!-Wyszeptała.
Dziewczyna, szybko spakowała swoje rzeczy, zresztą nie miała ich dużo. Jedną największą torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami powiesiła zaraz obok siodła na koniu, a drugą, tą mniejszą, zawiesiła na ramieniu.
-Obiecuje, że będę pisać kiedy tylko będę miała czas.-Powiedziała do matki i ucałowała ją.-Mam nadzieję, że poradzicie sobie z karczmą. Z resztą póki ojciec jest chory, tedy lepiej nie otwierać karczmy, bo sama sobie nie dasz rady.-Dodała troskliwie.
-Dobrze kochanie, poradzimy sobie. Nie martw się o nas.-Odparła jej matka.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zasiadła na koniu.
-Będę tęsknić!-Dodała powoli ruszając w stronę zamku.
-My też!-Zawołała w odpowiedzi kobieta.-My też...-Dodała po cichu.

1 komentarz:

Obserwatorzy