Laera
obudziła się rankiem, gdy pierwsze promienie słońca wbijały do jaskini i
oświetlały jej bladawą twarz. Powoli otwarła swe piękne, niczym zielona
trawa na wiosnę oczy. Uśmiechnęła się, słysząc poranne trele ptaków,
siedzących na gałęziach, nieopodal jej miejsca pobytu. Przeciągnęła się
ziewając i rozejrzała się po zimnej i brudnej jaskini. Jak na zawołanie,
mina jej zrzedła, przedstawiając grymas niezadowolenia, przypominając
sobie ostatnie wydarzenia. Powolnie wstała, wyprostowała swój kręgosłup i
założyła swe już wyschnięte ubranie.
-Trzeba wracać.-Odparła.-Mam nadzieje, że rodzice sobie z nimi poradzili.-Dodała podchodząc do swojego czarnego konia. Osiodłała go, wzięła wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziła z jaskini. Przyjemny wiaterek roznosił cudowną woń lasu. Podeszła do wartkiego strumienia i przemyła swą twarz lodowatą wodą, napiła się i uśmiechnęła się lekko. Podeszła i pogłaskała swego rumaka po czarnej grzywie. Kon prychnął szczęśliwie i zaczął skubać zieloną trawę.
-Ej,-Powiedziała uśmiechając się.-Zaraz jedziemy.-Dodała. Koń niechętnie podniósł swój pysk znad ziemi i spojrzał błagalnym wzrokiem na swoją panią.
-Wiem, ja też nic nie jadłam, ale musimy szybko wracać.-Rzekła do konia i usiadła na nim. Chciała już być jak najszybciej w domu. Miała złe przeczucie, że jednak nie potrzebnie zostawiała rodziców na pastwę tych mężczyzn.
-Eh, jedzmy-Odparła cicho i nakazała, aby jej koń ruszył. Wiedziała dokładnie, którędy ma jechać. Znała się dokładnie na całym lesie.
Tak jak sądziła, po chwili szybkiego truchtu, była już na drodze, prowadzącej wprost do jej domu. Pognała przez świerkowy las, a wiatr, rozwiewał jej rude włosy. Nim spojrzała, znalazła się przy jej drewnianym domu. Nie było przy nim ani skrawka żywej duszy. Przestraszyła się trochę, a serce zaczęło bić jej szybciej. Zeszła ze swego konia i przywiązała go do belki która stała tuż obok niej. Kątem oka, dostrzegła mały wiszący skrawek papieru na drzwiach. W tym momencie serce zabiło jej jeszcze szybciej, jakoby chciało się wyrwać z jej piersi. Powolnym krokiem podeszła do nich i zaczęła czytać. "Karczma zamknięta z powodu remontu." Kamień spadł jej serca, spodziewała się najgorszego. Ale w tym momencie, znowu wstrzymała oddech.
-Jakiego remontu?-Pomyślała i powolnie wypuściła powietrze. Nie wąchała się dalej, wolała mieć już to za sobą. Szybkim ruchem otwarła drzwi i stanęła jak wryta. Ławki leżały porozcinane na pół, a zaschnięta krew znajdowała się na podłodze.
-Co tu się...-Wybełkotała przerażona. W tym momencie, kobieta, która szorowała podłogę obróciła się zaskoczona gościem.
-Laero, tak się o ciebie martwiłam.-Wykrzyknęła i ucałowała ją. Dziewczyna zrobiła mine w grymasie niezadowolenia.-Już się baliśmy, że coś ci się stało.-Dodała zatroskana.
-Co się tu wydarzyło?-Zapytała ją, chcąc znać wszelkie szczegóły.
-To... to długa historia...-Odpowiedziała jej, a uśmiech, który widniał zszedł z ust.-Nie chce ci tego opowiadać, naprawdę.-Odparła i obróciła się do
niej plecami, aby ukryć zmartwienie.
-Mamo, to prze zemnie ten człowiek utykał, ja chce wiedzieć, co on wam zrobił.-Kobieta spojrzała na nią zadziwiona tym, co przed chwilą usłyszała.
-Więc to nie...przypadek?-Powiedziała do niej a jej brwi uniosły się.
-Nie, dlatego chce usłyszeć całą prawdę.-Odrzekła jej stanowczo.
-Nie wiem czy powinnaś...-Powiedziała cicho i usiadła na małym drewnianym stołku. Przysunęła bliżej siebie drugi, taki sam.-Usiądź, proszę.-Dodała do niej i skinieniem głowy pokazała na stołek.
Dziewczyna, posłusznie wykonała jej żądanie i zasiadła obok niej.
-Dobrze, chcesz znać prawdę, a więc słuchaj, ponieważ nie będę powtarzać-Rzekła jej stanowczym głosem. Laera skinęła głową i przyjęła pozycje słuchacza.
-Więc, siedzieliśmy sobie tutaj i martwiliśmy się o ciebie. Nie mieliśmy dużo zamówień, odkąd wyjechałaś... a więc siedzimy i rozmawiamy na twój temat, kiedy weszli kolejni goście. Była to trójka mężczyzn, nie za starych, z czego jeden utykał.-Odparła i spojrzała dziewczynie w oczy. Laera twierdząco pokiwała głową, że wie, o kogo chodzi i rozumie wszystko.-Szukali ciebie. Nie wiem, co im zrobiłaś, ale byli aż czerwoni ze wściekłości. Zaatakowali nas, zdemolowali naszą karczmę i uciekli-Powiedziała spokojnym głosem, patrząc teraz tylko gdzieś w jeden punkt na drewnianej ziemi, nie odrywając od niego wzroku. Westchnęła głęboko.
-Trzeba wracać.-Odparła.-Mam nadzieje, że rodzice sobie z nimi poradzili.-Dodała podchodząc do swojego czarnego konia. Osiodłała go, wzięła wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziła z jaskini. Przyjemny wiaterek roznosił cudowną woń lasu. Podeszła do wartkiego strumienia i przemyła swą twarz lodowatą wodą, napiła się i uśmiechnęła się lekko. Podeszła i pogłaskała swego rumaka po czarnej grzywie. Kon prychnął szczęśliwie i zaczął skubać zieloną trawę.
-Ej,-Powiedziała uśmiechając się.-Zaraz jedziemy.-Dodała. Koń niechętnie podniósł swój pysk znad ziemi i spojrzał błagalnym wzrokiem na swoją panią.
-Wiem, ja też nic nie jadłam, ale musimy szybko wracać.-Rzekła do konia i usiadła na nim. Chciała już być jak najszybciej w domu. Miała złe przeczucie, że jednak nie potrzebnie zostawiała rodziców na pastwę tych mężczyzn.
-Eh, jedzmy-Odparła cicho i nakazała, aby jej koń ruszył. Wiedziała dokładnie, którędy ma jechać. Znała się dokładnie na całym lesie.
Tak jak sądziła, po chwili szybkiego truchtu, była już na drodze, prowadzącej wprost do jej domu. Pognała przez świerkowy las, a wiatr, rozwiewał jej rude włosy. Nim spojrzała, znalazła się przy jej drewnianym domu. Nie było przy nim ani skrawka żywej duszy. Przestraszyła się trochę, a serce zaczęło bić jej szybciej. Zeszła ze swego konia i przywiązała go do belki która stała tuż obok niej. Kątem oka, dostrzegła mały wiszący skrawek papieru na drzwiach. W tym momencie serce zabiło jej jeszcze szybciej, jakoby chciało się wyrwać z jej piersi. Powolnym krokiem podeszła do nich i zaczęła czytać. "Karczma zamknięta z powodu remontu." Kamień spadł jej serca, spodziewała się najgorszego. Ale w tym momencie, znowu wstrzymała oddech.
-Jakiego remontu?-Pomyślała i powolnie wypuściła powietrze. Nie wąchała się dalej, wolała mieć już to za sobą. Szybkim ruchem otwarła drzwi i stanęła jak wryta. Ławki leżały porozcinane na pół, a zaschnięta krew znajdowała się na podłodze.
-Co tu się...-Wybełkotała przerażona. W tym momencie, kobieta, która szorowała podłogę obróciła się zaskoczona gościem.
-Laero, tak się o ciebie martwiłam.-Wykrzyknęła i ucałowała ją. Dziewczyna zrobiła mine w grymasie niezadowolenia.-Już się baliśmy, że coś ci się stało.-Dodała zatroskana.
-Co się tu wydarzyło?-Zapytała ją, chcąc znać wszelkie szczegóły.
-To... to długa historia...-Odpowiedziała jej, a uśmiech, który widniał zszedł z ust.-Nie chce ci tego opowiadać, naprawdę.-Odparła i obróciła się do
niej plecami, aby ukryć zmartwienie.
-Mamo, to prze zemnie ten człowiek utykał, ja chce wiedzieć, co on wam zrobił.-Kobieta spojrzała na nią zadziwiona tym, co przed chwilą usłyszała.
-Więc to nie...przypadek?-Powiedziała do niej a jej brwi uniosły się.
-Nie, dlatego chce usłyszeć całą prawdę.-Odrzekła jej stanowczo.
-Nie wiem czy powinnaś...-Powiedziała cicho i usiadła na małym drewnianym stołku. Przysunęła bliżej siebie drugi, taki sam.-Usiądź, proszę.-Dodała do niej i skinieniem głowy pokazała na stołek.
Dziewczyna, posłusznie wykonała jej żądanie i zasiadła obok niej.
-Dobrze, chcesz znać prawdę, a więc słuchaj, ponieważ nie będę powtarzać-Rzekła jej stanowczym głosem. Laera skinęła głową i przyjęła pozycje słuchacza.
-Więc, siedzieliśmy sobie tutaj i martwiliśmy się o ciebie. Nie mieliśmy dużo zamówień, odkąd wyjechałaś... a więc siedzimy i rozmawiamy na twój temat, kiedy weszli kolejni goście. Była to trójka mężczyzn, nie za starych, z czego jeden utykał.-Odparła i spojrzała dziewczynie w oczy. Laera twierdząco pokiwała głową, że wie, o kogo chodzi i rozumie wszystko.-Szukali ciebie. Nie wiem, co im zrobiłaś, ale byli aż czerwoni ze wściekłości. Zaatakowali nas, zdemolowali naszą karczmę i uciekli-Powiedziała spokojnym głosem, patrząc teraz tylko gdzieś w jeden punkt na drewnianej ziemi, nie odrywając od niego wzroku. Westchnęła głęboko.
-Mamo,
nie powiedziałaś mi wszystkiego-Odparła jej stanowczo, a gdy to mówiła,
przypomniała jej się jedna, bardzo waż na rzecz.-Gdziejest ojciec?-Dodała, a jej serce, ponownie chciało uciec z jej piersi.
-Eh...-Westchnęła.-Leży w swoim pokoju.-Powiedziała do niej. Dziewczyna natychmiastowo wstała i chciała udać się do ojca, gdy zatrzymała ją ręka jej matki.-Nie idź tam, jest zmęczony...-Odrzekła jej smutno, jakby miała kogoś stracić.-Dziewczyna spojrzała na nią błagalnym wzrokiem, po czym zignorowała jej przestrogę i udała się do taty. Stanęła przed drzwiami i wzięła głęboki oddech. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, kiedy otworzy drzwi i wejdzie do środka.
Pchnęła lekko je przed siebie, a zawiasy skrzypnęły ze starości. W pokoiku świeciła mała świeca, która stała obok słomianego łóżka, a resztę spowijała gęsta ciemność ciemność. Jedyne okienko, które się tam znajdowało, zasłaniały belki drewna, przeznaczonego na opał. Laera spojrzała w stronę słomianego łóżka, na którym leżał jej ojciec. Jego prawa ręka, była mocno zawinięta w szmaty podobne do bandażu.
-Laero!-Powiedział uradowany, podnosząc swą głowę i okalając wzrokiem całego przybysza dodał:-Tak się o ciebie baliśmy! Już myślałem, że coś ci się stało!
-Ja też się ciesze, że widzę cie żywego. Bardzo martwiłam się o ciebie, kiedy nie zobaczyłam cie nigdzie.-Odrzekła mu i podeszła do drewnianego taboretu. Przysunęła go bliżej łóżka i zasiadła na nim.-Jak się czujesz?-Spytała go zatroskana.
-Lepiej niż wczoraj...-Odparł i uśmiechnął się prawie niewidocznie.-Ale ręka wciąż boli...
-A właśnie, matka nie chce powiedzieć co ci się stało, może ty mi opowiesz?-Zapytała go. Ojciec westchnął i spojrzał na nią.
-Nie wiem, czy powinienem, ale opowiem.-Powiedział stanowczym głosem, jakby zrobiło mu się trochę lżej.-Jeden z trójki mężczyzn, zaatakował mnie, więc rozciąłem mu nogę, rozumiesz?-Spytał się jej, aby uniknąć wszelkich wątpliwości. Dziewczyna odkiwnęła mu głową.-Tak więc, trochę zbyt pewien zwycięstwa stanąłem na przeciw następnego, a kiedy zaatakował mnie, nie spodziewałem się ciosu, więc rozciął mi rękę.-Odparł i zakaszlał.
-Czy wszystko dobrze?-Zapytała, przejęta zachowaniem ojca.
-Chy... chyba tak.-Odpowiedział jej niepewnie.
-Laero, nie zamęczaj już taty, choć rozcięcie ominęło żyłę i tak stracił dużo krwi... musi być zmęczony.-Rzekła matka dziewczyny która słysząc kasłanie, przyszła sprawdzić co się dzieje. Dziewczyna odkiwnęła jej głową. Wstała i spojrzała na ojca.
-Mam nadzieje, że szybko wyzdrowiejesz.-Powiedziała do niego i udała się w stronę wyjścia. Wyszła z pokoju i lekko przymknęła drzwiczki, które skrzypnęły cicho.
-W torbie mam parę rzeczy, które mogą ci się przydać.-Rzekła do matki kiedy cała napięta atmosfera, w końcu się uspokoiła. Kobieta kiwnęła jej głową i szybkim ruchem pochwyciła leżącą na ziemi, obok rozwalonego stolika torbę.
-Eh...-Westchnęła.-Leży w swoim pokoju.-Powiedziała do niej. Dziewczyna natychmiastowo wstała i chciała udać się do ojca, gdy zatrzymała ją ręka jej matki.-Nie idź tam, jest zmęczony...-Odrzekła jej smutno, jakby miała kogoś stracić.-Dziewczyna spojrzała na nią błagalnym wzrokiem, po czym zignorowała jej przestrogę i udała się do taty. Stanęła przed drzwiami i wzięła głęboki oddech. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, kiedy otworzy drzwi i wejdzie do środka.
Pchnęła lekko je przed siebie, a zawiasy skrzypnęły ze starości. W pokoiku świeciła mała świeca, która stała obok słomianego łóżka, a resztę spowijała gęsta ciemność ciemność. Jedyne okienko, które się tam znajdowało, zasłaniały belki drewna, przeznaczonego na opał. Laera spojrzała w stronę słomianego łóżka, na którym leżał jej ojciec. Jego prawa ręka, była mocno zawinięta w szmaty podobne do bandażu.
-Laero!-Powiedział uradowany, podnosząc swą głowę i okalając wzrokiem całego przybysza dodał:-Tak się o ciebie baliśmy! Już myślałem, że coś ci się stało!
-Ja też się ciesze, że widzę cie żywego. Bardzo martwiłam się o ciebie, kiedy nie zobaczyłam cie nigdzie.-Odrzekła mu i podeszła do drewnianego taboretu. Przysunęła go bliżej łóżka i zasiadła na nim.-Jak się czujesz?-Spytała go zatroskana.
-Lepiej niż wczoraj...-Odparł i uśmiechnął się prawie niewidocznie.-Ale ręka wciąż boli...
-A właśnie, matka nie chce powiedzieć co ci się stało, może ty mi opowiesz?-Zapytała go. Ojciec westchnął i spojrzał na nią.
-Nie wiem, czy powinienem, ale opowiem.-Powiedział stanowczym głosem, jakby zrobiło mu się trochę lżej.-Jeden z trójki mężczyzn, zaatakował mnie, więc rozciąłem mu nogę, rozumiesz?-Spytał się jej, aby uniknąć wszelkich wątpliwości. Dziewczyna odkiwnęła mu głową.-Tak więc, trochę zbyt pewien zwycięstwa stanąłem na przeciw następnego, a kiedy zaatakował mnie, nie spodziewałem się ciosu, więc rozciął mi rękę.-Odparł i zakaszlał.
-Czy wszystko dobrze?-Zapytała, przejęta zachowaniem ojca.
-Chy... chyba tak.-Odpowiedział jej niepewnie.
-Laero, nie zamęczaj już taty, choć rozcięcie ominęło żyłę i tak stracił dużo krwi... musi być zmęczony.-Rzekła matka dziewczyny która słysząc kasłanie, przyszła sprawdzić co się dzieje. Dziewczyna odkiwnęła jej głową. Wstała i spojrzała na ojca.
-Mam nadzieje, że szybko wyzdrowiejesz.-Powiedziała do niego i udała się w stronę wyjścia. Wyszła z pokoju i lekko przymknęła drzwiczki, które skrzypnęły cicho.
-W torbie mam parę rzeczy, które mogą ci się przydać.-Rzekła do matki kiedy cała napięta atmosfera, w końcu się uspokoiła. Kobieta kiwnęła jej głową i szybkim ruchem pochwyciła leżącą na ziemi, obok rozwalonego stolika torbę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz