Noc
powoli przykrywała niebieskie niebo i rozsiewała po nim srebrzyste
punkciki, które bacznie przyglądały się wszystkiemu z góry i migotały
pogodnie każdemu, kto się im przyglądnie.
-Kochanie, już robi się
późno, a jej wciąż nie widać, nie słychać...-Powiedziała Taewa, trochę
smutnym i przerażonym głosem, wyglądając przez okno karczmy, do swojego
męża czyszczącego stoły obok niej.
-Kochanie, przecież wiesz, że nic
jej się nie stało. Może był ogromny tłum ludzi do skarbnika i jeszcze
tam jest.-Odpowiedział jej pocieszająco mężczyzna, machając swoją dłonią
po drewnianym stole. Wiedział, że to mało prawdopodobne, ale
przynajmniej ten jeden powód przychodził mu do głowy.
-No nie wiem,
nie wiem. Mam naprawdę złe przeczucie. Boje się, że coś się jej
stało.-Powiedziała mu, a ostatnie słowa, wręcz szepcząc. Jej mąż,
słysząc, co jego żona mówi, przerwał swoją pracę i spojrzał dziwną miną
na kobietę.
-Kochanie, co ty wygadujesz?-Powiedział do niej z dziwnym
wyrazem twarzy, pozostawiając na pół czystym stole szmatę i inne
przybory.-Ona jest już duża, wiem na pewno, że nic jej nie
jest.-Dopowiedział i przejechał wierzchem swojej dość zniszczonej dłoni
po plecach małżonki. Kobieta zjeżyła się na moment wystraszona, po czym
czuj
czując
bezpieczeństwo, rozluźniła się i na moment zapomniała o całym świecie.
Mężczyzna, powoli zaczął od jednego pocałunku na szyi, po czym kierował
się dalej, ucho... policzek...
Drzwi karczmy otwarły się gwałtownie, rozpraszając całą, miłosną atmosferę.
-Cholera!-Przeklął w myślach trójkę osób, które właśnie wkroczyły.
-Gdzie ona jest?!-Wykrzyczał potężnym głosem jeden z nich, który lekko utykał.
-Spokojnie,-Powiedział Arther, aby uspokoić przybyszów.-Kto? O kim pan mówi?-Zaczął wypytywać.
Mężczyzna przewrócił stół, ze zdenerwowania, aż kobieta się wzdrygnęła, po czym wziął oddech i powiedział troszkę spokojniej.
-Gdzie jest ta mała dziewucha, która mi to zrobiła?-Wykrzyczał i pokazał swoją zranioną nogę.
-Nie
wiem, o kim TY mówisz, a poza tym, jakim prawem śmiesz demolować mój
dom?!-Odpowiedział mu zdenerwowany i powoli zasięgnął dłonią rękoiść
swojego miecza, wiszącego u pasa, lecz nie wyciął go.
Przeciwnik
zrobił wręcz przeciwnie. Czerwony ze złości pochwycił swoją srebrną broń
i ukazując swoją potęgę, przeciął przewrócony stół, tak, że posypały
się drzazgi. Następnie skierował się na następne stoły, aby zachęcić
przeciwnika do walki.
-Śmiesz niszczyć moje miano?-Wyryczał na niego
oburzony. Udało się, zdenerwował go tak mocno, iż ledwo uniknął
spodziewanego ciosu. Cóż, ze zranioną nogą, był zbyt słaby, więc szybkim
ruchem dłoni rozkazał swym sługą aby go bronili. Mężczyźni od razu
stawili się przed nim, tworząc osłonę przed atakami. Jeden z nich, o
kruczoczarnych włosach
, przysłaniając z brzdękiem żelaznych mieczy odebrał atak. Szybkim ruchem kopnął przeciwnika, odpychając go do tyłu.
-Trzech
na jednego?-Odezwał się potężnym głosem, niezauważalnie zbliżył się do
atakującego i zadał mu cios w nogę, unikając tym samym ataku w głowę.
Mężczyzna krzyknął z bólu i upadł, a z rozciętej nogi, zaczęła sączyć
się czerwona krew.-Ups, już tylko dwóch-Dodał i zaśmiał się
szyderczo.-No dalej, dalej-Powiedział do następnego. Jak na komendę,
przeciwnik rzucił się na niego i po chwili, słychać już było tylko
brzdęk srebrnych mieczy. Ojciec Laery zwinnie atakował wciąż broniącego
się mężczyznę, lecz chwilowa nieuwaga i niespodziewany atak przeciwnika,
powoduje, iż atakujący rozcina mu prawą dłoń, ledwo omijając żyłę.
Arther puszcza miecz i upada na ziemie. Równie szybko podbiega do niego
jego żona próbująca załagodzić sytuacje. Przeciwnik wykorzystujący
sytuacje, do zabicia dwóch osób na raz, podnosi swą srebrzystą klingę,
by zadać ostateczny cios.
-Dosyć!-Odezwał się brzmiący głos
utykającego.-Dostał nauczkę. Kiedy dziewczyna wróci, za wszelką cenę
będzie się chciała zemścić. To tylko kwestia czasu, kiedy znajdzie się w
naszych sidłach.-Odrzekł i zaśmiał się gromko, a śmiech, rozszedł się
po wszystkich zakamarkach drewnianego domu. Jak na komendę, gwieździste
niebo zaczęło zachodzić ciemnymi, niczym czerń tkwiąca w piórach kruka
chmurami. Utykając, podszedł jeszcze do leżącego i dodał
szeptem.-Powiedz dziewczynie, że na nią czekamy...
Czarne niebo rozbłysło
srebrzystą
błyskawicą, oświetlając gromką sylwetkę utykającego. Drzwi trzasnęły
grzmotem, rozchodzącym się, niczym po całym świecie...
Laera obudziła
się dysząc ciężko, a z jej czoła skapywał stróżki potu. Srebrzysty
błysk przeciął czarne nocne niebo, a grzmot, który po chwili nastąpił,
dudnił jej w uszach, niczym nieustanne wołanie... Krople deszczu
skapywały na zmoczoną ziemie przed jaskinią, a wciąż mokry koń skrył się
pod kamienistym "niebem".
Dziewczyna wierzchem dłoni przetarła swe mokre czoło.
-To
był tylko sen-Powiedziała do siebie i położyła się na drugi bok,
zapominając o całym świecie. Pozwoliła ponownie pochłonąć się kuszącej
ciemności...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz