sobota, 2 marca 2013

Rozdział IV

Dziewczyna podeszła do fontanny, która pięknie mieniła się w promieniach słońca. Spojrzała w wode. Leżało tam pare srebrniaków wrzuconych przed chwilą przez przechodniów. Dotknęła swoją dłonią chłodną wode. Choć była zimna, Laerze wydawała się przyjemnie kojąca. Dziewczyna mogłaby tam siedzieć i siedzieć, ale nagle wieża zegarowa, wybiła godzinę trzecią. Laera szybko wyciągnęła ręke z wody i biegiem udała się w umówione miejsce. Dziewczyna mijała ogromną liczbę ludzi, wręcz nie wiedziała, jak ona daje rade przepchnąć się przez ten tłum.
Była już prawie na miejscu. Już ujrzała ojca, kiedy nagle ktoś chwycił ją za ręke. Laera obróciła się przestraszona i zobaczyła starego żebraka.
-Jesteś do niej taka podobna... córka musi być jak matka...-Powiedział jej tajemniczo. 
-Przepraszam, chyba pan mnie musiał z kimś pomylić.-Odpowiedziała mu zdezorientowana, wyrwała się z jego uścisku i puściła się biegiem przed siebie. Obróciła się, aby zapamiętać twarz żebraka, lecz nie zobaczyła go. Tłum ludzi przysłonił jej tego mężczyznę. 
-Laero, już jesteś!-Powiedział ojciec kiedy ta, niespodziewanie zjawiła się przed nim-Spóźniłaś się-Dodał niechętnie i spojrzał na wieże zegarową. Było już dziesięć minut po trzeciej. Mężczyzna zwrócił swój gromki wzrok na córkę.
-Przepraszam, jakiś mężczyzna mnie zatrzymał i...-Zaczęła się tłumaczyć.
-Dobrze rozumiem-Odpowiedział jej surowo.-Ale to się ma już nie powtórzyć.-Laera pokiwała głową i burknęła coś pod nosem.
-A więc co ciekawego kupiłaś?-Zapytał już trochę milej.
-Zobacz-Powiedziała z błyskiem w oczach i wyciągnęła z torby swój nowy dobytek.-Ten oto sztylet.
Ojciec Laery chwycił go za uchwyt i machnął pare razy w powietrzu, uważając na przechodniów. Następnie dwa razy podrzucił do góry i uważnie przyjrzał się uchwytowi.
-Co prawda rączka tylko pozłacana, ale rubin, tak jak w twoim naszyjniku prawdziwy.-Powiedział podsumowując.-Myślę, że to dobry sztylet. 
Dziewczyna uśmiechnęła się i odebrała swoją broń z rąk swojego ojca. Schowała go do swojej torby i spojrzała na ojca.
-Tak więc, możemy jechać.-Powiedział ojciec. Laera odkiwnęła mu głową i podeszła do swojego czarnego konia.
Kątem oka, dostrzegła, że jej ojciec czeka na nią, więc szybko podjechała do niego.
-A więc możemy jechać?-Zapytał córki. Laera ze zdecydowaniem odkiwnęła głową. Dziewczyna szturchnęła konia w bok, dając mu rozkaz aby jechał. Ten bez problemu zaczął jechać zaraz za ojcem Laery. Szybko minęli bramy miasta i znaleźli się na "odludziu"- Wszyscy mieszkańcy najchętniej zamieszkiwali zamek, aby mogli się uchronić przed nieprzyjacielem. Po ok. dziesięciu minutach znaleźli się na pagórku i przystanęli.
-Miałeś racje.-Powiedziała dziewczyna do ojca, kiedy patrzeli na ogromy zamek.-Może i z zewnątrz wydaje się przepiękny, lecz wewnątrz nie wygląda tak pięknie.Ojciec uśmiechnął się w duchu i spojrzał na swoją piękną córke, która podziwiała zamek.
-Jeszcze mało wiesz o tym zamku...-Powiedział tajemniczo, uśmiechając się. Laera spojrzała na niego dumnym wzrokiem i przytuliła go. Po chwili puścili się i zaczeli spokojnie kłusować przez piękną krainę zamku Keethar.
Laera kłusowała przez mały lasek, gdzie drzewa dawały cień, chłodny wiaterek wiał, a ptaki cicho wyśpiewywały swoje ballady. Niespodziewanie koń dziewczyny się zatrzymał, a jej ojciec  jakby nic nie zauważył jechał dalej drogą do domu.
Węgielek zaczął się cofać i z niepokojem machać swoim biało-czarnym pyskiem na wszystkie strony, dając znak że nie pojedzie dalej.
-Co się stało?-Wyszeptała mu wprost to ucha Laera, nie wiedząc o co chodzi.-Ruszajmy-Dodała i parę razy szturchnęła bok, dając nakaz aby jechał dalej. Koń nie słuchał, tylko z coraz większym niepokojem machał pyskiem. Nagle zza drzew wyskoczyła jakaś czarna metrowa bestia. Koń Laery stanął na tylnych kopytach aby odstraszyć wroga. Dziewczyna zaszokowana tym, co właśnie zobaczyła nawet nie mogła się ruszyć. Patrzała na stworzenie ogromnymi oczami, bojąc się, co się za chwile może wydarzyć. Zwierze warczało na konia dziewczyny wystawiając swoje ogromne białe kły. Świerze krople krwi, zmieszane z chłodną rosą, sklejały jego średniej długości, czarną niczym noc sierść. Chciało zadać cios, już powoli wbijało swoje ostre niczym brzytwa pazury aby wyskoczyć i zatopić je w ciele konia, a następnie rzucić się na dziewczyne, kiedy Laera niespodziewanie rozkazała:
-Zostaw nas!-Bestia spojrzała swoimi czerwonymi ślepiami na dziewczynę i z piskiem młodego niedoświadczonego pieska uciekło w las.
Laera przez chwilę stała w milczeniu analizując sytuacje. Sama nie wiedziała dokładnie co zrobiła.
-Laero, tu jesteś!-Powiedział zniecierpliwionym głosem jej ojciec, który zaniepokojony zaczął ją szukać.-Co się stało? Czemu się zatrzymałaś?-Zaczął wypytywać. Dziewczyna wielkimi oczami spojrzała na swojego ojca, nie wiedząc co powiedzieć.
-Ja... ja, ja nie wiem...-Wydukała przestraszonym głosem.
-Spokojnie.-Odpowiedział jej troskliwie.-Możemy jechać dalej?
Laera nic nie mówiąc, pokiwała głową i ruszyła przed siebie. Ojciec ruszył za nią, aby mieć ją na oku.
Całą podróż, dziewczyna przejechała jak w "transie" w ogóle nie wiedziała co się wokół dzieje, tylko rozmyślała o tym, co się stało.
Kiedy dojechała do domu, powoli zeszła z konia i udał się do swojego budynku. Weszła do środka i bez słowa usiadła na drewnianym krześle przy stole.
-Witaj Laero, widzę, że już wróciliście.-Powiedziała matka z kuchni. Nikt jej nie odpowiedział-Laero?- Ponowna cisza. Zaniepokojona matka podeszła i przysiadła się do niej.-Co się stało?-Zapytała troskliwie.
-Czy ja jestem jakaś inna?-Rzuciła niespodziewanie Laera w stronę matki.
W tym momencie przez głowę Taewy przeszły straszne myśli-"Ona już wie", "dowiedziała się", "kto jej powiedział?", "wiedziałam że tak będzie". Kobieta wzięła głęboki oddech.
-Co się stało?-Powiedziała spokojnym głosem maskując te wszystkie myśli.
-To, to wszystko jest takie straszne i, i dziwne...-Odpowiedziała jej zapłakanym głosem. Matka odetchnęła z ulgą. Spodziewała się najgorszego, lecz dziewczynie chodziło o coś zupełnie innego.-Jedni mówią mi, że jestem wyjątkowa, a po chwili "coś" wyskakuje mi przed konia i gdy tylko mnie widzi, ucieka...-Dodała, a po policzkach spłynęło jej parę łez.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze-Powiedziała zatroskana i pogłaskała ją po jej rudawych, lekko kręconych włosach.-Jesteś naszą jedyną i kochaną córką, wiesz, że nigdy bym nie pozwoliła cię zranić.
-Dzięki mamo-Odpowiedziała jej już spokojniej, wstała od stołu i ruszyła do swojego pokoju, aby tam odpocząć i zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy